Nie panikuj [Garth Jennings „Autostopem przez galaktykę”, Alan J.W. Bell „Autostopem przez galaktykę” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Liczne biografie, wspomnienia i artykuły prasowe opowiadają o dniu, w którym Douglas Adams w stanie wskazującym na zużycie leżał na trawie pod Insbruckiem, gdy trafił go fioletowy promie… wróć. Nie ten tekst.
Nie panikuj [Garth Jennings „Autostopem przez galaktykę”, Alan J.W. Bell „Autostopem przez galaktykę” - recenzja]Liczne biografie, wspomnienia i artykuły prasowe opowiadają o dniu, w którym Douglas Adams w stanie wskazującym na zużycie leżał na trawie pod Insbruckiem, gdy trafił go fioletowy promie… wróć. Nie ten tekst.
Garth Jennings ‹Autostopem przez galaktykę›EKSTRAKT: | 100% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 %  |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
| Tytuł | Autostopem przez galaktykę | Tytuł oryginalny | The Hitchhiker’s Guide to the Galaxy | Dystrybutor | Forum Film | Data premiery | 10 czerwca 2005 | Reżyseria | Garth Jennings | Zdjęcia | Igor Jadue-Lillo | Scenariusz | Douglas Adams, Karey Kirkpatrick | Obsada | Martin Freeman, Mos Def, Sam Rockwell, Zooey Deschanel, Bill Nighy, Warwick Davis, John Malkovich, Stephen Fry, Richard Griffiths, Kelly Macdonald, Ian McNeice, Helen Mirren, Steve Pemberton, Alan Rickman, Jason Schwartzman | Muzyka | Joby Talbot | Rok produkcji | 2005 | Kraj produkcji | USA, Wielka Brytania | Czas trwania | 110 min | WWW | Strona | Gatunek | komedia, przygodowy, SF | Zobacz w | Kulturowskazie | Wyszukaj w | Skąpiec.pl | Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Cześć i dzięki za całą resztę W każdym razie w jednym punkcie czasoprzestrzennym zaistniał Adams, wspomnienie piwa i rozgwieżdżone niebo – i oto narodził się pomysł kosmicznych autostopowiczów i galaktycznego odpowiednika „Autostopem przez Europę” – podręcznika, z którego pomocą Douglas tanim kosztem zwiedzał kontynent. W kolejnym punkcie czasoprzestrzeni znalazł się Adams, uporczywa chęć bycia komikiem 1), depresja i radiowiec Simon Brett – i oto narodził się pomysł serii komediowych słuchowisk, wychodzących z idei, przy której recepta Alfreda Hitchcocka na udany początek jest niczym Bob Dylan grający na harfie największe hity The Smiths. Oto Ziemia zostaje zniszczona – z błahego powodu: trzeba było zrobić miejsce pod hiperprzestrzenną autostradę. Tu zaczyna się przygoda Artura Denta – jedynego ocalałego Ziemianina, który dzięki swojemu przyjacielowi Fordowi Prefectowi (jak się okazuje, kosmicie) załapał się na kosmiczną okazję. Audycja, napędzana niesamowitym poczuciem humoru Adamsa, szybko zyskała status kultowej, posypały się propozycje – w tym napisania książki. Douglas zabrał się do pracy: książka okazała się bestsellerem, kontynuacje były kwestią czasu. Trylogia ostatecznie liczy sobie pięć części: „Autostopem przez galaktykę”, w której Artur Dent, chcąc nie chcąc, wyrusza w kosmiczną podróż; „Restauracja na końcu wszechświata”, w której Artur Dent chce coś zjeść, ale kończy w ostatnim punkcie czasoprzestrzeni, którego by się spodziewał; „Życie, wszechświat i cała reszta”, w której Artur Dent wraz z przyjaciółmi musi uratować rzeczony wszechświat, „Cześć i dzięki za ryby”, w której Artur Dent robi coś mocno niearturodentowego, a mianowicie jest szczęśliwy; oraz „W zasadzie niegroźna”, którą ludzie czytają na chwilę przed strzeleniem sobie w łeb 2). W zasadzie do zrobienia W 1982 roku po raz pierwszy na poważnie zaczęto rozmyślać nad produkcją filmu o przewodniku dla galaktycznych autostopowiczów. Prawie ćwierć wieku później, czyli zaledwie chwilkę w historii wszechświata (acz kupę czasu na kulce kurzu, zwanej Ziemią), film trafił na ekrany kin. Napisać o nim, że to kolejne wcielenie „Autostopem przez galaktykę” to trochę mało, bo niewątpliwie może on liczyć na znacznie szerszą publiczność niż pozostałe. Sprzedawany jako kosmiczna komedia – „Chyba, że Marvin będzie miał depresję” 3) – rozbawi z pewnością nie tylko fanów Douglasa Adamsa, a może i przysporzy mu nowych. Uwięzienie Latającego Cyrku Douglasa Adamsa na błonie filmowej nie było zadaniem łatwym. Z wielości wątków, postaci, wydarzeń i wersji fabuły wybrać takie, żeby film był przyjemny, zrozumiały i zabawny – zdawać by się mogło, że zabrałoby to ładnych parę milionów lat nawet Głębokiej Myśli – tymczasem udało się duetowi Jennings i Goldsmith (znanemu również jako Hammer and Tongs). Zmodyfikowali oni (wraz z Karey’em Kirkpatrickiem) pierwotny scenariusz napisany przez Douglasa, przekonali do swoich pomysłów hollywodzkich producentów i zrealizowali je w naprawdę interesujący sposób. Im zawdzięczamy, że powstała najbardziej brytyjska z amerykańskich produkcji, bowiem do pracy zaprzęgli swoją stałą ekipę (z którą tworzyli teledyski i reklamy). Kolejnym – po kompresji treści – problemem, z jakim musieli się zmierzyć twórcy, było dobranie odpowiednich aktorów, by sportretować wesołą gromadkę: pogrążonego w „quiet desperation” brytyjskiego everymana Artura Denta; właściciela ego wielkości Drogi Mlecznej i szałowych ciuchów, prezydenta Zaphoda Beeblebroxa; kosmicznego dziennikarza Forda Prefecta oraz piękną i inteligentną Trillian. W roli pomiętego Ziemianina Denta obsadzono Martina Freemana, którego, hmm, walory mieliśmy okazję podziwiać w katalogu fajnych brytyjskich aktorów pt. „To właśnie miłość” (dla niepoznaki sprzedawanym jako romantyczna komedia). Warto wspomnieć, że wybrany z niego został również Bill Nighy (dostał rolę Slartibartfasta) oraz Alan Rickman, który dał z siebie to, co ma najlepsze, czyli głos – dla paranoidalnego androida Marvina. Doskonały wybór, doprawdy. Forda, przyjaciela Artura, zagrał Mos Def – spisał się ładnie (choć szczerze mówiąc większość jego roli sprowadzała się do biegania po planie z ręcznikiem 4)) i zupełnie nie przeszkadzało to, że wbrew opisowi z książki nie jest rudy. Prawdziwą gwiazdą jest odtwarzający Zaphoda Sam Rockwell. Szalony, ostry i na luzie, oto Zaphod, o jakim śniły fanki przewodnika wpatrując się w samotne noce w rozgwieżdżone niebo. Natomiast Zooey Deschanel jako Trillian jest piękna, inteligentna i żądna przygód – dokładnie taka, jaką wyobrażali ją sobie fani przewodnika wpatrując się w samotne noce w ekrany komputerów. Uwaga: dla widzów o zaimplementowanej osobowości typu malkontent proponujemy prosty eksperyment: zamknijcie oczy i wyobraźcie sobie w tych rolach Dan Aykroyda albo Jima Carreya, gdyż i na takie pomysły wpadano w czasie odysei „nakręćmy Autostopem”. Za szkody wynikłe ze zbyt plastycznej wyobraźni redakcja nie odpowiada. Alan J.W. Bell ‹Autostopem przez galaktykę›EKSTRAKT: | 100% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 %  |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
| Tytuł | Autostopem przez galaktykę | Tytuł oryginalny | The Hitchhiker’s Guide to the Galaxy | Reżyseria | Alan J.W. Bell | Scenariusz | Douglas Adams, John Lloyd | Obsada | Simon Jones, David Dixon, Sandra Dickinson, Mark Wing-Davey, Peter Jones, David Prowse, Douglas Adams | Muzyka | Bernie Leadon | Rok produkcji | 1981 | Kraj produkcji | Wielka Brytania | Czas trwania | 198 min | WWW | Strona | Gatunek | komedia, SF | Zobacz w | Kulturowskazie | Wyszukaj w | Skąpiec.pl | Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Kosmos – znaczy kosmici. Tę kwestię twórcy rozegrali niczym Doc Holiday partyjkę pokera – zlecili wykonanie kukieł Warsztatom Jima Hensona. W efekcie powstała rasa Vogonów, o jakiej śniła część mentalnie niestabilnych fanów wpatrując się w samotne noce w dno brudnego, dworcowego pisuaru 5). Owi pochodzący z Vogsfery kosmici nie dość, że wyglądają dokładnie tak, jak brzmi ich niesławna poezja, to są nadto indywidualnie zróżnicowani. Także do reszty efektów specjalnych nie można mieć zarzutów – co więcej, inwencja, z jaką wykreowano różne elementy kosmicznej scenografii zasługuje na toast wzniesiony Pangalaktycznym Gardłogrzmotem. Jeśli komuś nie spodoba się krążownik „Serce ze złota”, jeśli nie porazi go wizja fabryki, w której buduje się planety, jeśli nie zachwyci wysmakowanie toporna estetyka planety Vogonów, to niech se kurde „Wiedźmina” ogląda. Głowa, która wam się przyśni Choć film kinowy rodził się w bólach, „Autostopem…” zmaterializowano już kiedyś pod postacią ruchomych obrazków. Miniserial, zrealizowany przez telewizję BBC w roku 1981, czerpał garściami z tradycji tanich efektów specjalnych, doskonalonych przez dekady produkcji serialu „Doctor Who” (do którego Adams pisywał zresztą scenariusze). Tandetność części scenografii przekracza granicę, za którą mieszkają już rzeczy kultowe – druga głowa Zaphoda jest okropną, przerażającą gumową maską, której wspomnienie – zupełnie jak nasz swojski „Test Pilota Pirxa” – spowodowało nawrót nocnego moczenia u wielu fanów przewodnika. Nieubłaganie płynący czas najmniej łaskawie obszedł się z postacią Trillian: zrobioną tak totalnie w stylu lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku, że nawet najzagorzalsi miłośnicy sentymentalnych wycieczek w krainę nostalgii mogą poczuć się niczym turyści oszukani przez biuro podróży. Ale to już wszystkie wady wersji telewizyjnej. Wszelkie niedogodności 6) wynagrodził scenariusz (oparty na pierwszej powieści i części „Restauracji na końcu wszechświata”), znakomicie dobrani aktorzy i przewodnik „Autostopem przez galaktykę”. Fragmenty przewodnika wplecione w fabułę serialu to animacje autorstwa Roda Lorda – stylizowana na grafikę komputerową rzetelna, ręczna robota 7). Kinowa wersja zachęca do porównań – przynajmniej tych, którzy lubią wpadać na najbardziej oczywiste pomysły. Kilka serialowych rozwiązań – takich jak narrator i animowany przewodnik – zostało użytych również w filmie. I słusznie, gdyż większość humoru Adamsa opierała się na słowie 8), a że to mało filmowe? A kogo to obchodzi, ogląda się świetnie. Animacje Roda Lorda były wyzwaniem dla twórców filmu – ciężko było z nimi konkurować. Nie spisali się źle tworząc wesołe, eleganckie animki, ale te serialowe są zdecydowanie bardziej przekonujące. Znacznie lepiej w filmie wypadła fabryka planet – i to nie dzięki rozmachowi drogich FX, ale pomysłowi, by pojazd, którym bohaterowie zwiedzają ogromny kombinat, był zwykłą, żółtą, industrialną platformą. Jest to wielgaśnie fajniejsze rozwiązanie, niż wyjęty wprost z pulpowej s-f latający kulisty pojazd użyty w serialu. Stamtąd również wyjęto Marvina – ma on zresztą cameo w filmie – to ten blaszak stojący w kolejce na planecie Vogonów. Były słuchowiska, książki, gry, komiks 9) i serial. Każda inkarnacja „Autostopem przez Galaktykę” była niepowtarzalna i wnosiła coś nowego 10). Mimo, że zmarły w 2001 Douglas Adams nie mógł nadzorować powstawania filmu, pełnometrażowy „Przewodnik” może stać bez wstydu przed swoimi wspaniałymi przodkami. Głównie dzięki wspaniałej rzeczy, o której śnili wszyscy fani przewodnika, choć o tym, że jej pożądali, dowiedzieli się dopiero, gdy ją dostali – mowa o cudownym, musicalowym numerze otwierającym film 11).  1) Już w czasie studiów marzyło się Adamsowi zostanie piszącym skecze aktorem. Przyłączył się do działającej na Cambridge grupy Footlights, do której wcześniej należały takie sławy brytyjskiego humoru jak John Cleese, Graham Chapman. Po studiach współpracował przez jakiś czas z Grahamem Chapmanem – jednak urodził się z tej współpracy tylko pilot serialu. I mnóstwo kaców.
2) Przekleństwa, jakie zostały wygłoszone pod adresem autora po przeczytaniu piątego tomu Trylogii, stały się podstawą do wydawniczego bestsellera „W zasadzie niegroźna Douglasa Adamsa – 276709 sposobów na recenzję w weekend”.
3) Przewodnik „Autostopem przez galaktykę” określa copyrighterów odpowiedzialnych za kampanię reklamową filmu jako „sforę bezmózgich szaleńców, którzy pierwsi pójdą pod mur, gdy nadejdzie rewolucja”. Zapis ten został usunięty z najnowszej aktualizacji książki – nie tyle z powodu pozwu sądowego, co obietnicy dostarczenia go korzystając z usług Vogonów.
4) Słownik języka polskiego definiuje ręcznik jako „obrębiony płat tkaniny (zwykle lnianej lub frotté, najczęściej o kształcie wydłużonego prostokąta, służący do wycierania się po myciu”. Przewodnik „Autostopem przez galaktykę” podaje dłuższą i bardziej praktyczną definicję. Przewodnik sprzedaje się znacznie lepiej niż słownik.
5) Autor powyższego akapitu zajmuje zaszczytne trzecie miejsce w kategorii „twórca najbardziej wysilonych dowcipów”. Drugie należy do Gnuzmaza Ichaticza, małego, pokrytego łuską konferansjera z baru w podrzędnej dzielnicy planety Plural Beta Basin. Pierwsze przypadło natomiast Michałowi Chacińskiemu, popularnemu krytykowi filmowemu z w zasadzie niegroźnej planety Ziemia.
6) Prawdziwy fan przewodnika odkryje tu aluzję do zakończenia jednej z powieści wchodzących w skład Trylogii. Przeciwieństwem prawdziwego fana jest tzw. fan nieprawdziwy, czyli artificial fan – produkowany przez Cybernetyczną Korporację Syriusza android w kształcie nastolatka, zaprogramowany by podążać za najnowszymi popkulturowymi trendami.
8) Piękno Adamsowego języka jest nieprzetłumaczalne na język polski. Oto choćby opis domu Artura Denta: „Not a remarkable house by any means – it was about thirty years old, squattish, squarish, made of brick, and had four windows set in the front of a size and proportion which more or less exactly failed to please the eye”. Czysta poezja.
9) Przewodnik „Autostopem przez galaktykę” opisuje go jako „jedną z pięciu rzeczy, których naprawdę nie chcecie oglądać”. Douglas Adams nie uczestniczył w jego tworzeniu.
10) Komiks wniósł nowy sposób na opróżnianie żołądka.
11) Film wnosi jeszcze tego aktora, co ciągle gra ogony i nikt nigdy o nim nie pamięta. Ten, no, John Malkovich. Postać przez niego odtwarzaną Adams wymyślił specjalnie na potrzeby wersji kinowej.
42) Odpowiedź na pytanie o życie, wszechświat i całą resztę.
|