Najnowszy film Alexandra Payne’a zaskakuje formą i tematem, ale budzi przy tym raczej mieszane uczucia.
Konrad Wągrowski
Blaski i cienie świata liliputów
[Alexander Payne „Pomniejszenie” - recenzja]
Najnowszy film Alexandra Payne’a zaskakuje formą i tematem, ale budzi przy tym raczej mieszane uczucia.
Alexander Payne
‹Pomniejszenie›
EKSTRAKT: | 60% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 %  |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Pomniejszenie |
Tytuł oryginalny | Downsizing |
Dystrybutor | UIP |
Data premiery | 12 stycznia 2018 |
Reżyseria | Alexander Payne |
Zdjęcia | Phedon Papamichael |
Scenariusz | Alexander Payne, Jim Taylor |
Obsada | Matt Damon, Christoph Waltz, Hong Chau, Kristen Wiig, Rolf Lassgård, Ingjerd Egeberg, Udo Kier, Søren Pilmark |
Muzyka | Rolfe Kent |
Rok produkcji | 2017 |
Kraj produkcji | USA |
Czas trwania | 135 min |
Gatunek | dramat, komedia, SF |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Alexander Payne zdążył zdobyć już renomę twórcy cenionych niezależnych pozycji obyczajowych. Zaczął od udanej satyry na środowisko szkolne i amerykański pęd ku karierze w „Wyborach”, a potem jego kolejne filmy – „Schmidt”, „Bezdroża”, „Spadkobiercy”, „Nebraska” – regularnie zagościły na listach oscarowych nominacji, zbierając też pokaźne garście innych nagród i ciepłe głosy krytyków. Pokazywał małomiasteczkową Amerykę, pokazywał przeciętniaków, którym w życiu się nie układa, patrzył na to wszystko z ironią, czasem współczuciem, ale też ze zrozumieniem przywar swoich bohaterów. Wydawało się, że ma już swój styl i zakres tematów, a tymczasem w swym najnowszym filmie zaskoczył wszystkich podjętym tematem i przynależnością gatunkową, Czym bowiem jest „Pomniejszenie"? Science fiction? Fantasy (w amerykańskim rozumieniu tego słowa)? Parodią tych gatunków? Satyrą społeczną? Kinem społecznie zaangażowanym? Zapewne wszystkim tym po trochu, co niestety do końca filmowi nie służy.
„Pomniejszenie” to historia genialnego wynalazku. Szwedzcy naukowcy opracowują technologię pomniejszania organizmów żywych do kilku procent oryginalnego rozmiaru. Ludzie, którzy poddadzą się zabiegowi, zostaną zmniejszeni do postaci dwunastocentymetrowych, zachowując przy tym osobowości i wszystkie funkcje życiowe. Dla twórców tej technologii ich pomysł będzie szansę na wielką zmianę cywilizacyjną — pomniejszeni ludzie będą przecież zużywać mniej zasobów i mniej zanieczyszczać planetę. Dla innych miniaturyzacja będzie miała inne znaczenie — stanie się szansą na dostatnie życie tanim kosztem. Symbolicznie mówi o tym przedstawicielka firmy oferującej „pakiet pomniejszeniowy”, tłumacząc na ile majątek w świecie „kingsajzu” przełoży się w świecie miniatur. Bo przecież z maleńkiego okruchu złota można wytworzyć całą piękną biżuterię, a elegencki domek dla lalek, który kosztuje kilkaset dolarów, może służyć za efektowną i bogatą rezydencję. Z oferty zdecyduje się skorzystać amerykański przeciętniak Paul Safranek (Matt Damon), który na wszystko najpierw patrzy z owego konsumpcjonistycznego punktu widzenia, by pod wpływem wietnamskiej sprzątaczki Ngoc Lan Tran (znakomita Hong Chau) zacząć zmieniać swe podejście…
Motyw pomniejszania ludzi oczywiście nie jest nowy. Wspomnijmy choćby klasyczne „Człowiek, który się nieprawdopodobnie zmniejszał”, późniejszą „Fantastyczną podróż”, jej remake „Innerspace”, komediowe „Kochanie, zmniejszyłem dzieciaki”, oczywiście nasz „Kingsajz” (choć raczej a rebours – tu bohaterowie doznają raczej powiększania), czy też… „Ant-Man”. Temat niby nośny, dający szanse na popis speców od scenografii i efektów specjalnych, ale jednak w kinie wcale nie tak bardzo popularny. Bo i większość z tych filmów to nieskomplikowane propozycje przygodowe bądź komediowe. Trzeba przyznać, że Payne miał tu zdecydowanie najbardziej oryginalny pomysł — jego pomniejszenie nie jest sztuką dla sztuki, ale szansą na społeczno-polityczny manifest.
Pogadajmy więc o przesłaniu, ukrytym pod komediową powłoką. Mamy tu niewątpliwie krytykę amerykańskiego konsumpcjonizmu. Wynalazek pomniejszenia powstaje w Europie i dla Skandynawów (który są przedstawiani jako troszczący się o planetę zaangażowani aktywiści) staje się szansą na ratunek dla Ziemi i naszej cywilizacji, a dla Amerykanów, którzy wynalazek przejmują, stanowi już tylko źródło czysto materialistycznych rozkoszy. Dodatkowo utopia w wersji skandynawskiej staje się powrotem do natury, a w wersji amerykańskiej przeniesieniem podziałów społecznych i rozwarstwienia majątkowego na niższy poziom (który, pozornie, miał być rajem na Ziemi). Payne jest pesymistą, uważa, że małe są szanse by ludzkość zmądrzała, że nawet dar niebios zostanie zmarnowany tak jak i inne dary. Utopia po krótkim czasie staje się utopią dla wybranych, a „na dole aż czarno od mioteł i łopat”, jak mówił poeta. Piękne, eleganckie i niskokosztowe osiedle szybko obrasta w brzydkie, obskurne i jeszcze bardziej niskokosztowe slumsy…
Przyznam, że mam z „Pomniejszeniem” problem. Przy całej sympatii dla twórcy (bo lubię jego wcześniejsze filmy), przy całym szacunku dla podejmowanych tematu, przy całej wdzięczności za momentami niezłą zabawę (film ma całkiem udane komediowe pomysły, wygrywające oczywiście głównie zderzenia świata miniatur ze światem gigantów), muszę stwierdzić, że „Dowsizing” to film mocno nierówny i niekonsekwentny. Najważniejsze jest pęknięcie mniej więcej w połowie, które drastycznie zmienia klimat filmu — z ironicznej komedyjki na poważny dramat na temat kondycji ludzkości. I choć z pozoru nie ma nic złego w takich hybrydach, to w tym przypadku przeciętny widz nie będzie miał duże problemy, aby się przestawić na inne tematy. Pierwsza komediowa, satyryczna cześć nie pozwala potraktować serio kwestii, które podnosi Payne. Z drugiej strony osoby, które przyszły na komedię będą drugą połową filmu z pewnością mocno rozczarowane. Ofiarami tego cięcia stają się też bohaterowie – żona Paula znika gwałtownie i właściwie nie wiadomo po co ta postać była umieszczona w filmie, z kolei ciekawie zapowiadający się bohater grany przez Chirstopha Waltza też nie zostaje wygrany, bo w sumie z punktu widzenia fabuły pozostaje tylko łącznikiem z norweską kolonią. Jestem pewien, że ten film można było napisać dużo lepiej. Payne staje się ofiary wygórowanych ambicji. Podąża na ślepo w kierunku swego przesłania, ignorując wiele rysujących się kwestii i pytań. Jego świat zaczyna się rozsypywać od strony logicznej, a warstwa społeczna i filozoficzna jest zbyt płytka, by to zrekompensować.
PS. Chciałbym dodać, że zawsze w takich filmach intrygował mnie mechanizm takiego pomniejszania. Czy jest to pomniejszania struktur molekularnych, czy też redukcja komórkowa? Jeśli to pierwsze — czyli wszystkie atomy i cząsteczki człowieka zostają pomniejszone, to przecież przestaje on być „kompatybilny” z otoczeniem (i nie może jeść np. ogromnej truskawki, bo to przecież owoc złożony z innych elementów niż te, które potrafi trawić żołądek, podobnie przecież jest z oddychaniem). Jeśli to drugie — czyli z organizmu usunięte zostaje 90% budujących go komórek, a reszta jakimś cudem tworzy wciąż funkcjonujący organizm, to w jaki w ogóle sposób po usunięciu dziewięciu dziesiątych zawartości mózgu można pozostać sobą? Ale to i tak tylko początek problemów logicznych z całym tym konceptem…
