Kto by się spodziewał po twórcy „Lobstera” oscarowego kina kostiumowego? Yorgos Lanthimos przyzwyczaił nas do pesymizmu, ekscentrycznych konceptów, dziwacznych bohaterów i absurdalnego, nieludzkiego świata – w „Faworycie” tego nie zabraknie, choć to bez wątpienia najbardziej przystępny film w karierze greckiego reżysera. Najlepszy od czasu „Kła” – także za sprawą trzech wybitnych aktorek.
Żmije
[Yorgos Lanthimos „Faworyta” - recenzja]
Kto by się spodziewał po twórcy „Lobstera” oscarowego kina kostiumowego? Yorgos Lanthimos przyzwyczaił nas do pesymizmu, ekscentrycznych konceptów, dziwacznych bohaterów i absurdalnego, nieludzkiego świata – w „Faworycie” tego nie zabraknie, choć to bez wątpienia najbardziej przystępny film w karierze greckiego reżysera. Najlepszy od czasu „Kła” – także za sprawą trzech wybitnych aktorek.
Yorgos Lanthimos
‹Faworyta›
EKSTRAKT: | 80% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 %  |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Faworyta |
Tytuł oryginalny | The Favourite |
Dystrybutor | Imperial CinePix |
Data premiery | 8 lutego 2019 |
Reżyseria | Yorgos Lanthimos |
Zdjęcia | Robbie Ryan |
Scenariusz | Deborah Davis, Tony McNamara |
Obsada | Olivia Colman, Rachel Weisz, Emma Delves, Faye Daveney, Emma Stone, Paul Swaine, Jennifer White, LillyRose Stevens |
Rok produkcji | 2018 |
Kraj produkcji | Irlandia, USA, Wielka Brytania |
Czas trwania | 120 min |
Gatunek | biograficzny, historyczny |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Yorgos Lanthimos lubi swoich bohaterów wytarzać w błocie, posyłać na czworaka i odzierać z głębszej myśli, dostrzegając głównie zwierzęce odruchy, podczas gdy wyrafinowane kulturowe konstrukty – moralność, język, miłość – pryskają jak bańka. Tytuły filmów Greka bywają tu nieprzypadkowe: jak nie kieł, to homar, w najlepszym wypadku poświęcony jeleń. Również w „Faworycie”, najnowszym filmie reżysera, mamy zoo w pełnej krasie – kaczki, konie, króliki, homary, no i żmije w ludzkiej skórze, których przebiegłość i podłość stawia na czele tego zwierzyńca. Choć wydaje się, że tym razem Lanthimos ma dla swojej menażerii więcej sympatii.
Rzecz dzieje się w Anglii, na dworze królowej Anny Stuart, na początku osiemnastego wieku – ale nie łudźmy się, Lanthimos nie udaje „Wolf Hall” Hilary Mantel i nie rzuca nowego światła na brytyjską historię i meandry dawnej polityki. To, że torysi walczą tu w parlamencie z wigami, a gdzieś tam toczy się wojna z Francją ma znaczenie drugorzędne – ważniejsza są pałacowe przepychanki, próba sił postaci oraz zepsucie elit: wszystko, co się nie zmienia do dziś. W „Faworycie” nikt nie ma poglądów: liczą się przetrwanie, pełna kiesa i zaspokajanie kaprysów. Lanthimos zresztą co chwila przypomina, że nie oglądamy tu szacownego kina w kostiumie – a to jakiś bluzg zabrzmi nader współcześnie, a to figura taneczna wyda się zaskakująco awangardowa jak na osiemnasty wiek. Świat w obiektywie operatora Robbiego Ryana wydaje się odrealniony, pełen niedorzecznego bogactwa. Od dworu Anny Stuart do Białego Domu Trumpa droga niedaleka.
Cały ten beztroski rozgardiasz, w którym wyścigi kaczek ekscytują arystokrację o wiele bardziej niż wieści z frontu, próbuje ogarnąć Sarah, księżna Marlborough (Rachel Weisz). Królowa (Olivia Colman) wiecznie niedomaga, ale jej prawa ręka – oraz sekretna kochanka – znakomicie odnajduje się w zawiłościach monarchii parlamentarnej, by wymóc na panującej realizację swoich planów. Sytuacja zmienia się w chwili, gdy na dwór królowej przybywa Abigail (Emma Stone), kuzynka księżnej – zdeklasowana szlachcianka, którą swego czasu ojciec przegrał w karty. Dziewczyna postanawia zaczepić się w pałacu, zakręcić możliwie blisko królowej i zdobyć jej przychylność – tak, by już nigdy nie mieć w perspektywie powrotu do rynsztoka. Gdy Abigail poznaje tajemnicę łączącą Sarah i królową, zaczyna rozumieć, że nie ma pewniejszego miejsca w pałacu niż alkowa królowej. A nowa, śliczna dwórka może wyrzucić stamtąd starszą kochankę.
Rywalizacja Rachel Weisz i Emmy Stone to sama przyjemność – oczywiście, o ile ktoś uznaje, że przyjemne może być kopanie pod sobą dołków, knucie i wbijanie sobie noża w plecy. Na szczęście Lanthimos i scenarzyści Deborah Davis i Tony McNamara nie obracają filmowego konfliktu w kostiumowe zapasy w kisielu – intrygi i docinki są tu dowcipne, a obie konkurentki wykorzystują zarówno swoje ciała, jak i inteligencję. Jeśli podstępność kiedykolwiek bywa urocza i budząca podziw, to w takich chwilach jak w „Faworycie”, gdy debiutująca w pałacu Abigail kaszle w obecności królowej, po czym tłumaczy się Annie, mówiąc, że zaziębiła się zbierając dla niej zioła do okładów na chore nogi.
W „Faworycie” to kobiety są siłą sprawczą – mężczyźni zdają się pionkami w grze: czasem pomocni w damskich rozgrywkach, czasem do poświęcenia. Jeśli „Faworyta” jest w którymś miejscu oryginalna, to nie w obrazowaniu gnuśności i amoralności elit, ale w kpieniu sobie z genderowych schematów (także tych współczesnych i słuszniejszych): to nie jest film, w którym źli mężczyźni spiskują przeciw szlachetnym kobietom (ostatnim przykładem: „Maria, królowa Szkotów”). To film, w którym skomplikowane, przebiegłe bohaterki rozdają karty. Nijak się to ma do historii, nijak do współczesności – ale jakże dobrze się ogląda.
W walce Abigail i Sarah nie ma moralności, ale jest wigor i pomysłowość – coś, co dawno opuściło samą monarchinię. W „Faworycie” królowa Anna jest postacią o krok od groteski – słabowita, mdlejąca, kapryśna, niezdolna do prowadzenia jakiejkolwiek polityki (co obie faworyty skwapliwie wykorzystują), a przy tym wciąż obdarzona decydującym głosem. Jest jak otumaniona wersja Królowej Kier z „Alicji w Krainie Czarów”, gdy ćwicząc taneczny krok powtarza „ściąć jej głowę, ściąć jej głowę”. Dzięki świetniej roli Olivii Colman, Anna – nawet gdy zastanawia się, czy makijaż upodabnia ją do borsuka – nie jest jednak karykaturą: to nieszczęśliwa, chora kobieta, na której ciąży zbyt duża odpowiedzialność. Tę słabość najpełniej symbolizuje siedemnaście królików hodowanych przez monarchinię – sentymentalny wyraz nieprzepracowanej traumy (o której wiedzą obie konkurentki: jedna ignoruje problem, druga cynicznie znajduje w nim swoją przewagę).
W tej zmyślnej krzyżówce „Wszystko o Ewie” i „Kontraktu rysownika” Lanthimos, choć szyderczo przyglądający się zepsutemu światu, nie jest aż tak okrutny wobec swoich postaci jak w poprzednich filmach. „Faworyta” jest bodaj pierwszym filmem Greka, w którym aktorzy nie grają tak, jakby wyssano im duszę przed wejściem na plan. Bohaterek nie da się rozgrzeszyć – lecz tym razem można je zrozumieć: Anna cierpi na depresję, ale zamiast otrzymać pomoc, jest wykorzystywana przez innych; księżna Sarah manipuluje królową, ale przynajmniej potrafi być wobec niej szczera; Abigail z kolei jest jedyną bohaterką, której realnie grozi ulica – a jedynym pewnym sposobem na uniknięcie psiego losu jest dla niej przychylność królowej. Podobnie jak świetna „Lady M.”, film Lanthimosa w gorzki sposób mówi o perspektywach solidarności w klasowym społeczeństwie – gdy łatwo zlecieć z drabiny awansu społecznego trudno o współczucie czy siostrzeństwo. Równie nieczułe okazują się tu elity i doły społeczne – gdy Abigail przybywa do pałacu i zatrudnia się w kuchni, pierwszych okrucieństw doznaje od innych służących.
Trzy aktorki Lanthimosa są wyśmienite – wszyscy słusznie wychwalają Olivię Colman, ale gdybym miał komuś przyznać palmę pierwszeństwa, to Emma Stone wiedzie w „Faworycie” prym – są tu sceny, które, gdyby nie jej talent, przeszłyby niezauważone (skradanie się nocą w pałacowych komnatach, te wszystkie czujne spojrzenia). U Lanthimosa aktorka daje prawdziwy popis umiejętności komediowych i dramatycznych, który godny jest Oscara (niekoniecznie za rolę drugoplanową). Choć ostatecznie to jej bohaterka wydawać się może najbardziej niegodziwa, dzięki Stone zachowuje ludzki rys.
