East Side Story: Tyle demona, ile trucizny w zapałce [Grigorij Konstantinopolski „Rosyjski demon” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Mam z tym filmem problem. Z jednej strony doceniam jego awangardową formę, z drugiej drażni mnie dezynwoltura, z jaką autor podchodzi do fabuły. Cieszą mnie nawiązania do rosyjskiej tradycji, ale martwi fakt, że wszystko to nie zmierza do jakiegoś określonego celu, a zatapia się jedynie w imitowaniu stylu Davida Cronenberga czy Nicolasa Windinga Refna. Jaki obraz wzbudził we mnie takie kontrowersje? „Rosyjski demon” Grigorija Konstantinopolskiego.
East Side Story: Tyle demona, ile trucizny w zapałce [Grigorij Konstantinopolski „Rosyjski demon” - recenzja]Mam z tym filmem problem. Z jednej strony doceniam jego awangardową formę, z drugiej drażni mnie dezynwoltura, z jaką autor podchodzi do fabuły. Cieszą mnie nawiązania do rosyjskiej tradycji, ale martwi fakt, że wszystko to nie zmierza do jakiegoś określonego celu, a zatapia się jedynie w imitowaniu stylu Davida Cronenberga czy Nicolasa Windinga Refna. Jaki obraz wzbudził we mnie takie kontrowersje? „Rosyjski demon” Grigorija Konstantinopolskiego.
Grigorij Konstantinopolski ‹Rosyjski demon›EKSTRAKT: | 50% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 %  |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
| Tytuł | Rosyjski demon | Tytuł oryginalny | Русский бес | Reżyseria | Grigorij Konstantinopolski | Zdjęcia | Matwiej Stawicki | Scenariusz | Grigorij Konstantinopolski | Obsada | Iwan Makarewicz, Liubow Aksionowa, Witalij Kiszczenko, Wiktoria Isakowa, Grigorij Konstantinopolski, Timofiej Tribuncew, Aleksander Striżenow, Yuliya Aug, Kseniya Rappoport, Maksim Witorgan, Michaił Jefremow, Anastazja Coj, Ksenia Kniaziewa, Maria Szałajewa, Alisa Chazanowa | Rok produkcji | 2018 | Kraj produkcji | Rosja | Czas trwania | 98 minut | Gatunek | dramat, komedia, thriller | Zobacz w | Kulturowskazie | Wyszukaj w | Skąpiec.pl | Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Jednego twórcy „Rosyjskiego demona” na pewno nie można odebrać – że od momentu rozpoczęcia kariery reżyserskiej kroczy swoją własną ścieżką i nieczęsto z niej zbacza. Grigorij Konstantinopolski urodził się w 1964 roku w Moskwie; jako dwudziestodwulatek otrzymał dyplom ukończenia szkoły teatralnej w Jarosławlu, cztery lata później poszerzył wykształcenie, kończąc wydział reżyserski na Wyższych Kursach Scenariopisarstwa i Reżyserii. Miał już wtedy za sobą debiutancki filmik, krótkometrażówkę „Czerwone słonie” (1988), która zapowiadała narodziny talentu wymykającego się zaszufladkowaniu, ale tym samym często skazanego na niezrozumienie i odrzucenie. Może więc dlatego Konstantinopolski nie rozpoczął z biegu profesjonalnej kariery, a na prawie dekadę „utknął” jako twórca wideoklipów (nakręcił ich około trzystu), reklamówek telewizyjnych oraz programów rozrywkowych. Właściwego kinowego debiutu doczekał się dopiero w 1999 roku, kiedy to powstała – trzeba przyznać, że ze świetną obsadą – komedia kryminalna „8 i pół dolarów”. Rok później zrealizował mistyczną nowelę „Hipnoza”, która została włączona do almanachu „Czarny pokój”. I kiedy wydawało się, że teraz pójdzie już z górki… …ponownie nastąpił prawie dziesięcioletni zastój. Przerwała go premiera „Koteczki” (2009) – komedii psychologicznej (swego czasu prezentowanej w Polsce przez kanał Wojna i Pokój) złożonej z pięciu opowieści-monodramów o życiu mężczyzn w średnim wieku. To nie był zły film, ale jego forma sprawiała, że trzeba było ogromnego samozaparcia, aby dotrwać do końca. Bardziej strawna okazała się liryczna komedia „Samiczka” (2010), która znów jednak nie pociągnęła za sobą wysypu filmów Konstantinopolskiego. Kolejny okres posuchy przerwał czteroodcinkowy miniserial tragikomiczny „Pijana firma” (2016), po którym reżyser z miejsca przystąpił do pracy nad – opartym na własnym scenariuszu – „Rosyjskim demonem”. Po raz pierwszy dzieło to pokazano na ubiegłorocznym (czerwcowym) Otwartym Rosyjskim Festiwalu Filmowym „Kinotawr” w Soczi, gdzie nie tylko uzyskało ono nominację do Grand Prix (o to akurat zbyt trudno nie było), ale – to dużo istotniejsze – przyniosło twórcy nagrodę za reżyserię. A to już na pewno był powód do radości. Teraz tylko należało zdyskontować sukces, najszybciej jak się da kierując wyróżniony film do szerokiej dystrybucji. Należało tak zrobić, ale… z jakiegoś powodu nie zrobiono. Kinowa premiera „Rosyjskiego demona” odbyła się bowiem dopiero 31 stycznia tego roku – ponad siedem miesięcy po „Kinotawrze”. Można więc podejrzewać, że w Soczi dystrybutorzy nie rzucili się Konstantinopolskiemu na szyję i nie przedkładali do podpisania korzystnych umów. W sumie, jeśli tak właśnie było, można zrozumieć w pełni ich sceptycyzm. Nie jest to bowiem obraz, który ma szanse zawędrować na szczyt box-offisu. O konkurowaniu z wcale nie lepszym artystycznie wojennym „ T-34” nie ma mowy. Co oczywiście nie oznacza, że mamy do czynienia z dziełem złym; przecież jurorzy w Soczi nie mogli popełnić aż tak katastrofalnego błędu i nagrodzić kogoś, kto nie ma pojęcia o reżyserii. Problem z „Rosyjskim demonem” jest jednak taki, że to film, który chce być jednocześnie – jak sugeruje to sam tytuł – rosyjski (w stylu szalonej opowieści Wiktora Ginzburga „ Generation Π”, na podstawie powieści Wiktora Pielewina) i zachodni (w klimacie „Cosmopolis” Davida Cronenberga czy „Neon Demon” Nicolasa Windinga Refna). A ostatecznie okazuje się na tyle zakręcony i przy tym wyprany z emocji, że trudno mu będzie przykuć uwagę wielbicieli zarówno jednej, jak i drugiej kinematografii.  Akcja filmu rozgrywa się we współczesnej Moskwie, a jego bohaterami są ludzie z elit intelektualnych i finansowych. Swiatosław Iwanow to artysta, specjalista od dizajnu, zakochany w młodej i pięknej Asi. Problemem jest jednak dla niego fakt, że ojciec wybranki, Piotr Aleksandrowicz, to prawdziwy bogacz, szef jednego z największych w kraju banków. Dziewczyna jest więc przyzwyczajona do życia na bardzo wysokiej stopie. Swiat ma więc wątpliwości, czy po ślubie będzie w stanie zapewnić jej dotychczasowe luksus i beztroskę. By tak właśnie się stało, wpada na pomysł – chce w dawnej hali fabrycznej otworzyć dochodową restaurację dla snobów, którą sam zaprojektuje. Ale na to potrzebuje konkretnych pieniędzy. Chce wyciągnąć je od teścia, lecz ten, przynajmniej początkowo, ma spore wątpliwości, czy to na pewno biznes, który zakończy się sukcesem. W końcu jednak ulega namowom i Iwanow może przystąpić do realizacji swego pomysłu. Tyle że od tego momentu pojawiają się kłopoty. Swiat odnosi wrażenie, że ktoś wciąż kopie pod nim dołki i wykręca ręce, pakuje w kolejne kłopoty tylko po to, by zniweczyć jego marzenia o szczęściu rodzinnym i biznesowym.  Z jednej strony depcze Iwanowowi po piętach śledczy Zachar Zacharowicz Zacharow, który bada sprawę zabójstwa przyjaciółki Swiata, Aleksandry Truszkinej, i ma podejrzenia, że restaurator może mieć z tym coś wspólnego, z drugiej – pewnego dnia pojawia się tajemniczy Nieznajomy, brodacz w ciemnych okularach, który już w latach 90. prowadził jakieś niejasne interesy, a w fabryce, którą jakiś czas temu nabył główny bohater, urządził skrytkę na… Niech to pozostanie tajemnicą. Iwanow, poirytowany rozwojem sytuacji, a przede wszystkim tym, że nie wie, kto próbuje torpedować jego plany, przystępuje do kontrataku. Uderza jednak na ślepo, mając nadzieję, że w końcu trafi we właściwe miejsce. Jak wynika z opisu, „Rosyjski demon” mógłby być całkiem intrygującym i trzymającym w napięciu thrillerem. Ale Konstantinopolski wzorem swoich wcześniejszych filmów, a zwłaszcza debiutanckich „8 i pół dolarów”, postanowił opowiedzieć tę historię, dorzucając elementy groteski i absurdu. Pewnie przyświecał mu cel poddania krytyce współczesnego konsumpcjonizmu i wyśmiania snobizmu rosyjskich elit, pokazania ich oderwania od rzeczywistości.  Jeżeli tak, to w pewnym sensie to mu się udało – tyle że zdecydowanie stracił na tym wątek sensacyjno-kryminalny. Bo przecież trudno traktować go poważnie i przejmować się nim, gdy co rusz zza węgła wyskakuje jakiś nowy pomysł scenariuszowy, którym autor próbuje udowodnić, jaki to jest z niego artysta cool i na luzie. I że generalnie może pozwolić sobie na wszystko, a ty, widzu, łykaj to z dobrodziejstwem inwentarza! A jeśli ci się nie podoba, to znaczy jedynie tyle, że nie dorosłeś jeszcze do poziomu Cronenberga, Refna i Konstantinopolskiego. Reżyser robi wszystko, by nie budować w tym filmie napięcia, o czym przekonuje także konstrukcja ścieżki dźwiękowej, złożonej ze współczesnych kompozycji popowych i rockowych, electro i tanecznych. One także mają sprawić, że fabuła będzie „płynąć”, a wszystkie, nawet najbardziej zwariowane pomysły, zagnieżdżać się bezboleśnie w umyśle oglądającego. Dotarłszy jednak do finału, widz ma pełne prawo uznać, że padł, trochę jak Swiatosław Iwanow, ofiarą okrutnego żartu. Kto lubi takie zagrywki, może będzie usatysfakcjonowany. Producentom udało się zgromadzić na planie grono popularnych aktorów. Zarówno tych młodego, jak i średniego pokolenia. W Iwnaowa wcielił się syn lidera legendarnej radzieckiej i rosyjskiej formacji rockowej Maszyna Wriemieni – Iwan Makarewicz („ 18/14”, „ Dom Słońca”), w piękną Asię – Liubow Aksionowa („ Poza rzeczywistością”, „ Beze mnie”). Rodziców dziewczyny zagrali natomiast Wiktoria Isakowa („ Uczeń”, „ Na żywo!”) oraz Witalij Kiszczenko („ Matylda”, „ Ratować Leningrad!”). Śledczy Zacharow ma twarz Timofieja Tribuncewa („ Legenda o Kołowracie”, „ Siedem par nieczystych”), a zaprzyjaźniony z Piotrem Aleksandrowiczem zakonnik ojciec Gieorgij – Aleksandra Striżenowa („ Juleńka”, „ Rozbójnik Sołowiej”). Co ciekawe, Grigorij Konstantinopolski nie zapomniał również o… obsadzeniu siebie samego – w roli Nieznajomego. Za zdjęcia do „Rosyjskiego demona” odpowiadał pochodzący z Kaliningradu, ale od lat mieszkający i pracujący w Kanadzie Matwiej Stawicki, który choć do tej pory udzielał się przy kilkunastu filmach, to jednak były to – poza dwoma – same krótkometrażówki. Możemy więc chyba uznać, że mimo pewnego doświadczenia, ciągle jest na początku kariery. 
|