Christopher McCandless, bohater folkowych piosenek i jedna z najświeższych inspiracji amerykańskich filmowców (zapowiedziano już dokument o nim autorstwa Rona Lamothe’a), po skończeniu studiów porzucił swoją inteligencką rodzinę, oddał oszczędności na fundację dobroczynną i podążając za przekonaniami, wyruszył w podróż przez Stany Zjednoczone. Jego spisane w pamiętniku losy stały się tematem książki Jona Krakauera, która następnie posłużyła za kanwę filmu Seana Penna.
Cień Byrona
[Sean Penn „Wszystko za życie” - recenzja]
Christopher McCandless, bohater folkowych piosenek i jedna z najświeższych inspiracji amerykańskich filmowców (zapowiedziano już dokument o nim autorstwa Rona Lamothe’a), po skończeniu studiów porzucił swoją inteligencką rodzinę, oddał oszczędności na fundację dobroczynną i podążając za przekonaniami, wyruszył w podróż przez Stany Zjednoczone. Jego spisane w pamiętniku losy stały się tematem książki Jona Krakauera, która następnie posłużyła za kanwę filmu Seana Penna.
Sean Penn
‹Wszystko za życie›
EKSTRAKT: | 60% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 %  |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Wszystko za życie |
Tytuł oryginalny | Into the Wild |
Dystrybutor | UIP |
Data premiery | 4 kwietnia 2008 |
Reżyseria | Sean Penn |
Zdjęcia | Eric Gautier |
Scenariusz | Sean Penn |
Obsada | Emile Hirsch, Vince Vaughn, Kristen Stewart, Catherine Keener, William Hurt, Marcia Gay Harden, Jena Malone, Hal Holbrook |
Muzyka | Michael Brook, Kaki King, Eddie Vedder |
Rok produkcji | 2007 |
Kraj produkcji | USA |
Czas trwania | 148 min |
WWW | Strona |
Gatunek | dramat |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Filozofia wyzwolenia z więzów cywilizacji, którą uprawia w swoim nowym filmie Penn, niczym wygłodniały niedźwiedź żeruje na współczesnej kulturze obfitości. Jeśli spojrzeć na „Wszystko za życie” na poziomie anarchistycznego sprzeciwu wobec wszystkiego co natychmiastowe, globalizacji oraz wyścigu szczurów, okazuje się, że mamy do czynienia z reklamą amerykańskich samotni. Pośród śniegów Alaski człowiek staje w obliczu ekstremum. Ale cała opowieść zaczyna się przecież cytatem z lorda Byrona, co jest jawnym sygnałem, że chodzi o coś więcej – może o uniwersalne „wyjście awaryjne” dla wszystkich buntowników, których orężem w walce z cywilizacją ma być radość z dotarcia do granic wytrzymałości albo do kresu człowieczeństwa.
Wywołałem Alaskę nie bez powodu. Właśnie tam, w miejscu zwanym szlakiem Stampede, żywota dokonał McCandless. Pod przybranym nazwiskiem, jako Alexander Supertramp, zwiedził Kalifornię, Dakotę Północną i Arizonę, by w końcu trafić na Alaskę. Żył jak kloszard, pracował za jedzenie, ostatecznie, pijany wolnością, bez żadnego doświadczenia beztrosko zapuścił się w dzicz.
Przyczyny tego buntu były skomplikowane i wcale nie ograniczały się do rozczarowania brutalnością kapitalizmu oraz fasadowością mieszczańskiego życia. Dobrze, że reżyser tego nie ukrywa. W pierwszej scenie matka Chrisa budzi się z płaczem. Czuje, że z zaginionym synem stało się coś złego. Jednak to tylko nędzne resztki emocjonalnej więzi rodziców z bohaterem. Ojciec pracuje w NASA, niejako symbolicznie usytuowany po stronie opozycyjnej wobec natury. Matka nie ma w sobie połowy tej odwagi co Chris, jest słaba i nie może wyzwolić się spod rządów despotycznego męża. W innej, nieco onirycznej scenie graduacji (film swobodnie przeplata czasowe porządki) chłopak przyznaje w komentarzu z offu, że życiowym błędem jego rodziców była decyzja o ślubie i posiadaniu dzieci.
A więc problemy rodzinne? Tak, ale nie tylko. W budowaniu przestrzeni własnej niezależności pomagają Chrisowi literaccy idole: Lew Tołstoj, Jack London, Henry Thoreau. Szczególnie naturalista, ekolog i teoretyk determinizmu środowiskowego Thoreau, który opisał w słynnym „Walden” swoją przyrodniczą przygodę, wydaje się wywierać na niego duży wpływ. Bohater wagabunda odkrywa świat, w którym substytuty rodziny, przyjaciół i miłości okazują się prawdziwą rodziną, prawdziwymi przyjaciółmi i prawdziwą miłością. Czytanie historii Chrisa przez pryzmat jego dojrzewania podpowiada zresztą sama struktura filmu, który jest podzielony na rozdziały konstruujące od początku nowe, „właściwe” życie chłopaka.
Rzeczowy i konkretny ogląd przyczyn decyzji Chrisa oraz epickie obrazowanie ich konsekwencji wychodzą Pennowi świetnie. Już w „Obietnicy” według Friedricha Dürrenmatta udowodnił, że jako reżyser potrafi logicznie konstruować fabułę i nadawać obrazom stylistyczną spójność. Niekiedy jednak przez tę misterną konstrukcję prześwituje chęć wystawienia bohaterowi pomniczka, szczególnie kiedy Penn nobilituje słowa McCandlessa i podnosi je do rangi odkrywczych prawideł. „Nie chodzi o to, żeby być mocnym, tylko żeby czuć się mocnym” – mawia Chris. „Duchowa siła człowieka bierze się z jego doświadczeń” – dodaje. Te nachalnie eksponowane oczywistości sąsiadują z zachwytem dla światopoglądu Chrisa, który twierdzi, że poznać siebie można tylko w dziczy, stojąc na krawędzi śmierci. Przyznając bezwzględną rację bohaterowi, Penn jest niebezpiecznie stronniczy i zapomina choćby o współczesnych metropoliach, gdzie zaplątanych w betonowe labirynty ulic i zagrożonych bandytyzmem ludzi codzienność też stawia w obliczu śmierci.
Z poetyzowaniem losu Chrisa wiążą się dwie inne poważne wątpliwości. Po pierwsze, wywołana w rejonach Alaski moda na powtarzanie wyczynu „supertrampa” spędza sen z powiek strażników Parku Narodowego Denali, niedaleko którego zmarł McCandless. Po drugie, mieszkańcy Alaski wciąż podkreślają, że Chris zginął na własne życzenie, bo gdyby chociaż zabrał ze sobą mapę okolicznych terenów i nie zlekceważył przyrody, jego los nie zakończyłby się tragicznie. Obydwa te fakty odnotował w swojej książce Krakauer.
Jan Lechoń pisał: „Nadchodzi noc bezrozumna, w której się nawet nic nie śni. / Wkoło nas same są cienie, lampy mdły płomień już kona. / Usta niegodne całować i usta niegodne pieśni! / Zapomnieliśmy zbyt rychło bladego lorda Byrona!”. Film Penna zadowoli tych, którzy mogliby się z pełną odpowiedzialnością pod powyższymi słowami podpisać.
