Z filmów o sportowcach najlepszą prasę mają chyba obrazy poświęcone bokserom. Sława Sylvestra Stallone’a zaczęła się przecież od „Rocky’ego”, Robert de Niro zgarnął Oscara za rolę Jake’a La Motty we „Wściekłym byku”, a „Za wszelką cenę” przyniosło tę samą nagrodę – tyle że za reżyserię – Clintowi Eastwoodowi. Być może pomny tych sukcesów Filip Jankowski postanowił bohaterem „Kamiennej głowy” uczynić właśnie boksera. Więcej nawet: do odegrania głównej roli namówił samego Nikołaja Wałujewa!
East Side Story: Bestia o gołębim sercu
[Filip Jankowski „Kamienna głowa” - recenzja]
Z filmów o sportowcach najlepszą prasę mają chyba obrazy poświęcone bokserom. Sława Sylvestra Stallone’a zaczęła się przecież od „Rocky’ego”, Robert de Niro zgarnął Oscara za rolę Jake’a La Motty we „Wściekłym byku”, a „Za wszelką cenę” przyniosło tę samą nagrodę – tyle że za reżyserię – Clintowi Eastwoodowi. Być może pomny tych sukcesów Filip Jankowski postanowił bohaterem „Kamiennej głowy” uczynić właśnie boksera. Więcej nawet: do odegrania głównej roli namówił samego Nikołaja Wałujewa!
Filip Jankowski
‹Kamienna głowa›
„Rocky”, „Wściekły byk”, „Za wszelką cenę” czy też „Bokser” z Danielem Day-Lewisem w roli tytułowej to filmy, które mają przynajmniej kilka wspólnych cech – wszystkie odniosły nie tylko komercyjny, ale przede wszystkim artystyczny sukces, a ich głównymi bohaterami są bokserzy. Czy powinno nas dziwić to, że właśnie w tej dyscyplinie sportu – wzbudzającej tyle niechęci (zwłaszcza kobiet), co fascynacji (głównie mężczyzn) – twórcy filmowi niezwykle często odnajdują potencjał do przedstawienia podstawowych prawd o twardej ludzkiej egzystencji? Że przez pryzmat kariery boksera udaje im się – nierzadko z dużym powodzeniem – udowodnić, że człowiek mimo wszystko zdolny jest pokonywać przeciwności losu? Chyba nie. Boks w wydaniu zawodowym to przecież sport bardzo widowiskowy, potrafiący w ciągu zaledwie kilkunastu czy też kilkudziesięciu minut strącić z piedestału dotychczasową legendę i wykreować nowego bohatera. W jego pierwotnej brutalności jest magiczna siła, która jak magnes przyciąga do hal sportowych i przed ekrany telewizorów setki tysięcy widzów. Trudno więc sobie wyobrazić, aby kino nie wykorzystało tkwiącego w boksie potencjału. W Rosji przed trzema laty dużym powodzeniem cieszył się bokserski dramat sensacyjny Aleksieja Sidorowa „Walka z cieniem” („Boj s tien’ju”). I to do tego stopnia, że w 2007 roku nakręcono jego kontynuację. Tym razem reżyserii podjął się Anton Megierdiczew, a akcję filmu przeniesiono do Stanów Zjednoczonych, spodziewając się przy okazji dodatkowych wpływów z dystrybucji za Oceanem.
Sukcesów pozazdrościł rodakom Filip Jankowski i bohaterem swego najnowszego obrazu – „Kamiennej głowy” – również uczynił boksera. By jednak przyćmić dokonania poprzedników, do zagrania głównej roli namówił nie zawodowego aktora, ale… zawodowego pięściarza – dwukrotnego mistrza świata federacji WBA – Nikołaja Siergiejewicza Wałujewa. Wałujew w Rosji jest już postacią legendarną. Ten urodzony w Leningradzie w 1973 roku sportowiec, nigdy nie walczył na ringu jako amator. Mając dwadzieścia lat, od razu rozpoczął karierę zawodową. Do dzisiaj stoczył pięćdziesiąt jeden pojedynków, z których przegrał zaledwie jeden (jeden został także uznany za nieodbyty); aż trzydziestoczterokrotnie posyłał swoich rywali na deski i kończył tym samym walki przed czasem. W wielu pięściarzach wzbudza strach już samym swoim wyglądem. Nie bez powodu w Stanach Zjednoczonych nazywany jest „Rosyjskim Gigantem” (ma dwieście trzynaście centymetrów wzrostu i prawie sto pięćdziesiąt kilogramów wagi) lub „Bestią ze Wschodu”. Biorąc natomiast pod uwagę aparycję Wałujewa, można na dodatek dojść do wniosku, że Ron Perlman to przy nim najprawdziwsze „ciacho”. Czy zatem w całej Rosji udałoby się znaleźć kogoś, kto bardziej by się nadawał do roli „boksera po przejściach”? Tym bardziej że Nikołaj Siergiejewicz miał już kontakt z kamerą; zaliczył bowiem epizodyczne role w serialu sensacyjnym „Gra bez zasad” („Igra bez prawił”, 2004) oraz – choć tym akurat nie powinien się zbytnio chwalić – w debilnej niemieckiej komedii fantastycznej „7 krasnoludków: Las to za mało” (2006). Występ w „Kamiennej głowie” miał być natomiast jego pierwszą główną rolą. I, co już wiadomo, wcale nie ostatnią.
Na pomysł zatrudnienia Wałujewa do swego filmu wpadł reżyser Filip Jankowski, któremu – mimo że to wciąż twórca na dorobku – nie zwykli odmawiać nawet najwybitniejsi rosyjscy aktorzy (vide Oleg Tabakow, Nikita Michałkow, Aleksiej Gorbunow, Michaił Jefremow, Oleg Mienszykow czy Konstantin Chabienski). Nie ma w tym zresztą nic dziwnego, gdyż ten czterdziestoletni dziś aktor i reżyser obecny jest w branży filmowej od ponad trzech dekad, o co zadbali troskliwi rodzice, oboje będący uznanymi aktorami jeszcze w czasach Związku Radzieckiego – Oleg Jankowski i Ludmiła Zorina. To głównie dzięki ojcu młodziutki Filip trafił między innymi na plan legendarnego „Zwierciadła” Andrieja Tarkowskiego, w którym zagrał głównego bohatera w wieku pięciu lat. Później jednak, nie chcąc korzystać z protekcji, sam uczciwie pracował na swoją pozycję. W 1990 roku ukończył prowadzony przez Olega Tabakowa kurs aktorski w Studiu MChaT, czyli w – istniejącym już od czasów wojny – Moskiewskim Akademickim Teatrze Artystycznym. Następnie uczył się reżyserii u Władimira Naumowa jako student Wszechrosyjskiego Państwowego Instytutu Kinematografii imienia Siergieja Gierasimowa. Po ukończeniu studiów nie od razu jednak trafił do kina; wcześniej dał się poznać jako autor około stu pięćdziesięciu teledysków muzycznych. Pierwszy film fabularny – sensacyjny melodramat „W dwiżenii” – nakręcił w 2002 roku. Trzy lata później przeniósł na ekran jedną z powieści Borysa Akunina o Eraście Fandorinie – „Radca stanu” („Statskij sowietnik”). To właśnie w tym filmie, swoistej superprodukcji, wystąpiła cała plejada gwiazd kina rosyjskiego. W 2006 roku Jankowski zaliczył jednak poważną wpadkę, za którą należy uznać kosztowny, ale mało sensowny fantastyczny obraz „Mieczienosiec”. „Kamienna głowa” miała być odtrutką na tamto niepowodzenie. Czy rzeczywiście się nią stała?
Głównym bohaterem filmu jest Jegor Gołowin – bokser idealny. Dlaczego? Ponieważ wcale nie odczuwa bólu. Jest w stanie przyjąć niezliczoną ilość ciosów i nawet nie dać tego po sobie poznać. Dla menedżerów to prawdziwy skarb, kura znosząca złote jajka. Można bowiem stawiać na niego w ciemno, mając pewność, że każdy zakład przyniesie zysk. W życiu Jegora dochodzi jednak do tragedii. W wypadku samochodowym, do którego doszło z powodu nieuwagi boksera, ginie jego ukochana, piękna Katia. Po jej śmierci mężczyzna przeżywa traumę, objawiającą się między innymi pod postacią amnezji. Pamięta tylko ukochaną i nie potrafi zrozumieć, dlaczego tak nagle zniknęła. Mimo że chodzi do klubu i trenuje na tyle, na ile w jego stanie jest to możliwe, nie chce walczyć. Co oczywiście nie podoba się Dyrektorowi – właścicielowi klubu, a tak naprawdę lokalnemu mafioso, który na boku dodatkowo zajmuje się stręczycielstwem. Sytuacja staje się coraz bardziej napięta, zbliża się bowiem termin zakontraktowanej już jakiś czas temu walki, w której Jegor ma zmierzyć się ze swoim największym rywalem. Pytanie tylko: Jak przekonać go do tego, by wyszedł na ring, skoro nawet trener jest przekonany, że udział Gołowina w tym pojedynku – w takim stanie psychicznym – może być groźny nie tylko dla zdrowia, ale nawet życia boksera? Dyrektor wpada jednak na szatański pomysł – podsyła mężczyźnie jedną ze swoich prostytutek. Tania ma mu zastąpić Katię, przywrócić radość życia i skłonić do tego, by podjął sportowe wyzwanie. Taka perfidna gra ludzkimi uczuciami rzadko kończy się jednak zgodnie z oczekiwaniami. Kobieta, sama głęboko nieszczęśliwa, nie jest w stanie właściwie wypełnić powierzonego jej „zadania”. W Jegorze szybko bowiem dostrzega nie zwykłego klienta, ale człowieka ciężko doświadczonego przez los, próbującego – jak do tej pory, z marnym skutkiem – przezwyciężyć koszmary z przeszłości. Ten wywołujący strach samym wyglądem mężczyzna, nie bez powodu nazywany w bokserskim światku „Kamienną głową”, wzbudza w niej jednak nie tylko litość – z biegiem czasu zrodzi się w Tanii znacznie poważniejsze uczucie.
Scenariusz filmu Jankowskiego – którego pomysłodawcą i głównym autorem był Aleksiej Mizgiriow (poza nim przy tekście współpracowali także Walerij Fiodorowicz i Konstantin Syngaliewski) – niczym oryginalnym nie zaskakuje. To kolejna, tyle że uwspółcześniona i wpisana w sportowo-sensacyjny kontekst, wersja opowieści o pięknej i bestii, mająca tyleż wspólnego z klasyczną baśnią Jeanne-Marie Le Prince de Beaumont, co historią miłości Quasimodo i pięknej cyganki Esmeraldy. Grany przez Wałujewa Jegor Gołowin ma wiele wspólnego z bohaterem „Dzwonnika z Notre-Dame” Wiktora Hugo – pod zewnętrzną powłoką brzydoty kryje się bowiem gołębie serce i wielka wrażliwość. Inna sprawa, że patrząc na rosyjskiego zawodowego mistrza świata trochę trudno w to uwierzyć. Przede wszystkim dlatego, że aktorskie zdolności pięściarza są zdecydowanie poniżej średniej. Nawet fakt, że w scenariuszu rola Jegora została boleśnie okrojona z dialogów niewiele tu pomaga. Zadawane przezeń z uporem godnym lepszej sprawy kolejnym bohaterom filmu wciąż te same pytania: „Kim jesteś?” oraz „Jak masz na imię?” – mogą za którymś razem wywołać irytację widza. Tym bardziej że z fabuły wcale nie wynika, iż Gołowin ma być kretynem. Częściowa amnezja i szok powypadkowy nie muszą przecież cofać człowieka w rozwoju do poziomu opóźnionego psychicznie pięciolatka. Widocznie jednak z bardziej złożonymi kwestiami Wałujew sobie nie radził. Najgorsze jednak jest to, że twórcy „Kamiennej głowy” nie potrafili wykorzystać największego atutu filmu, jakim mimo wszystko była obecność na planie bokserskiego mistrza. Nie byłoby chyba większym problemem zainscenizować, choćby w retrospekcjach, pięściarski pojedynek z Wałujewem / Gołowinem w roli głównej. Taka scena mogłaby przecież przyćmić analogiczne fragmenty „Rocky’ego” czy „Wściekłego byka”. A odpowiednio wyreżyserowana i pokazana mogłaby nawet przejść do historii kina (przynajmniej rosyjskiego). Na dodatek w jej cieniu pozostałyby wówczas nieudolne aktorskie „popisy” Nikołaja Siergiejewicza.
Nie wszystko jednak w tym obrazie zasługuje na potępienie. Nieźle prezentuje się ścieżka dźwiękowa – za którą odpowiada duet Gleb Matwiejczuk (muzyka do „
Admirała”) i Andriej Komissarow – świetnie wpisująca się w klimat depresyjnych przedmieść Petersburga. Godnych uwagi jest także kilka ról aktorskich. Przede wszystkim pochwalić należy Oksanę Fanderę, której dane było zagrać prostytutkę Tanię. Aktorka ta, prywatnie żona Filipa Jankowskiego, zadebiutowała w kinie – podobnie zresztą jak mąż – jeszcze jako dziecko, grając jedną z ról w bardzo popularnym w Polsce Ludowej musicalu science fiction dla dzieci „Przygody Elektronika” (1979) Konstantina Bromberga. Później pracowała między innymi jako sekretarka i maszynistka w stołecznym Domu Mody, by – po udziale w konkursie „Moskiewska piękność” w 1987 roku – ponownie pojawić się na ekranach kin. W przyszłym roku fani twórczości Siergieja Łukjanienki będą mogli zobaczyć ją w „Głębi” Michaiła Chleborodowa, będącej ekranizacją dylogii „Labirynt odbić” – „Fałszywe lustra”. Poza Fanderą warto pochwalić jeszcze siedemdziesięcioletniego Borysa Czunajewa, który wcielił się w doświadczonego trenera Jegora. Bardzo oszczędnymi środkami udanie przedstawił on dręczące tę postać dylematy: z jednej strony przecież bardzo zależy mu na tym, aby Gołowin wrócił na ring, z drugiej – doskonale sobie zdaje sprawę, jakie mogą być tego konsekwencje i chce chronić Jegora. Aż dziw, że rosyjskie – a wcześniej radzieckie – kino tak rzadko wykorzystywało i wciąż wykorzystuje jego talent. Ale może przynajmniej dzięki temu aktor ten mógł zagrać wiele wybitnych ról w moskiewskich teatrach. Niestety, w cieniu Fandery i Czunajewa pozostaje główny szwarccharakter filmu, czyli grany przez Witalija Kiszczenkę Dyrektor. Mimo że aktor ten przeżywa teraz swoje „pięć minut” – pojawił się między innymi w głośnym „Wygnaniu” (2007) Andrieja Zwiagincewa, a od kilku tygodni na ekranach kin w Rosji można go oglądać w thrillerze „Domowoj” (2008) Karena Oganesjana – roli w „Kamiennej głowie” nie zaliczy do szczególnie udanych.
Jednego można być pewnym: Filip Jankowski to twórca bardzo ambitny i niestroniący od eksperymentów. Próbował już swych sił w kinie akcji („W dwiżenii”), klasycznym kryminale („Radca stanu”), fantastyce („Mieczienosiec”), wreszcie w sensacyjno-psychologicznym dramacie („Kamienna głowa”) – i wciąż jeszcze nie znalazł swego miejsca. Czym zaskoczy widzów następnym razem? Komedią? Przygodówką? A może wróci do prozy Akunina, gdyż to właśnie jej ekranizację uznać należy za najbardziej wartościowe reżyserskie dokonanie Jankowskiego juniora.
