Mimo że „Wątpliwość” Johna Patricka Shanleya to bardzo kameralny dramat, rozpisany ledwo na kilka postaci, ma wszystko, co dobry, trzymający w napięciu film mieć powinien. Na pierwszym planie uwidacznia się konflikt dwojga charyzmatycznych bohaterów, który będzie siłą napędową całej akcji. Katharsis powraca z wielkim hukiem… A raczej z przejmującą ciszą.
Wiem, że nic nie wiem
[John Patrick Shanley „Wątpliwość” - recenzja]
Mimo że „Wątpliwość” Johna Patricka Shanleya to bardzo kameralny dramat, rozpisany ledwo na kilka postaci, ma wszystko, co dobry, trzymający w napięciu film mieć powinien. Na pierwszym planie uwidacznia się konflikt dwojga charyzmatycznych bohaterów, który będzie siłą napędową całej akcji. Katharsis powraca z wielkim hukiem… A raczej z przejmującą ciszą.
John Patrick Shanley
‹Wątpliwość›
Wydarzenia rozgrywają się rok po zabójstwie Johna F. Kennedy’ego. Wiadomo, że w historii USA to cezura bardzo znacząca. Stany stoją u progu wielkich obyczajowych i politycznych przemian. Powoli dobiegają końca czasy segregacji rasowej. Czarnoskóry Donald Miller (Joseph Foster) już może uczyć się z białymi dziećmi w katolickiej szkole w Bronksie, ale to jeszcze faza eksperymentów. W filmie Shanleya, opartym na jego własnej sztuce, bardzo dobrze widać tę przejściowość – to oczekiwanie na zmianę. Rzecz dzieje się późną jesienią, co bardzo dobrze podkreśla schyłek epoki.
Nie jest to jedynie tło dla pierwszoplanowych wydarzeń. Ten klimat niejako je prowokuje. Niepewność tego, co będzie, co ma nadejść, staje się tematem homilii ojca Flynna (Philip Seymour Hoffman). Tytułowa wątpliwość – choć w miarę rozwoju fabuły przybiera nieco inny odcień – na początku, w samym kazaniu księdza, wiąże się właśnie z tą niepewną sytuacją dziejową. Siostra Aloysius (Meryl Streep), dyrektorka katolickiej szkoły, doszukuje się w nim jednak ukrytego znaczenia. Nie dzieli się wprost swoimi wątpliwościami z podwładnymi, ale każe zwracać im uwagę na nietypowe zdarzenia, związane głównie z ojcem Flynnem.
Pewnego dnia taką niecodzienną sytuację zauważa siostra James (Amy Adams). Obserwuje księdza, który wkłada coś do szafki jednego z uczniów, czarnoskórego Donalda. Przypomina się jej w tym momencie, że jakiś czas temu, ksiądz wezwał do siebie chłopca w trakcie lekcji. Gdy uczeń wrócił, był jakiś nieswój i wyczuła od niego alkohol. Związane z tymi faktami podejrzenia wkrótce runą na księdza jak lawina. Siostra James powiadamia o wszystkim swoją przełożoną, a ta, nie czekając na bardziej pewne dowody, doprowadza do konfrontacji.
Siostra przełożona jest bardzo pewna swoich racji. Tę pewność umacnia również zachowanie księdza, który broni się w mało przekonujący sposób. Odtwarzający go Hoffman bardzo dobrze odegrał miotające nim sprzeczności. Podczas pierwszej rozmowy z siostrą przełożoną jest wyraźnie skrępowany. Siostra Aloysius poczytuje sobie to za przyznanie się do winy. Jednak to skrępowanie, niechęć albo niemoc do wytłumaczenia się może równie dobrze wynikać ze zwyczajnego ludzkiego wstydu. Hoffman bardzo subtelnie wygrywa uczucie zażenowania, którego doświadcza ksiądz pomówiony o molestowanie. Cały czas balansuje na cienkiej krawędzi, co możemy postrzegać jako wyrachowaną strategię obronną albo bezsilność z walce z upartym i pewnym siebie przeciwnikiem oraz ratowanie w tym wszystkim własnej godności.

Hoffman przecenił swe aktorskie umiejętności. Mimo starań, nie wypadł przekonująco w roli ośmiolatka.
W pewnym sensie prorocze okazują się słowa księdza mówiące o tym, że wątpliwości mogą mieć swoje pozytywne skutki, bo jednoczą ludzi. Siostra przełożona podejmuje się syzyfowego trudu ulepszania świata wbrew jego prawidłom. Próbuje do tej walki pozyskać sojuszników, których celem będzie dobro Donalda. Jej sukcesem jest niewątpliwie także wydobycie na światło dzienne problemów, jakie zwykło się w owych czasach zamiatać pod dywan. Gdy jednak toruje sobie drogę do prawdy obosiecznym mieczem, wióry lecą po obu stronach konfliktu.
Największą siłą filmu są znakomite dialogi. Kwestie wypowiadane przez bohaterów bardzo dobrze odzwierciedlają ich stanowiska i fantastycznie dynamizują film. Pokazują jednocześnie, jak trudno porozumieć się dwojgu ludziom. Nie tylko tym, którzy stoją po przeciwnych stronach barykady, ale i tym, których powinny łączyć wspólne cele. Scena rozmowy siostry przełożonej z matką Donalda (Viola Davis) jest tego znakomitym przykładem. Autor idealnie oddał niemożność porozumienia między dwiema kobietami, które choć chcą tego samego, nie mogą wypracować wspólnego stanowiska, bo zbyt wiele je różni. Patrzą na świat z zupełnie odmiennych stanowisk: siostra Aloysius – moralnej bezkompromisowości, matka Donalda – lepszej przyszłości dla swego dziecka za wszelka cenę.
Świetne dialogi mają tutaj równie świetnych wykonawców. Meryl Streep zachowuje się w habicie bardzo naturalnie. Jesteśmy w stanie uwierzyć, że gdyby była zakonnicą, byłaby właśnie taka: surowa, bezkompromisowa, walcząca o prawdę, bez względu na to, jak gorzka miałaby się okazać. Philip Seymour Hoffman w roli księdza potwierdza swoją znakomitą formę znaną z „Capote’a”, „Rodziny Savage” czy „Nim diabeł dowie się, że nie żyjesz”. To po prostu jeden z najlepszych współczesnych aktorów.
Oprócz trzymającej w napięciu akcji, świetnych dialogów i znakomitego aktorstwa trzeba jeszcze zwrócić uwagę na warstwę wizualną. Rola Rogera Deakinsa, twórcy zdjęć do tak spektakularnych obrazów jak „Zabójstwo Jesse’ego Jamesa przez tchórzliwego Roberta Forda” czy „To nie jest kraj dla starych ludzi” polega tym razem nie na pokazywaniu efektownych scenerii, a na jak najmniej inwazyjnym towarzyszeniu aktorom. W tego typu filmach widz nie powinien odczuwać obecności kamery. Deakins realizuje powierzone mu zadanie bardzo dobrze.
Dzięki temu, że film ma taki kameralny, minimalistyczny charakter, tym dokładniej drąży podejmowany problem. A właściwie kilka problemów. Bo nie chodzi tylko o to, kto w konflikcie ma rację i kto w nim zwycięży. Chodzi także o to, dokąd sięgają granice tolerancji i kiedy zaczyna się paranoja. Johna Patricka Shanleya nie tyle interesuje udzielenie odpowiedzi na te pytania, ile pokazanie pewnego syndromu naszych czasów, który kładzie się cieniem na relacjach międzyludzkich. Od wątpliwości do obsesji tylko jeden krok…
