Polly musi zniknąć [John Hamburg „Nadchodzi Polly”, Danny DeVito „Starsza pani musi zniknąć” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Pierwsza do Polski zawitała Polly. Ponad miesiąc później przepadła jak kamień w wodę. Wtedy pojawiła się starsza pani. I ona także zapadła się nagle pod ziemię. Policja jak zwykle bezradnie rozkłada ręce, jednak reporterowi „Esensji” udało się dotrzeć do obu kobiet. Jak jednogłośnie twierdzą, za ich tajemniczym zniknięciem stoi niejaki Ben S., znany także pod pseudonimem Zoolander. Nie udało nam się jak na razie namierzyć Bena S., wiemy tylko, że przez jakiś czas był zięciem samego Roberta De Niro. Przeczytajcie wstrząsający reportaż o człowieku, który zabił dobry smak.
Polly musi zniknąć [John Hamburg „Nadchodzi Polly”, Danny DeVito „Starsza pani musi zniknąć” - recenzja]Pierwsza do Polski zawitała Polly. Ponad miesiąc później przepadła jak kamień w wodę. Wtedy pojawiła się starsza pani. I ona także zapadła się nagle pod ziemię. Policja jak zwykle bezradnie rozkłada ręce, jednak reporterowi „Esensji” udało się dotrzeć do obu kobiet. Jak jednogłośnie twierdzą, za ich tajemniczym zniknięciem stoi niejaki Ben S., znany także pod pseudonimem Zoolander. Nie udało nam się jak na razie namierzyć Bena S., wiemy tylko, że przez jakiś czas był zięciem samego Roberta De Niro. Przeczytajcie wstrząsający reportaż o człowieku, który zabił dobry smak.
John Hamburg ‹Nadchodzi Polly›– Chodziłam z nim do liceum – wyznaje Polly, prywatnie żona aktora Brada P. – Parę miesięcy temu spotkaliśmy się na jakimś przyjęciu. On przyszedł z kumplem, który wyglądał jota w jotę jak Philip Seymour Hoffman, ja byłam tam kelnerką. Przyznaję, z początku udało mu się mnie zauroczyć. Wzruszył mnie. Opowiadał, że jego ukochana od razu podczas podróży poślubnej puściła się z jakimś Francuzem. Tak strasznie zrobiło mi się go żal. Był taki miły, no i wie pan… – Polly ścisza głos. – Wie pan, co tu dużo owijać w bawełnę, nawiązaliśmy romans. Ale nie jest pan z jakiegoś taniego brukowca, nie rozdmuchacie tego, prawda? – Skądże znowu – oponuję. – Już pani mówiłem, jestem z „Esensji”, to jest marka, której w przeciwieństwie do Marka Pola można zaufać. A nawet trzeba. – Cieszę się. Na czym to ja skończyłam? – Na romansie. – Ach tak. No więc niech pan mnie nie wini, proszę. Brad wtedy gonił w piętkę po jakiejś Troi i czułam się taka samotna… Łobuz wiedział kiedy się zjawić. Rozkochał mnie w sobie, a potem… – dziewczyna przerywa i zalewa się łzami. – A potem? – Potem się zmienił nie do poznania. Zaczął się zachowywać jak totalny palant. Pierdział, bekał, wymiotował. Na potęgę. I sprawiało mu to widoczną uciechę. Zapchał mi kibel i omal nie pobił mojego instruktora od salsy. Ale ja… Boże, jaka ja byłam głupia. Cierpliwie to wszystko znosiłam, lecz pewnego dnia miarka się przebrała. Ben próbował zabić moją tchórzofretkę – Polly tuli do piersi ślepe zwierzę. – Czy już wtedy zdecydowała się pani od niego uciec? – pytam. – Nie, ale wkrótce potem. Wie pan, co się okazało? Że ten bezczelny cham wszystkie nasze randki filmował z ukrycia! Na spacerze, na dyskotece, w łóżku, wszędzie! Prosiłam, by oddał mi kasetę, ale nic z tego. Jego interesowały tylko pieniądze. Wprowadził film do kin. Teraz już pan wie. Ukrywam się, bo… tak mi wstyd, Boże, tak bardzo mi wstyd! – dziewczyna ponownie wybucha histerycznym płaczem. Danny DeVito ‹Starsza pani musi zniknąć›Polly nie jest jedyną osobą, która padła ofiara oszusta. – To zły człowiek. Bez jakichkolwiek skrupułów, bez moralności. W moim towarzystwie też zachowywał się jak świnia. Puszczał bąki, rzygał. A taki ładny Żyd z niego… – starsza pani wzrusza ramionami. – A wie pan, zaczęło się całkiem niewinnie. Po śmierci męża mieszkałam sama w dupleksie (dom dwurodzinny – przyp. red.) i naprawdę nie potrzebowałam aż tyle miejsca. Powiedziałam o tym właścicielowi domu… Nie miał pan przyjemności? No, taki mały, pocieszny grubasek, Włoch chyba. A przynajmniej nazwisko ma włoskie… cholera, jak to szło… DeVeni, DeVidi… ach, już wiem. DeVito! – tryumfalnie wykrzykuje staruszka. – A wie pan, swoją drogą to o tym DeVito krążą legendy. Słyszałam, że własną matkę wyrzucił z pociągu. Zamknęli go za to w wariatkowie, ponoć siedział tam z samym Jackiem Nicholsonem. Wyciągnął go brat-bliźniak, obecny gubernator Kalifornii… No, ale dla mnie był zawsze uprzejmy, do rany przyłóż. No więc powiedział, że coś z tą moją samotnością zrobi. I wkrótce zjawili się oni. – Oni? – A tak – obrusza się starsza pani. – Oni! Ben miał wspólniczkę, Drew B. Udawali małżeństwo. Z początku słodcy i mili. Cieszyłam się, że w końcu będę mieć towarzystwo. Niestety, po jakimś czasie pokazali swoje prawdziwe oblicza. Jej w dzień prawie nie było w domu, niby pracowała w jakiejś agencji reklamowej czy coś takiego. On za to zostawał. Wie pan, podawał się za pisarza. I że niby musi mieć ciszę i spokój. O nic go nie można było poprosić, zaraz się denerwował. I tak powoli nasze stosunki ulegały ochłodzeniu. Najpierw złośliwcy zepsuli mi kran, potem próbowali otruć papugę pod moją nieobecność. Ta bezczelna dziwka usiłowała nawet zrzucić mnie ze schodów! A on wąchał moją bieliznę! – staruszka aż sinieje ze wściekłości. – W końcu wynajęli płatnego zabójcę. Ale się nie dałam – pęka z dumy moja rozmówczyni. – Nie mogła pani zgłosić tego na policję? – pytam. – Zgłosiłam, a jakże. Ale się wykpili. – I wtedy zdecydowała się pani uciec? – Nie. Tu dochodzimy do sedna całej sprawy. Okazało się, że ta cała nasza wojna, ten cały zabójca itd., to był pic na wodę, fotomontaż. Odkryłam poukrywane w całym dupleksie kamery. I zrozumiałam, że zostałam wrobiona. To wszystko było sztuczne, ustawione. Wie pan, jak w tym Big Brotherze. I ten oszust Ben wprowadził te show do kin. No i jak się miałam potem pokazać znajomym z chóru kościelnego? Teraz pan rozumie, dlaczego musiałam zniknąć – z bladym uśmiechem kończy starsza pani. – Rozumiem – przytakuję. – I obiecuję pani, że nagłośnimy całą sprawę i sprawiedliwości stanie się zadość. Niniejszy reportaż powstał ku przestrodze. Takich oszustów jak Ben S. jest co najmniej kilku. W większości pochodzą z okolic Hollywood, choć i w Polsce głośny był ostatnio przypadek niejakiego Olafa L., który pod pretekstem komedii próbował sprzedać widzom garść sfilmowanych wulgaryzmów, chamskich zachowań i innych niecnych procederów, polegających np. na oddawaniu moczu do frytek. Na koniec podajemy rysopis przestępcy. Brunet. Krótko ostrzyżony. Ok. 1,70 m wzrostu. Akcent amerykański, rysy żydowskie. Znaki szczególne: ironiczny uśmieszek, częste wypuszczanie gazów z otworów górnego i dolnego. Ktokolwiek zobaczy Bena S., proszony jest o natychmiastowy kontakt z redakcją. Dziękujemy. I miejcie się na baczności, nigdy nie wiadomo, czy ktoś Was w tej chwili nie filmuje. Jak mawiali faceci w czerni – Oni są wszędzie! 
|