„Wsiąść do pociągu”, czyli polska edycja słynnego „Ticket to Ride”, to przykład gry, w której prostota zasad przekłada się na ogromną przyjemność rozgrywki.
Konrad Wągrowski
Twoja kolej!
[Alan R. Moon „Wsiąść do Pociągu: Europa” - recenzja]
„Wsiąść do pociągu”, czyli polska edycja słynnego „Ticket to Ride”, to przykład gry, w której prostota zasad przekłada się na ogromną przyjemność rozgrywki.
Dziękujemy firmie Rebel.pl za udostępnienie egzemplarza gry na potrzeby recenzji.
Alan R. Moon
‹Wsiąść do Pociągu: Europa›
Wiele gier planszowych próbuje udawać jakąś prawdziwą biznesową rozgrywkę - i nie inaczej jest w przypadku „Wsiąść do pociągu”. Tym razem przenosimy się do XIX wieku i wykupujemy linie kolejowe. Naszym celem jest oczywiście opanowanie jak największej ich ilości, ze szczególnym uwzględnieniem pewnych specjalnych tras.
Gra składa się z planszy przedstawiającej mapę Europy od Lizbony aż po Moskwę (znajdziemy na planie też Warszawę i… Danzig), 240 kolorowych plastikowych wagoników (dzięki którym będzie mogli fizycznie zajmować trasy), 158 kart rozgrywki (różnokolorowe wagony i lokomotywy, którymi zakupujemy trasy) oraz bilety określające trasy obowiązkowe. Nie jest to może aż tak ładnie wydane, jak w przypadku powiedzmy „
Wysokiego napięcia”, czy „
Tikala”, nie mówiąc już o „
Niagarze”, ale zupełnie przyzwoite. Głównym atutem jest niewątpliwie ładna plansza–mapa.
Na początku gracze otrzymują po 4 karty wylosowanych pociągów i 3 karty „biletów”, które się ogląda i decyduje: zachować czy odrzucić. Bilety określają trasy, które trzeba zbudować (specyfikują dwa miasta będące początkiem i końcem trasy) – nie wywiązanie się z tego zobowiązania będzie kosztowało wiele punktów. Ale trasy „obowiązkowe” to tylko część rozgrywki – bo oprócz nich trzeba zbudować jak najwięcej innych możliwych połączeń.
Rozgrywka (dla 2-5 osób) jest bardzo szybka. W każdej turze gracz może albo dobrać dwie karty wagoników (lub lokomotyw – zależy co się wylosuje), albo zająć trasę, albo dobrać nowe bilety tras obowiązkowych (i zatrzymać je lub odrzucić). Wagoniki dobiera się albo z puli 5 odsłoniętych kart, albo losowo z zakrytej talii (jeśli żaden z odkrytych nam nie pasuje). Wypada wyjaśnić na czym polega najważniejszy ruch – zajęcie trasy. Każda z nich ma określony kolor i długość; aby ją zająć, trzeba zagrać z ręki dokładnie tyle wagoników w kolorze trasy, ile wynosi jej długość (lokomotywy zastępują każdą barwę). Trasę oczywiście można zająć tylko raz – kolejni gracze muszą obejść się smakiem. Bilet zostaje zrealizowany, jeśli na koniec gry jesteśmy w stanie przejechać z miasta początkowego do końcowego tylko własnymi trasami.

Źródło: Rebel.pl
Za co się zbiera punkty? Za każdą trasę z osobna, za zrealizowane bilety i – bonusowo – za najdłuższą sumaryczną trasę na koniec gry (tzw. „Europejski Ekspres”). Z tego opisu wydaje się, że nie ma we „Wsiąść do pociągu” specjalnych strategii, że wszystko wykonuje się w miarę automatycznie – mamy odpowiednie wagoniki, zajmujemy odpowiednią trasę. Nic bardziej błędnego!
Istotne są dwie kluczowe reguły. Pierwsza to wyłączność działania w trakcie ruchu: za jednym razem można bowiem ALBO dobrać wagoniki, ALBO zająć trasę, ALBO wymienić bilety. A to już oznacza, że mocno trzeba się zastanowić, co w danej turze zrobić. Czy zająć krótką trasę, mając odpowiednie karty, czy lepiej dobierać karty i celować w trasę dłuższą i ważniejszą, ryzykując, że w międzyczasie przeciwnik zajmie kluczowe połączenia? Do tego skłania punktacja – druga najważniejsza reguła. Trasy mają długości od 1 do 6 pól, a punktacja rośnie dużo szybciej niż długość trasy. Za trasę jednowagonikową otrzymujemy 1 punkt, za trasę czterowagonikową już 7, a za sześć zajętych pól – aż 21! Długich tras jest kilka i ich zdobycie jest absolutnie kluczowe dla zwycięstwa. Strategia do niego prowadząca musi obejmować mądry dobór biletów, cierpliwe kolekcjonowanie wagoników (zaczynamy z 4, ale później talie wielkości 20-25 nie są wyjątkiem) i zdobywanie najważniejszych tras w odpowiedniej chwili, nie dając się wyprzedzić konkurencji. Rzekłbym, że kluczowe we „Wsiąść do pociągu” jest mądre planowanie rozwoju linii i cierpliwe realizowanie owego planu.
Słów kilka dla osób znających obecną wcześniej na polskim rynku amerykańską wersję gry pod tytułem „Ticket to Ride”. „Wsiąść do pociągu” nie tylko wprowadza nową mapę, ale także zestaw dodatkowych reguł. Niektóre z tras są trasami specjalnymi (tunelami i promami) i ich zajmowanie rządzi się nieco innymi regułami niż normalnych tras. Dodatkowo wprowadzono opcję dworców, pozwalających wykorzystywać trasy innych graczy do realizacji swych biletów. Zasady mile ubarwiają grę, ale spokojnie można z nich zrezygnować i grać według starych reguł, jeśli jakiemuś weteranowi „Ticket to Ride” dodatki nie będą odpowiadały.
„Wsiąść do pociągu” ma dwie ogromne zalety. Jego zasady są, wbrew pewnej komplikacji powyższego opisu, proste i wyjątkowo łatwe do zapamiętania (nawet po kilku miesiącach bez gry można łatwo zaczynać rozgrywkę bez przypominania sobie instrukcji), sama gra natomiast jest bardzo dynamiczna, bez długich okresów analiz czy podliczania. Gracze wykonują swe ruchy zwykle w ciągu kilku sekund, nikt nie nudzi się ani przez chwilę. Polecam w szczególności „Wsiąść do pociągu” na początek „wieczoru gier” – pozwala nieźle wprowadzić się w planszówkowy nastrój, jednocześnie pozytywnie (bez większych spięć między graczami) nakręcając rywalizację.
