„Graj Trikiem” to trzecia już odsłona zainspirowanego poradnikiem Johna Wicka cyklu Almanachów Mistrza Gry. Tym razem w szranki z problemem ciekawego prowadzenia stanął sam Ignacy Trzewiczek, zapraszając nas do rzucenia okiem na swoje instrumentarium trików, zagrań i gadżetów, służących ubarwianiu erpegowych sesji. I chociaż nie obyło się bez kilku dziwactw, odrobiny filozofowania czy paru zbędnych dygresji, to w książce zmieścił się też prawdziwy mistrzowski arsenał o sporej sile rażenia i co najważniejsze, odrobina inspiracji, by z niego skorzystać.
Arsenał Mistrza Gry
[Ignacy Trzewiczek „Graj trikiem” - recenzja]
„Graj Trikiem” to trzecia już odsłona zainspirowanego poradnikiem Johna Wicka cyklu Almanachów Mistrza Gry. Tym razem w szranki z problemem ciekawego prowadzenia stanął sam Ignacy Trzewiczek, zapraszając nas do rzucenia okiem na swoje instrumentarium trików, zagrań i gadżetów, służących ubarwianiu erpegowych sesji. I chociaż nie obyło się bez kilku dziwactw, odrobiny filozofowania czy paru zbędnych dygresji, to w książce zmieścił się też prawdziwy mistrzowski arsenał o sporej sile rażenia i co najważniejsze, odrobina inspiracji, by z niego skorzystać.
Dziękujemy Wydawnictwu Portal za udostępnienie egzemplarza gry na potrzeby recenzji.
Ignacy Trzewiczek
‹Graj trikiem›
Nigdy nie było mi łatwo zaakceptować stwierdzenia „potem się rozkręca” jako dobrego wytłumaczenia dla słabego wstępu, a trzeba przyznać, że wstęp „Graj Trikiem” nie wzbudza nadmiernej euforii. Pełen biograficznych wstawek i luźnych anegdot pierwszy rozdział zawiera być może kilka celnych uwag na temat fundamentów prowadzenia, ale meandruje niemrawo wokół tematu, tracąc poważnie na wyrazistości. Z kolei pierwszy raz czytając przedmowę, odniosłem wrażenie, że autor próbuje wręcz podważyć użyteczność swojego dzieła. Szczerze mówiąc, na tym etapie byłem pełen obaw i spodziewałem się najogorszego.
Po budzących mieszane uczucia początkach, książka zaczyna pomału nabierać rumieńców – trafiamy na pierwsze konkrety, a dotyczą one głównie oprawy sesji, od zupełnych podstaw aż po popularne w takich opracowaniach zabawy z oświetleniem i muzyką. Zawartym tu patentom zarzucić można niewiele, co najwyżej to, że niektóre z nich wymagają naprawdę solidnej logistyki i nie każdemu MG łatwo będzie sprawdzić je w praktyce. Kilka kolejnych także budzi pewne wątpliwości, jako że z założenia funkcjonują raczej na poziomie pomysłów i nigdy nie były testowane w praktyce. Za to już rozdział o muzyce podchodzi do sprawy wyjątkowo metodycznie i mogę go z czystym sumieniem polecić zarówno początkującym, jak i nieco bardziej zaawansowanym zwolennikom budowania nastroju przez odpowiednio dobrany podkład.
I chociaż zajmuje to nieco czasu, gdy „Graj Trikiem” w końcu na dobre się rozkręca, efekty są naprawdę dobre. Rozdział poświęcony hand-outom zaskakująco płynnie przechodzi w opis serii prostych a pomysłowych sztuczek pozwalających zarówno wesprzeć narrację MG, jak i skierować aktorskie wysiłki graczy na właściwe tory. Dużego nacisku na narrację spodziewać się możemy także po kolejnym rozdziale, zawierającym skądinąd kilka ciekawych uwag na temat specyfiki różnych erpegowych systemów i możliwości jej podkreślenia na sesjach. Jak starego przyjaciela powitałem również fragment dotyczący zastosowania kości, kto jak kto, ale Ignacy potrafi dowieść, że plastikowe wielościany mają niejedną funkcję, a zwykłe turlactwo można przy odrobinie wysiłku i pomysłowości podnieść niemal do rangi sztuki. Patenty przedstawione w tych rozdziałach są naprawdę uniwersalne, okraszone ciekawym komentarzem, pozwalającym lepiej zrozumieć stojące za nimi idee. Nawet bardziej filozoficzne anegdotki przestały mi na tym etapie przeszkadzać.
Mimo że „Graj Trikiem” jest dziełkiem dość nierównym, sądzę, że jego lepsze fragmenty całkiem przyzwoicie bronią go zarówno w roli poradnika, jak i ciekawego czytadła. Pobrzmiewają tu echa starych, dobrych tekstów Ignacego, powracają idee i sztuczki, które zdążyły już obrosnąć legendą, przybyło też sporo nowych, równie ciekawych patentów. Trzewika w dobrej formie, piszącego w tonie niemal felietonowym o sprawach, na które ma jasny i interesujący pogląd, czyta się naprawdę doskonale. To, że czasem jego miejsce zajmuje inny Trzewik – sypiący luźnymi anegdotami, stawiający bardzo ryzykowne twierdzenia i błądzący wokół tematu – psuje nieco dobre wrażenie, lecz w ostatecznym rozrachunku muszę szczerze przyznać, że „Graj Trikiem” zainspirowało mnie do poszerzenia mojego arsenału sztuczek i przekonało do wypróbowania kilku nowych koncepcji.
O ile początki tej książki skłaniają do dużego sceptycyzmu, to kończy się ona zdecydowanie na wysokim C. Zawarta w epilogu anegdotka z Johnem Wickiem w roli głównej stanowi doskonałe podsumowanie całego poradnika i w zasadzie można z niej wyczytać wszystko, co chcielibyście wiedzieć o głębszym sensie szeroko pojętej „gry trikiem”.
Czy warto sięgnąć po „Graj Trikiem”? Cóż, nie zawiera może gotowej recepty na sukces i uniwersalnego leku na marazm tasiemcowych kampanii, ale skutecznie skłania do wykonania pierwszego kroku w kierunku zafundowania graczom czegoś niezwykłego, czego nie zapomną przez długi, długi czas. I chociaż tu i ówdzie odrobinkę zgrzyta, to spełnia podstawowe założenia porządnego Almanachu MG – skłania do wyjścia poza ustalone ramy i spróbowania czegoś nowego.
