Zapewne po „Małego Księcia” w pierwszej kolejności sięgną wielbiciele książki Antoine’a de Saint-Exupéry’ego, ale znajomość jej fabuły nie jest w ogóle konieczna, aby czerpać mnóstwo przyjemności z tej pełnej uroku gry familijnej.
Mała Esensja: Budujemy nowe światy
[Antoine Bauza, Bruno Cathala „Mały Książę” - recenzja]
Zapewne po „Małego Księcia” w pierwszej kolejności sięgną wielbiciele książki Antoine’a de Saint-Exupéry’ego, ale znajomość jej fabuły nie jest w ogóle konieczna, aby czerpać mnóstwo przyjemności z tej pełnej uroku gry familijnej.
Dziękujemy wydawnictwu Rebel za udostępnienie egzemplarza gry na potrzeby recenzji.
Antoine Bauza, Bruno Cathala
‹Mały Książę›
Zasady rozgrywki są na tyle proste, że z powodzeniem mogą je opanować dzieci w znacznie niższym wieku niż sugerowane przez wydawcę osiem lat. Każdy z graczy ma za zadanie zbudować swoją planetę składającą się z szesnastu kafelków, więc wystarczająca jest tutaj umiejętność układania nieskomplikowanych puzzli. Planety bowiem mogą być budowane w dowolnej kolejności, a w czasie gry mogą między płytkami pozostawać wolne przestrzenie (na przykład możliwy jest układ złożony z samych narożników czy krawędzi), ponieważ i tak ostatecznie stworzymy połączony obrazek o wymiarach cztery na cztery. Dopiero na końcu otrzymujemy zaś punkty w zależności od obiektów umieszczonych na kafelkach (między innymi postacie, zwierzęta, róże), co jest zdecydowanie bardziej skomplikowane, ale przecież najmłodszym uczestnikom można w tym pomóc.
Rozgrywka różni się w zależności od liczby biorących w niej udział graczy – jeden wariant dotyczy gry w gronie od trzech do pięciu osób, drugi zaś obowiązuje przy dwóch graczach. W obu przypadkach przygotowania wyglądają jednak podobnie. Kafelki rozdzielone według rodzajów (wnętrze planety, krawędź wznosząca, krawędź opadająca, postać) układamy w czterech stosach. Jeżeli gra mniej niż pięć osób, to na bok odkłada się odpowiednią liczbę płytek (bez oglądania!), które nie będą w niej używane.
Następnie przez szesnaście rund budujemy swoje planety. W wariancie dla większej liczby graczy pierwsza osoba wybiera jeden ze stosów i odkrywa z niego tyle kafelków, ilu jest graczy. Po wybraniu jednej z odkrytych płytek do budowy swojej planety, wskazuje kolejną osobę. Runda trwa do momentu, aż wszyscy gracze wezmą po jednym kafelku. Osoba, która była ostatnia w danej rundzie, rozpoczyna następną.
Oczywiście wszyscy gracze próbują wybierać te płytki, które potencjalnie przyniosą im najwięcej punktów, ale wypracowanie odpowiedniej strategii nie jest wcale takie proste. O wartości punktowej kafelków danej planety decydują bowiem posiadane przez gracza postacie – na przykład Latarnik daje jeden punkt za każdą latarnię, a Ogrodnik siedem punktów za każdy baobab. Planowanie niewątpliwie utrudnia zaś to, że jest aż jedenaście rodzajów postaci, a gracz może mieć więcej niż jedną danego rodzaju. W dodatku otrzymanie niektórych płytek z fragmentami planety może radykalnie zmienić nasz dorobek punktowy. Przede wszystkim zagrożeniem mogą być baobaby, gdyż nigdy nie może ich być więcej niż dwa na planecie. Po otrzymaniu trzeciego kafelka z baobabem musimy więc zakryć aż trzy fragmenty planety, a obiekty wcześniej na nich widoczne nie przyniosą nam punktów na koniec gry. Jeżeli nie uda się uniknąć odwrócenia płytek, to z kolei korzystne będzie posiadanie Pijaka, który daje trzy punkty za każdy zakryty kafelek. Możliwych układów postaci z obiektami na planecie jest więc naprawdę dużo… Innym elementem, którego lepiej unikać, są wulkany. Gracz, na którego planecie będzie ich najwięcej, straci bowiem liczbę punktów równą sumie wulkanów.

Zawartość pudełka ze wszystkimi niezbędnymi kafelkami
Źródło: Rebel.pl
W tym wariancie gry (a w szczególności w partiach cztero- i pięcioosobowych) o końcowym zwycięstwie przesądza w znacznej mierze to, jak często gracz będzie przedostatni w rundach. Nie dość bowiem, że ma on wtedy zazwyczaj bardzo ograniczony wybór, to w dodatku nie będzie mu to zrekompensowane rozpoczynaniem w następnej kolejce. Możliwość wyznaczania osób, które mają wykonać ruch, zazwyczaj prowadzi też do powstawania doraźnych lub nawet stałych koalicji. Wynika to z tego, że strategia „przysługa za przysługę” akurat tutaj często się sprawdza, ponieważ kafelki atrakcyjne dla jednego gracza niekoniecznie będą takie dla innego. Oczywiście czasem trudno oprzeć się pokusie podrzucenia rywalowi świni (a właściwie baobabu), ale wtedy musimy liczyć się z odpłatą pięknym za nadobne. Zasady te umożliwiają też na przykład niezauważalne pomaganie przez rodzica młodszemu dziecku przy budowaniu jego planety, dzięki czemu atmosfera przy grze robi się prawdziwie rodzinna.
W przypadku rozgrywki dwuosobowej pierwszy gracz bierze z jednego stosu trzy kafelki, które ogląda, nie pokazując rywalowi. Następnie odkrywa dwie płytki, a trzecią kładzie obok zakrytą. Drugi gracz wybiera jeden z trzech kafelków (może być to też ten zakryty, ale musi go wziąć „w ciemno”), a potem pierwsza osoba bierze jeden z pozostałych. Ostatnia płytka zostaje odrzucona i nie będzie mogła już być wykorzystany w grze. W kolejnej rundzie gracze zamieniają się rolami, a gra toczy się do momentu ukończenia budowy planet. Jak widać, w wariancie tym dla odmiany duże znaczenie mają umiejętności blefowania oraz rozgryzienia przeciwnika. Sprawia to, że rozgrywka dwuosobowa jest równie atrakcyjna jak ta w większym gronie graczy, ale raczej nie sprawdza się przy grze z maluchami.
Znaczący wpływ na przyjemność płynącą z gry w „Małego Księcia” ma niewątpliwie atrakcyjność graficzna kafelków, na których wykorzystano oryginalne rysunki Antoine’a de Saint-Exupéry’ego. Początkowo uważałem za zbyteczne dodanie znaczników punktacji i umieszczenie jej toru na tyle pudełka, ale okazało się, że dzieciom podliczanie w ten sposób punktów daje mnóstwo frajdy. Istotne jest oczywiście również, że elementy zostały naprawdę solidnie wykonane, chociaż to wszystko tylko częściowo uzasadnia wysoką cenę gry. Z pewnością jednak „Mały Książę” to świetna propozycja na miłe spędzenie czasu w rodzinnym gronie.

Bardzo fajna, prosta gra. Polecam tę gręna prezent dla rodziców.