Mimo niepozornych rozmiarów metalowego pudełka, „Hanabi” może dostarczyć naprawdę wiele przyjemności zarówno niedzielnym graczom, jak i karciankowym wyjadaczom. Tegoroczna nagroda Spiel des Jahres przypadła więc tytułowi, który na nią w pełni zasługuje.
Fajerwerki godne braw
[Antoine Bauza „Hanabi” - recenzja]
Mimo niepozornych rozmiarów metalowego pudełka, „Hanabi” może dostarczyć naprawdę wiele przyjemności zarówno niedzielnym graczom, jak i karciankowym wyjadaczom. Tegoroczna nagroda Spiel des Jahres przypadła więc tytułowi, który na nią w pełni zasługuje.
Dziękujemy wydawnictwu Rebel za udostępnienie egzemplarza gry na potrzeby recenzji.
Mogłoby się wydawać, że zadanie stojące przed graczami jest banalnie proste. Wspólnymi siłami mają oni bowiem ułożyć pięć ciągów kart (fajerwerków), w różnych kolorach. Jedyne ograniczenia konstrukcyjne są takie, że karty muszą być kładzione nominałami w kolejności od jednego do pięciu, a żadna wartość nie może powtarzać się w fajerwerku danej barwy. Nie można również tworzyć więcej niż jednego ciągu w którymś z kolorów. Cała trudność polega zaś na tym, że nie widzimy własnych kart i musimy je zagrywać na podstawie informacji udzielonych nam (oczywiście tylko zgodnie z regułami!) przez innych uczestników rozgrywki.
Niewątpliwie zaletą „Hanabi” jest, że przygotowania do gry przebiegają błyskawicznie. Po potasowaniu talii pięćdziesięciu kart każdy gracz otrzymuje cztery (rozgrywka cztero- lub pięcioosobowa) albo pięć kart (przy dwóch lub trzech uczestnikach), a pozostałe kładziemy w zakrytym stosie. Poza tym musimy jeszcze tylko włożyć osiem niebieskich znaczników (żetonów) do wieczka pudełka, a trzy czerwone obok niego.
W swojej turze możemy wykonać tylko jedną z trzech akcji – podanie informacji, odrzucenie karty lub jej zagranie. Wybór pierwszej możliwości pozwala nam na udzielenie innemu graczowi informacji tylko o jednym kolorze (na przykład „masz dwie czerwone karty – ta i tamta”) bądź tylko o jednej wartości („te trzy karty to jedynki”). Istotne jest też, że przekazane wskazówki muszą być kompletne – przykładowo nie można podać informacji tylko o wybranej zielonej karcie, jeżeli gracz ma ich więcej. Akcję tę można wybrać pod warunkiem, że w pudełku jest chociaż jeden niebieski znacznik, ponieważ podanie informacji „kosztuje” odłożenie takiego żetonu z pudełka na bok. Z kolei odrzucenie karty umożliwia graczowi przełożenie niebieskiego znacznika z powrotem do wieczka. Następnie dobieramy kolejną kartę z zakrytego stosu. Okolicznością uniemożliwiającą podjęcie tej akcji jest zaś brak niebieskich żetonów poza pudełkiem.
W przypadku zagrania karty istnieją dwie możliwości rozwoju wydarzeń. Jeżeli wyłożona karta rozpoczyna lub kontynuuje któryś fajerwerk, to jest do niego dokładana. Kiedy nie pasuje do żadnego ciągu, karta jest odrzucana, a za karę czerwony znacznik jest przekładany do pudełka. Jeśli uda się ukończyć fajerwerk (czyli zostaje dołożona do niego karta o nominale pięć), to w ramach bonusu gracz umieszcza jeden niebieski żeton w wieczku. Niezależnie od osiągniętego rezultatu zagrania karty, uzupełnia się swoje zasoby o nową, dobraną ze stosu.

Przykładowe karty
Źródło: Rebel.pl
Rozgrywka może się zakończyć na trzy sposoby. Niewątpliwie najprzyjemniejszy polega na tym, że wszystkie pięć fajerwerków zostanie ułożonych, zanim skończą się karty w stosie. Natychmiastową przegraną oznacza zaś umieszczenie trzeciego czerwonego znacznika w pudełku. Wariant pośredni wystąpi w momencie, kiedy zostanie zabrana ostatnia karta ze stosu. Wtedy każdy z graczy rozgrywa jeszcze jedną turę (łącznie z tym uczestnikiem, który wziął ostania kartę). Następnie obliczamy wynik, dodając do siebie najwyższe wartości kart w fajerwerkach i sprawdzamy w tabeli, jakie wrażenie wywarł nasz rezultat (od „okropne” po „przejdą do historii”).
Muszę przyznać, że „Hanabi” zazwyczaj naprawdę szybko potrafi wyzwolić u graczy ducha współpracy. Oczywiste jest bowiem, ze o końcowym sukcesie decyduje dobra komunikacja miedzy uczestnikami rozgrywki, a w szczególności przydatność udzielanych informacji. Istotne jest również właściwe zapamiętywanie uzyskanych wiadomości, co może ułatwić na przykład trzymanie karty do góry nogami bądź przełożenie na jeden koniec wszystkich trzymanych w ręce kart w danym kolorze. Niestety nie zawsze udaje się uniknąć odrzucenia potrzebnej lub zagrania niewłaściwej karty, a wtedy często można usłyszeć wspólny jęk zawodu.
W pudełku znajdziemy jeszcze jedno rozszerzenie – pięć wielokolorowych kart, z których można ułożyć szósty fajerwerk. Stanowią one odrębny, równoprawny kolor, ale ułożenie tego ciągu jest o tyle utrudnione, że w tym przypadku nie ma w talii powtarzających się nominałów. Wprawdzie zwiększa się również maksymalna liczba punktów do zdobycia, ale osiągnięcie zwycięstwa wymaga od graczy wspięcia się na prawdziwe wyżyny idealnej współpracy.
Chociaż „Hanabi” zostało wydane w „koktajlowym” pudełku to z pewnością trudno byłoby uznać, że jest to typowa gra imprezowa. Niezbędna jest w niej bowiem nie tylko właściwa komunikacja miedzy uczestnikami, ale konieczne jest też zapamiętywanie przez nich uzyskanych informacji oraz wyciąganie logicznych wniosków na podstawie szczątkowych wiadomości. Szare komórki mają więc sporo pracy! Rozgrywka nie trwa długo, dlatego zazwyczaj nikt nie ma oporów przed próbą poprawienia wyniku w kolejnej. Ważne jest też, że gra równie dobrze się sprawdza zarówno w przypadku partii z udziałem doświadczonych graczy, jak i toczonych w rodzinnym gronie, gdyż potrafi ona naprawdę wciągnąć już ośmiolatka. W zasadzie jedynym mankamentem tego tytułu jest nietypowy kwadratowy format kart, który utrudnia (szczególnie młodszym graczom) ich trzymanie w ręku w taki sposób, aby były widoczne dla pozostałych uczestników rozgrywki. Z tego właśnie powodu „Hanabi” nie otrzymało ode mnie maksymalnej noty, chociaż niewątpliwie jest to znakomita gra.
