Bycie wiedźmą to bardzo niewdzięczne zajęcie. Człowiek dwoi się i troi, pomaga innym jak może, a trud ten jest często niedoceniany. Mimo wszystko młode dziewczyny wciąż garną się do zawodu. Właśnie o tym jest gra „Świat Dysku – Wiedźmy”.
Jak trwoga to do… wiedźmy
[Martin Wallace „Świat Dysku: Wiedźmy” - recenzja]
Bycie wiedźmą to bardzo niewdzięczne zajęcie. Człowiek dwoi się i troi, pomaga innym jak może, a trud ten jest często niedoceniany. Mimo wszystko młode dziewczyny wciąż garną się do zawodu. Właśnie o tym jest gra „Świat Dysku – Wiedźmy”.
Podziękowania dla wydawnictwa Phalanx Games za udostępnienie gry na potrzeby recenzji.
Martin Wallace
‹Świat Dysku: Wiedźmy›
Fani Terry`ego Pratchetta są rozpieszczani na każdym kroku. Nie dość, że autor jest niezwykle płodny i co rusz uracza wielbicieli nowymi tytułami, to właśnie pojawiła się już druga gra, w której można się wcielić w postacie rodem z jego fantastycznego uniwersum. W porównaniu z
„ŚD: Ankh-Morpork” rozgrywka nacechowana jest mniejszą negatywną interakcją, dużo większą rolę odkrywają kostki. Nadal jednak sercem gry są różnorodne karty, a klimat oddano z wielką pieczołowitością.
Na szczególną uwagę zasługuje bajecznie zaprojektowana plansza. Nie jest to jak w większości przypadków zbiór przypadkowych miejsc, a tętniąca życiem kraina. Zwierzęta pasą się na łąkach, na polach praca wre. Ktoś muzykuje, ktoś poluje, jeszcze inny prowadzi dyliżans czy pobiera wodę ze studni. Poszczególne lokacje, które odwiedzać będą nasze bohaterki, okolono niepsującymi odbioru kwadratami, a połączenia między nimi to prawdziwe ścieżki. Na kontemplowaniu tego wszystkiego można spędzić dłuższą chwilę.
Gracze wcielają się w młode wiedźmy, które w ramach szkolenia niosą pomoc mieszkańcom okolicznych terenów. Czasem zadania będą łatwe, jak wyleczenie świni czy nastawienie złamanej ręki, czasem jednak trzeba będzie stawić czoło naprawdę trudnym wyzwaniom, znanym z kart książek. Rozwiązywanie problemu to nic innego, jak próba uzyskania w serii rzutów wystarczającej sumy oczek na kostkach. Porażka przy co trudniejszych wyzwaniach może nieść ze sobą przykre konsekwencje, np. pobyt w pobliskim lochu.
Część żetonów problemów leży na planszy od początku, pozostałe będą się systematycznie pojawiać na początku tur graczy. W swoim ruchu można przesunąć swój pionek do dwóch pól i wykonać w miejscu docelowym jedną z trzech akcji. Następnie sekwencję tę należy powtórzyć. Najczęstszą akcją jest wspomniane już rozwiązywanie problemów, poza tym można wypić herbatkę z koleżanką po fachu, pozbywając się przy tym niechcianych żetonów Rechotu. Żetony te otrzymuje się karnie w różnych sytuacjach, a ich nadmiar może kosztować na koniec gry pewną liczbę punktów ujemnych. Ostatnią możliwością jest tzw. Nicnierobienie, którego tłumaczyć chyba nie trzeba.
Zabawa szybko stałaby się powtarzalna, gdyby nie karty, które wpływają na losy naszych podopiecznych. Dzięki lotowi na miotle szybciej dotrzemy do upragnionego celu, niewidzialność pozwoli natomiast ominąć niechciane miejsce. Wiele kart pomaga przy rzutach kośćmi, umożliwiając ich przerzucenie lub dodając pewne wartości. W moim przekonaniu przydałaby się większa różnorodność kartoników. Część kart, mimo innych nazw czy obrazków, ma to samo działanie, jakby autorowi zabrakło pomysłów na nowe.
Rozgrywka trwa tak długo, aż z puli nie zniknie określona liczba problemów. Może jednak zakończyć się szybciej, jeśli na planszy pojawią się wszystkie żetony Kryzysów, bądź naraz znajdą się na niej trzy trudne wyzwania odnoszące się do Elfów, z którymi się w porę nie uporamy. Przy standardowych zasadach raczej nie jest o to łatwo, istnieje jednak możliwość zwiększenia sobie poziomu trudności i wtedy nie jest już tak różowo. Co ciekawe istnieje także wariant pozwalający na zabawę kooperacyjną, a także wersja solo, w której celem jest uzyskanie jak najwyższego wyniku. Jak widać grę można dostosowywać do swoich potrzeb na wiele sposobów. Partię wygrywa osoba, która zdobyła najwięcej punktów widniejących na każdym z rozwiązanych wyzwań.
„Świat Dysku – Wiedźmy” jest pozycją bardzo przyjemną. Gra jest dość taktyczna, nie można nastawić się na jakąś określoną strategię, trzeba po prostu reagować na aktualną sytuację na stole. Losowość związana z kostkami oczywiście występuje, można jednak dopomóc sobie zagrywaniem odpowiednich kart. Ta niepewność wzmaga emocje, co jest raczej zaletą niż wadą w tak przygodowym tytule. Gracze zaawansowani zagrają raz na jakiś czas, dla graczy niedzielnych może to być strzał w dziesiątkę. Jest to także pozycja obowiązkowa dla fanów Pratchetta, zadbano o wiele smaczków, które odkryją oni w trakcie zabawy.
