Kuba Rozpruwacz grasuje w Londynie i Nowym Jorku, pozbawiając życia kolejne upadłe kobiety. Na jego skalp poluje jednak kilkoro łowców głów, którzy zrobią wszystko, aby uniemożliwić mordercy ucieczkę. O pojedynku umysłów ścigającego i ściganego opowiadają dwie gry detektywistyczne wydane właśnie w Polsce przez Hobbity, obie przeznaczone dla par.
Detektyw kontra złoczyńca
[Bruno Cathala „Mr. Jack”, Bruno Cathala, Ludovic Maublanc „Mr. Jack in New York” - recenzja]
Kuba Rozpruwacz grasuje w Londynie i Nowym Jorku, pozbawiając życia kolejne upadłe kobiety. Na jego skalp poluje jednak kilkoro łowców głów, którzy zrobią wszystko, aby uniemożliwić mordercy ucieczkę. O pojedynku umysłów ścigającego i ściganego opowiadają dwie gry detektywistyczne wydane właśnie w Polsce przez Hobbity, obie przeznaczone dla par.
Dziękujemy wydawnictwu Hobbity za udostępnienie egzemplarzy gry na potrzeby recenzji.
Kuba Rozpruwacz, czyli z angielska Jack the Ripper, nie ma łatwego życia. Jego sława, bądź niesława, przyciąga żądnych zemsty i wrażeń przedstawicieli policji, świata mediów, nauki, ale też innych zawodów do dwóch metropolii, gdzie trafiono na ofiary pozbawione życia najprawdopodobniej przez tego samego tajemniczego zabójcę. Tęgie umysły są już naprawdę blisko rozwiązania zagadki, zaciskają pętlę na szyi oprawcy, przeprowadzając najprawdziwszą nagonkę na niego. Kuba jest jednak wyjątkowo przebiegły i wykorzysta każdą okazję i każdy błąd do ucieczki. A wtedy nigdy już nie zostanie schwytany.
O tym pojedynku opowiadają obie gry z serii „Mr. Jack”. Akcja pierwszej z nich rozgrywa się w centrum Londynu, drugiej natomiast – na Manhattanie, zdecydowanie więcej je jednak łączy niż dzieli. Zanim zaczniemy należy przydzielić dwóm graczom role: jeden kieruje losem Kuby Rozpruwacza, drugi robi wszystko, by ująć mordercę. Pole gry to średniej wielkości plansza wyobrażająca miasto, podzielona na sześciokątne pola, po których porusza się ośmioro postaci. Każda z nich ma indywidualną umiejętność, z której będzie korzystała w czasie gry: a to oświetla latarnią sąsiednie pola, a to przenika przez budynki lub też przywołuje do siebie gwizdkiem podejrzanych.
Każda z ośmiu rund zaczyna się od losowania czterech spośród ośmiu kart postaci. Najpierw jedną kartę wybiera detektyw i używa odpowiadającego jej bohatera, potem są dwa ruchy dla Kuby, a ostatni przypada znów ścigającemu. W kolejnej rundzie odwracamy kolejność. Ten mechanizm sprawdza się świetnie, łącząc losowość z taktyką – trzeba zmyślnie rozplanować ruchy w turze, by osiągnąć cel, za każdym razem licząc też na szczęście.
„Mr. Jack w Nowym Jorku” różni się od tego w Londynie planszą oraz umiejętnościami przypisanymi ośmiu bohaterom, które jednak z grubsza odpowiadają tym z z pierwszej części. Mamy tu więc specjalistę od latarni, stróża prawa, magika poruszającego innymi postaciami czy kobietę przeskakującą poprzez budynki. Jest tu też pani przemieniająca budowle w parki (sic!) oraz dziwak, który „przejmuje” ruch innej postaci. Większość przeszkód jest tu ruchoma i dokładana w postaci żetonów, dlatego plansza jest bardziej dynamiczna niż w Londynie. Łatwiej też różnymi sposobami pokonywać spore odległości, co szybko zmienia układ na planszy. Miałem jednak wrażenie, że rozgrywka jest wskutek tego bardziej chaotyczna, a początkujący gracz będzie bardzo zaskoczony, gdy przeciwnik nagle przeskoczy pół planszy i dzięki temu wygra.
Bruno Cathala, Ludovic Maublanc
‹Mr. Jack in New York›
Kwestią problematyczną w przypadku obu gier jest balans rozgrywki: liczni gracze skarżą się, że znacznie łatwiej wygrać grę detektywowi. Faktem jest, że zabójca musi nie tylko uciekać przed aż siedmioma bohaterami, ale jeszcze udzielać im po każdej turze wskazówek, co do tego, czy jest widoczny (tzn. czy stoi właśnie pod latarnią lub w sąsiedztwie innej postaci). Z drugiej strony Kuba ma znacznie więcej możliwości wygrania: może uciec z miasta, nie dać się schwytać przez osiem rund lub wykorzystać błąd śledczego, który oskarży niewłaściwą osobę. Detektywowi pozostaje jedno: musi oskarżyć którąś z postaci mordercę, wykorzystując do tego normalny ruch po planszy (można się tu zdać na ślepy strzał).
Wydaje mi się mimo wszystko, że rozgrywka jest zbalansowana, umiejętności postaci wyważone, i choć sporo zależy od szczęścia w losowaniu kart, to jednak najwięcej – od przemyślanych posunięć graczy. Czasem kiedy wydaje się, że koniec jest bliski, jeden sprytny ruch może zupełnie odmienić losy graczy. Nawet znajomość tożsamości zabójcy wcale nie daje pewności wygranej detektywa i na odwrót: gdy Kuba ma wyjście z miasta na wyciągnięcie ręki, może się wydarzyć coś nieoczekiwanego. Choć muszę też uczciwie przyznać: statystyka mówi, że Kuba wygrywa rzadziej.
Z mojego doświadczenia wynika, że wcale nie trzeba poruszać się po planszy postacią mordercy, aby wygrać, lecz przeczekać do końca rozgrywki, wcześniej myląc tropy innymi bohaterami. Warto też liczyć na drugiego gracza – jeśli będzie w gorącej wodzie kąpany i zmyli się go odpowiednio, również można wygrać, jeśli oskarży niewłaściwego bohatera. W niektórych przypadkach, nawet gdy wiadomo już, kto jest Rozpruwaczem, jest szansa na uciekanie po planszy przy wykorzystaniu kanałów (w Londynie) lub wyspy wolności (w Nowym Jorku). Możliwości jest sporo. Poza tym zaawansowani gracze mogą spróbować pobawić się rozstawieniem początkowym, które znacząco wpływa na rozwój gry. Tak naprawdę największym problemem mogą okazać się przeciwnicy myślący nad swoim ruchem po kilka minut.

„Mr. Jack” - początek rozgrywki
Obie gry są bardzo solidnie wykonane i zapewniają sporo główkowania osobom, które lubią nad planszą do gry pomyśleć, zamiast po prostu przesuwać pionki. Każdy ruch ma znaczenie, czasem okazuje się, że popełniony wcześniej błąd dostrzegamy dopiero w kolejnych turach. Cieszy też, że gry o Kubie Rozpruwaczu przeznaczone są dla dwóch zawodników, bo takich tytułów jest wciąż na rynku mało i każdy kolejny, zwłaszcza tak porządny, jest nieoceniony. Do minusów obu tytułów trzeba zaliczyć bardzo krótki czas gry. Dla wielu może on być zaletą, ale zdarzają się rozgrywki trwające zaledwie pięć minut, a to już lekka przesada. Wydaje się też, że żywotność tytułów jest dość ograniczona – stosunkowo łatwo opanować pewne triki umożliwiające wygraną (na szczęście do części pierwszej już ukazał się dodatek z pięcioma nowymi postaciami). Z tego względu „Mr. Jack” i „Mr. Jack w Nowym Jorku” są przeznaczone do grania okazjonalnego, wtedy na pewno będą cieszyć znacznie dłużej i bardziej.

„Mr. Jack w Nowym Jorku” - początek rozgrywki
