Pierwszy tom „Epoki brązu” – cyklu zakrojonego aż na siedem pokaźnych albumów – ukazał się w idealnym, z marketingowego punktu widzenia, momencie. W tym samym czasie bowiem na ekranach kin pojawiła się kolejna hollywoodzka superprodukcja – historyczny (melo)dramat „Troja”. Oba dzieła odnoszą się do tego samego – chciałoby się powiedzieć ze stuprocentową pewnością, że historycznego – wydarzenia: wojny trojańskiej. Oba też na pewno zdobędą zaprzysięgłych fanów.
Achilles w kobiecych ciuszkach
[Eric Shanower „Epoka brązu: Tysiąc okrętów” - recenzja]
Pierwszy tom „Epoki brązu” – cyklu zakrojonego aż na siedem pokaźnych albumów – ukazał się w idealnym, z marketingowego punktu widzenia, momencie. W tym samym czasie bowiem na ekranach kin pojawiła się kolejna hollywoodzka superprodukcja – historyczny (melo)dramat „Troja”. Oba dzieła odnoszą się do tego samego – chciałoby się powiedzieć ze stuprocentową pewnością, że historycznego – wydarzenia: wojny trojańskiej. Oba też na pewno zdobędą zaprzysięgłych fanów.
Eric Shanower
‹Epoka brązu: Tysiąc okrętów›
Dzieje wojny trojańskiej, opowiedziane po raz pierwszy w Homerowskiej „Iliadzie” (wbrew pozorom konflikt ów wcale jednak nie stanowi głównego wątku starożytnego eposu, a jedynie jego epizod), w czasach już znacznie późniejszych, obrósłszy niezwykle bogatą literaturą, rozrosły się do jednej z najwspanialszych historii, jakie zna świat. Historii, która od wieków zapładnia umysły pisarzy, filmowców, a ostatnio – jak się okazało – również twórców komiksów. Historii, która – nie ukrywajmy – nie wiadomo, czy w ogóle miała miejsce… Tego typu rozważania nie mają już jednak dzisiaj większego sensu. Gdyby bowiem nawet objawił się nagle światu historyk, przedstawiający najbardziej przekonywające dowody na to, iż „wojna trojańska” jest jedynie wymysłem genialnego ociemniałego śpiewaka, który żył parę tysięcy lat temu – nic by to w gruncie rzeczy nie zmieniło. Wojna trojańska znalazła bowiem swoje zaszczytne, honorowe i niepodważalne miejsce w świecie mitów, stając się tym sposobem częścią naszego cywilizacyjnego dziedzictwa.
Po motyw wojny trojańskiej sięgano już w sztuce wielokrotnie. Po raz pierwszy jednak ktoś zdecydował się opowieść całą historię obrazkami. Amerykanin Eric Shanower stworzył scenariusz „Tysiąca okrętów” opierając się nie tylko na dziele Homera, ale sięgając także do twórczości innych pisarzy starożytnych (m.in. Ajschylosa, Herodota, Hezjoda, Sofoklesa, Owidiusza); nie dającą przecenić się podporą były dlań również opracowania historyków i archeologów. Przyznać trzeba, że lekcje literatury i historii autor odrobił nadzwyczaj skrupulatnie. Na nic by się to jednak zdało, gdyby sam nie posiadał odpowiedniej dozy talentu. Dzieje wojny o piękną Helenę to bowiem prawdziwie epicka, wielowątkowa i wielopłaszczyznowa opowieść – sklecić zeń zgrabny, sensowny i nienużący czytelnika scenariusz to naprawdę wielka sztuka. Po lekturze pierwszego tomu „Epoki brązu” stwierdzić można, że – jak do tej pory – z tej batalii Shanower wyszedł obronną ręką. A pułapek czyhało nań sporo. Przede wszystkim fakt, iż postanowił opowiedzieć historię, którą wszyscy już doskonale znają. Jak, w takiej sytuacji, zaskoczyć czytelnika? Tu w sukurs przyszła autorowi forma, którą obrał, czyli – komiks! Komiks, który nie powstał na zamówienie wydawnictwa, ale z potrzeby serca, z miłości i fascynacji starożytnymi mitami.
Fabularnie „Tysiąc okrętów”, czyli tom pierwszy cyklu, obejmuje okres zaledwie kilku lat: od chwili, gdy młodziutki Parys udaje się do Troi na igrzyska, gdzie – dzięki zbiegowi okoliczności – dowiaduje się, że jest dawno zaginionym synem króla Priama, do momentu, gdy achajskie okręty (w liczbie tysiąca) wyruszają ku wybrzeżom Azji Mniejszej upomnieć się – tak przynajmniej brzmiał oficjalny powód rozpętania tej jednej z najkrwawszych wojen w dziejach świata – o porwaną przez Parysa piękną małżonkę króla Sparty Menelaosa. Co wydarzyło się w międzyczasie, jakie „dramatis personae” pojawiły się na scenie – doskonale wiadomo. Poza Heleną, Priamem, Hektorem, Agamemnonem, Odyseuszem i wieloma innymi, główną postacią komiksu jest oczywiście Achilles. Jak na razie jednak, w niczym nie przypomina on najsłynniejszego wojownika starożytności – na to przyjdzie nam jeszcze poczekać. Poznamy go za to jako odrobinę zniewieściałego młodzieńca biegającego w kobiecych ciuszkach, gdy ukrywał się na wyspie Skiros wśród pięknych córek króla Likomedesa. To przebranie miało, zdaniem matki, uchronić go przed przeznaczeniem. Tyle że synowie, marzący o wielkiej sławie, rzadko wsłuchują się w ostrzeżenia własnych matek…
Scenariusz komiksu jest jedną z jego najmocniejszych stron. Choć momentami nie brak w nim patetycznego dydaktyzmu (wtedy przypomina mi się publikowana w naszym kraju w latach siedemdziesiątych seria komiksów o początkach państwa polskiego, której autorami byli do spółki Grzegorz Rosiński i Leszek Moczulski), darem niebios nie zdominował on całej opowieści. Opowieści, która świetnie obrazuje obyczajowość starożytnych Greków: ich wierzenia oraz związane z nimi przesądy, zwyczaje i tradycje… W ten nurt historii zręcznie wpleciony został wątek rodem z thrillera politycznego: zabiegi Menelaosa dążące do odzyskania żony i utraconej czci oraz, co jeszcze bardziej ciekawe i intrygujące, próbującego wygrać na całej awanturze znacznie więcej – brata króla Sparty, Agamemnona, owładniętego żądzą panowania nad wszystkimi Grekami (a więc także nad Troją). Shanower przekonywająco uzasadnia postępowanie władcy Myken, nie przedstawia go też w sposób tak jednoznacznie negatywny, jak uczynił to w „Troi” Wolfgang Petersen. Komiksowy Agamemnon to prawdziwy mąż stanu, który za swój główny cel obrał zjednoczenie Achajów, mając świadomość, że tylko wtedy będą oni w stanie odeprzeć napór Egipcjan. Nie ukrywam, że taki właśnie obraz mykeńskiego króla przekonuje mnie znacznie bardziej, aniżeli jego karykaturalny filmowy odpowiednik. „Tysiąc okrętów” – chociaż to komiks czarno-biały – zaiste mieni się wieloma barwami.
Od strony graficznej także niewiele da się autorowi zarzucić. Historia jest jak najbardziej klasyczna, więc i odmalowana została nad wyraz realistycznie. Miejscami jedynie – gdy w ramach retrospekcji bohaterowie opowiadają dawne mity – Shanower-grafik pozwala sobie na drobne odstępstwa od normy; nie rezygnuje wprawdzie z realizmu postaci, ale kreśli je już znacznie mniej „poważną” kreską, przydając im pewne cechy humorystyczne. Biorąc pod uwagę kraj pochodzenia autora, można było mieć obawy, iż zechce przedstawić Hektora czy Achillesa na wzór amerykańskich superbohaterów – tak się jednak, na szczęście, nie stało. „Tysiąc okrętów” to w swej formie dzieło na wskroś europejskie, nawiązujące do klasyki komiksu zarówno włoskiego (wydany niedawno w Polsce Hugo Pratt), jak i francuskiego (kłania się także Grzegorz Rosiński). Dodatkowym atutem są aneksy, na które składają się: posłowie autorstwa samego Shanowera, indeks imion i nazw, drzewa genealogiczne Achajów i Trojan oraz bogata bibliografia. Ta dbałość o czytelnika, przekładająca się bezpośrednio na bogactwo dodatkowych informacji, czyni z pierwszego tomu „Epoki brązu” coś więcej niż komiks – staje się on nieomal opracowaniem historycznym. I tylko dwie rzeczy budzą moje zastrzeżenia: tytuł całej serii, który nijak ma się do zawartości, oraz wyjątkowo nieatrakcyjna okładka. Prawdę mówiąc, gdybym nie wiedział wcześniej, co znajduje się w środku, nigdy pewnie po album ten bym nie sięgnął.
