Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 6 czerwca 2023
w Esensji w Esensjopedii

Komiksy

Magazyn CCXXVI

Podręcznik

Kulturowskaz MadBooks Skapiec.pl

Nowości

komiksowe

więcej »

Zapowiedzi

komiksowe

  • Baltimore #1
    Mike Mignola, Christopher Golden; Ben Stenbeck
  • Jack z Baśni #1
    Bill Willingham, Lilah Sturges; Tony Akins, Steve Leialoha, Andrew Pepoy
  • Beniamin i Beniamina
    René Goscinny; Albert Uderzo
  • JLA. Wieża Babel
    Mark Waid, D. Curtis Johnson, Devin Grayson; Howard Porter, Arnie Jorgensen, Mark Pajarillo, Steve Scott, Pablo Raimondi
więcej »

John Bolton, Neil Gaiman
‹Arlekin i Walentynki›

Arlekin i Walentynki
EKSTRAKT:60%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułArlekin i Walentynki
Tytuł oryginalnyHarlequin Valentine
Scenariusz
Data wydaniamaj 2004
RysunkiJohn Bolton
PrzekładPaulina Braiter
Wydawca Egmont
ISBN-1083-237-9061-2
Format170×240
Cena16,90
Gatunekobyczajowy
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Arlekin i Walentynki str. 3.

Przerost formy nad treścią
[John Bolton, Neil Gaiman „Arlekin i Walentynki” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Komiks „Arlekin i walentynki” mógł stać się dziełem wybitnym, gdyby Neil Gaiman bardziej przyłożył się do swego zadania. Jednakże zamiast rozbudowanej opowieści o nieszczęśliwej miłości i samotności w wielkim mieście, otrzymaliśmy zaledwie szkic, nowelkę, punkt wyjścia.

Sebastian Chosiński

Przerost formy nad treścią
[John Bolton, Neil Gaiman „Arlekin i Walentynki” - recenzja]

Komiks „Arlekin i walentynki” mógł stać się dziełem wybitnym, gdyby Neil Gaiman bardziej przyłożył się do swego zadania. Jednakże zamiast rozbudowanej opowieści o nieszczęśliwej miłości i samotności w wielkim mieście, otrzymaliśmy zaledwie szkic, nowelkę, punkt wyjścia.

John Bolton, Neil Gaiman
‹Arlekin i Walentynki›

Arlekin i Walentynki
EKSTRAKT:60%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułArlekin i Walentynki
Tytuł oryginalnyHarlequin Valentine
Scenariusz
Data wydaniamaj 2004
RysunkiJohn Bolton
PrzekładPaulina Braiter
Wydawca Egmont
ISBN-1083-237-9061-2
Format170×240
Cena16,90
Gatunekobyczajowy
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Arlekin i Walentynki str. 3.
Gaiman – scenarzysta i pisarz – zawsze potrafił zaskoczyć czytelnika niekonwencjonalnymi pomysłami; uważany jest również za mistrza nastroju. Jego opowiadania, powieści i komiksy niosą ze sobą niepokój, sporą dawkę romantyzmu i wiele niezwykle trafnych przemyśleń na temat naszego życia i nurtujących ludzkość problemów (choć to ostatnie czyni często w sposób symboliczny, posługując się poetyckimi parabolami). Przyzwyczaił już czytelników do wysokiego poziomu swoich dzieł, dlatego tym boleśniejsze jest każde zetknięcie z twórczością Gaimana, która nie dorównuje jakością najlepszym jego dokonaniom. A tak jest niestety w przypadku „Arlekina i walentynek”.
W tej krótkiej historyjce – część komiksowa albumu to zaledwie trzydzieści plansz formatu zeszytowego – pisarz świadomie nawiązuje do szesnastowiecznych włoskich komedii dell’arte i wywodzących się z nich późniejszych o wiek francuskich wodewilów. Komiks nie ma w sobie jednak nic z komedii, generalnie trudne byłoby jego zaszeregowanie. Najbardziej trafne wydaje się określenie - często używane w odniesieniu do twórczości Edgara Allana Poe, E. T. A. Hoffmanna czy też niektórych opowiadań Iwana Turgieniewa - „opowieść niesamowita”. Znalazły się tu bowiem elementy grozy i urban fantasy. Nade wszystko jest „Arlekin…” przewrotną historią miłosną, rodzajem melodramatu bez happy endu. Głównym bohaterem jest tytułowy Arlekin (potraktujmy to pojęcie, oznaczające błazna, jako imię własne) nieszczęśliwie zakochany w swej Kolombinie, która w wersji Gaimana jest piękną, choć zdaje się wyjątkowo pechową, blondynką o imieniu Missy.
W dniu św. Walentego Arlekin wysyła dziewczynie bardzo nietypową „kartkę walentynkową”: jest nią jego własne serce, przybite do drzwi mieszkania szpilką od kapelusza. Ta przesyłka ze świata zmarłych wprawia Missy w zdumienie. Nic więc dziwnego, że stara się ona rozwikłać tajemnicę. Być może ostatnią w swoim życiu, bo wszystko wskazuje na to, że dziewczyna bliska jest podjęcia decyzji o samobójstwie, a może już nawet ją podjęła.
Nie wszystko jest w tym komiksie logiczne. Jeśli więc ktoś lubi, aby opowieść miała swą żelazną logikę, aby poszczególne wydarzenia bezpośrednio wynikały z siebie – może poczuć się zawiedziony. Gaiman przenosi nas bowiem do świata baśni i mitów, którym kierują przecież zupełnie inne zasady. Tu, zdaje się przekonywać nas pisarz, niemal wszystko jest możliwe. Mimo to „Arlekin…” jest również w dużej mierze opowieścią realistyczną. We współczesnym świecie coraz więcej jest bowiem samotnych młodych ludzi, żyjących z poczuciem beznadziejności, odczuwających osamotnienie jako osobistą porażkę, balansujących na krawędzi, za którą jest już tylko nicość, czarna dziura zwątpienia. Tacy są również bohaterowie tego komiksu.
Komiks ten mógł stać się dziełem wybitnym. Mógł, gdyby Gaiman przyłożył się bardziej do swego zadania. Jednakże zamiast rozbudowanej opowieści o nieszczęśliwej miłości i samotności w wielkim mieście, otrzymaliśmy zaledwie szkic, nowelkę, punkt wyjścia. Postaci Missy i Arlekina aż proszą się o więcej uwagi ze strony autora, o głębszą analizę psychologiczną, o retrospekcje z ich wcześniejszego życia. Nawet jeśli Gaimanowi bardzo zależało na tym, aby akcję zamknąć w jednym dniu (14 lutego), z czystym sumieniem mógł całą historię znacznie rozwinąć: nie zagospodarował przecież nawet całego popołudnia, a pozostały jeszcze wieczór i noc.
O ile scenariusz „Arlekina…” w efekcie rozczarowuje, bardzo dobre wrażenie robi strona graficzna komiksu. John Bolton postawił na realizm, jego rysunki przypominają nieco podkolorowane fotografie – niezwykle popularne w Polsce w końcu lat 50. i przez całe lata 60. monidła, czyli portrety malowane na podstawie zdjęć, starające się oddać jak najdokładniej piękno oryginału. W amerykańskim komiksie podobna technika stosowana jest nader rzadko. Dobrze więc się stało, iż Bolton pokusił się o taki właśnie formalny eksperyment. Wrażenie „monidłowości” komiksu podkreśla jeszcze fakt, iż praktycznie cały album – z małymi wyjątkami – to zbiór kadrów-portretów. Na pierwszym planie zawsze są ludzie; tło jest zdecydowanie mniej istotne: albo zakreślone zostało kilkoma konturami wyobrażającymi przedmioty, albo też jest rozmazane do tego stopnia, iż trudno stwierdzić, co znajduje się za plecami bohaterów. To kolejna informacja dla czytelnika, że najważniejsze są w „Arlekinie…” przeżycia Missy i jej nieżyjącego już adoratora. Szkoda jedynie, że Gaiman nie poświęcił im należytej uwagi…
koniec
27 lipca 2004

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Młócka
Marcin Knyszyński

6 VI 2023

W dwudziestym pierwszym wieku uniwersum Marvela wstrząsane jest co chwila wielkimi wydarzeniami, „po których nic już nie będzie takie samo”. To powtarzające się, buńczuczne hasło nie niesie nigdy aż tyle prawdy, ile chcieliby twórcy (i pewnie czytelnicy), ale zawsze zmienia jakoś układ sił w uniwersum. Jest tak również w przypadku „Tajnej inwazji”.

więcej »

Zbrodnia nie popłaca
Maciej Jasiński

5 VI 2023

„O.K. Corral” oraz „Lucky Luke: Samotny jeździec” to komiksy stworzone kilka dekad po śmierci René Goscinnego, na podstawie scenariuszy innych autorów. Próbują oni korzystać z dorobku mistrza komiksowego humoru, ale czy udało im się choć w części mu dorównać?

więcej »

Robi wrażenie
Marcin Osuch

4 VI 2023

Uczciwie przyznaję, że miałem jakieś tam oczekiwania do tego komiksu. Nie że będzie to jakieś genialne odświeżenie kultowej przecież serii, raczej zwyczajnie byłem ciekaw, jak autor rozegra starość głównych bohaterów, Thorgala i Aaricii. Ponieważ tej starości jest niewiele, to jestem nieco rozczarowany, ale patrząc na całość, muszę przyznać, że „Żegnaj, Aaricio” da się czytać i wciąga.

więcej »

Polecamy

Superbohater zza biurka

Niekoniecznie jasno pisane:

Superbohater zza biurka
— Marcin Knyszyński

Myślę, więc jestem – tym, kim myślę, że jestem
— Marcin Knyszyński

Kurde blaszka!
— Marcin Knyszyński

Podpatrywanie człowieczeństwa
— Marcin Knyszyński

Suprawielki pantechnobarok
— Marcin Knyszyński

Teraz (naprawdę) mamy kryzys
— Marcin Knyszyński

Zielone koszmary
— Marcin Knyszyński

To jest Sparta!!!
— Marcin Knyszyński

Między złotem a srebrem
— Marcin Knyszyński

Ten, którego nadejście zauważasz
— Marcin Knyszyński

Zobacz też

Tegoż twórcy

Dwunastoletni czarodziej w okularach
— Sławomir Grabowski

Z Furią nie do twarzy
— Sebastian Chosiński

Boże, zachowaj nas przed marnymi komiksami
— Jakub Gałka

Tegoż autora

Gwałt niech się gwałtem odciska!
— Sebastian Chosiński

Transatlantykiem w morderczy rejs
— Sebastian Chosiński

Antypirat w akcji – szybki i wściekły!
— Sebastian Chosiński

Byśmy rośli w siłę i żyli dostatniej…
— Sebastian Chosiński

Czy klasyk literatury science fiction śni o komiksowej biografii?
— Sebastian Chosiński

Hymn do Kosmosu
— Sebastian Chosiński

Trzech Islandczyków, nie licząc Duńczyka
— Sebastian Chosiński

Dla kogo bije serce niczyje?
— Sebastian Chosiński

Strach się nie bać
— Sebastian Chosiński

„Józio Kaleka” na tropie prawdy
— Sebastian Chosiński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.