Album zatytułowany „El Santero” – opatrzony numerkiem „3” – otwiera drugą historię opowiedzianą przez Xaviera Dorisona i Fabiena Nury’ego (scenariusz) oraz Christiana Rossiego (rysunki) w ramach serii „W.E.S.T.”. Tym razem Morton Chapel i jego kompani muszą rozwiązać zagadkę tajemniczych zmartwychwstań, do jakich dochodzi na Kubie w przeddzień wyborów prezydenckich, które mają otworzyć drogę do proklamowania niepodległości wyspy.
Kuba – wyspa jak zombie cuchnąca
[Xavier Dorison, Fabien Nury, Christian Rossi „W.E.S.T. #3 El Santero” - recenzja]
Album zatytułowany „El Santero” – opatrzony numerkiem „3” – otwiera drugą historię opowiedzianą przez Xaviera Dorisona i Fabiena Nury’ego (scenariusz) oraz Christiana Rossiego (rysunki) w ramach serii „W.E.S.T.”. Tym razem Morton Chapel i jego kompani muszą rozwiązać zagadkę tajemniczych zmartwychwstań, do jakich dochodzi na Kubie w przeddzień wyborów prezydenckich, które mają otworzyć drogę do proklamowania niepodległości wyspy.
Xavier Dorison, Fabien Nury, Christian Rossi
‹W.E.S.T. #3 El Santero›
Po dotarciu Krzysztofa Kolumba za Ocean Kuba znalazła się w rękach hiszpańskich i – z króciutką przerwą w drugiej połowie XVIII wieku – znajdowała się pod bezpośrednią kontrolą Madrytu przez czterysta lat. W tym czasie Europejczycy doprowadzili do całkowitej zagłady miejscowej ludności, na miejsce której, aby zapewnić sobie tanią siłę roboczą na plantacjach trzciny cukrowej (potem również tytoniu i kawy), sprowadzali niewolników z czarnej Afryki. Eksploatowano ich niemiłosiernie, podobnie zresztą jak całą wyspę. W efekcie takiej polityki w 1895 roku wybuchło kolejne już antyhiszpańskie powstanie, na czele którego tym razem stanął poeta José Martí. Nie osiągnął celu – zginął w bitwie z oddziałami hiszpańskimi zaledwie miesiąc po tym, jak wrócił z emigracji i sięgnął po broń. Ale rezurekcja trwała dalej, a sytuacji na Kubie z coraz większym zainteresowaniem i zaniepokojeniem przyglądali się Amerykanie. Wreszcie świeżo wybrany prezydent USA (od 1897) William McKinley zdecydował się na interwencję zbrojną. Znalazłszy pretekst, rok później wysłał przeciwko Hiszpanom wojsko (w operacji uczestniczył między innymi podpułkownik Theodore Roosevelt, przyszły prezydent). Wojna, tocząca się nie tylko na Karaibach, ale i Filipinach, trwała krótko, zaledwie cztery miesiące. Amerykanie odnieśli zdecydowane zwycięstwo, w wyniku którego zajęli Kubę; niestety, wbrew zapewnieniom o rychłym ogłoszeniu niepodległości państwa, objęli ją protektoratem. Faktycznym władcą wyspy został generał Leonard Wood.
To oczywiście nie spodobało się zwolennikom pełnej niepodległości; nie po to przecież wzniecono powstanie przeciwko Hiszpanom, aby jedną okupację zamienić na drugą. Zaczął się więc rodzić ruch oporu, oparciem dla którego była między innymi Santeria – religia wywodząca się z tradycyjnych wierzeń afrykańskiego plemienia Joruba, a więc dawnych niewolników sprowadzonych na Kubę przez Hiszpanów, zmuszonych później do przyjęcia chrześcijaństwa. Amerykanie doszli więc do słusznego wniosku, że nawet jeśli miałoby to być wbrew ich interesom, należy przeprowadzić na wyspie wybory prezydenckie, które wyłonią odpowiednio dla nich kandydata. Postawili na Tomása Estrada Palmę – dowódcę z czasów wojny dziesięcioletniej z Hiszpanami (1868-1878), potem emigranta w USA (miał nawet obywatelstwo amerykańskie); przeciwko niemu stanął natomiast generał Bartolomé Masó Márquez – bohater ostatniego powstania, będący przez dwa lata (1897-1899) nieuznawanym przez żaden rząd prezydentem wojennym Kuby. W takiej właśnie sytuacji politycznej, nad wyraz skomplikowanej i niepewnej, zostaje wysłany na wyspę Morton Chapel i jego towarzysze z grupy W.E.S.T. (Weird Enforcement Special Team); ich zadaniem jest wytropienie i unieszkodliwienie niejakiego Islero – czarownika, kapłana Santerii, który głosząc hasła niepodległościowe, podburza mieszkańców przeciwko dominacji amerykańskiej. Co oczywiście bardzo irytuje prezydenta Theodore’a Roosevelta (w 1901 roku zastąpił on zabitego w zamachu McKinleya), bezpardonowo krytykowanego przez kongresmenów będących zwolennikami aneksji.

Na Kubę W.E.S.T. udaje się w gronie poszerzonym o piękną panią doktor – specjalistkę od psychiatrii (choć nie tylko) – Kathryn Lennox, która dołączyła do grupy po zakończeniu sprawy, w jaką zamieszany był jej ojciec (a której dotyczyły dwa pierwsze albumy serii, czyli „
Upadek Babilonu” i „
Century Club”). Jest ona potrzebna Chapelowi przede wszystkim po to, aby przyjrzeć się ofiarom tajemniczych zgonów z medycznego punktu widzenia. Zgony te są zaś o tyle niewytłumaczalne, że krótko po śmierci nieboszczycy zmartwychwstają i krążą po Hawanie i okolicach jako zombie. A że dotyka to głównie amerykańskich żołnierzy i przedsiębiorców (w tym bardzo wpływowych), wydaje się, że zamieszany jest w to Islero. Jeśli ktoś taki w ogóle istnieje. Dotarciem bezpośrednio do niego ma się z kolei zająć, działający pod podwójną przykrywką (jako irlandzki anarchista i jankeski sprzedawca kombajnów), Bart Ramble, a w uwiarygodnieniu jego legendy pomaga mu, udający dziennikarza (krytyka kulinarnego), Joey Bishop. Śledztwo jest więc prowadzone dwutorowo i z tego też powodu „El Santero” rozpada się w zasadzie na dwa odrębne wątki. Mimo to fabuła i tak jest dużo bardziej przejrzysta i linearna, niż miało to miejsce w przypadku poprzednich tomów. Jest też w tej historii więcej dramatyzmu. Co zresztą dziwić nie powinno, skoro scenarzyści Xavier Dorison i Fabien Nury przykładają wielu starań, aby niektórych bohaterów – vide Bart i Kathryn – spotykało nieszczęście za nieszczęściem.
Podobnie jak w pierwszej dwutomowej opowieści, także i tutaj pojawiają się postaci historyczne. Po raz kolejny na planszach komiksu gości prezydent Roosevelt; poza nim spotykamy również generała Wooda i kubańskich polityków biorących udział w walce o fotel głowy państwa, czyli Tomása Estradę Palmę i Bartolomé Masó Márqueza. Trochę zamieszania wprowadza jednak postać pułkownika Weylera. W komiksie to ciemnoskóry oficer paramilitarnej Straży Obywatelskiej (czyli Guardia Civil); tymczasem identyczne nazwisko nosił hiszpański gubernator wyspy w latach 1896-1897 (a więc w czasie powstania), znany ze swego okrucieństwa, przez prasę amerykańską nazywany z tego powodu nawet „Rzeźnikiem Weylerem”. Tymczasem Weyler wymyślony przez scenarzystów francuskich politycznie stoi po drugiej stronie barykady, jest bowiem zwolennikiem podporządkowania Kuby Stanom Zjednoczonym, ale z kolei z generałem hiszpańskim (w przyszłości zaś trzykrotnym ministrem wojny) łączy go zdecydowanie przesadne zamiłowanie do sadyzmu. Czy to przypadek? Jeśli tak, to dość dziwny i zaskakujący, bo przecież nazwisko Weyler nie należy do szczególnie rozpowszechnionych w krajach hiszpańskojęzycznych. Lecz to tak naprawdę sprawa drugorzędna; najważniejsze, że „El Santero” to opowieść wciągająca i trzymająca w napięciu praktycznie od pierwszej do ostatniej planszy, która na dodatek kończy się w momencie tak dramatycznym, że nie sposób nie przytupywać nerwowo w oczekiwaniu na czwartą odsłonę serii.
