Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 8 czerwca 2023
w Esensji w Esensjopedii

Komiksy

Magazyn CCXXVI

Podręcznik

Kulturowskaz MadBooks Skapiec.pl

Nowości

komiksowe

więcej »

Zapowiedzi

komiksowe

więcej »

Hermann Huppen
‹Wieże Bois-Maury #1: Babette›

EKSTRAKT:70%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułWieże Bois-Maury #1: Babette
Scenariusz
Data wydania20 września 2013
RysunkiHermann Huppen
Wydawca Wydawnictwo Komiksowe
CyklWieże Bois-Maury
ISBN978-83-936849-5-3
Cena38,00
Gatunekhistoryczny
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup

Historia w obrazkach: Koloryt mroku
[Hermann Huppen „Wieże Bois-Maury #1: Babette” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Denerwująco długo trzeba było czekać na polskie wydanie jednej z najsłynniejszych serii komiksowych Europy. Nad czytelnikami zlitowało się wreszcie Wydawnictwo Komiksowe, które w ubiegłym roku miało wyjątkowo przebojowe wejście na rynek. „Wieże Bois-Maury” Hermanna to kolejny bardzo mocny punkt w ich katalogu.

Sebastian Chosiński

Historia w obrazkach: Koloryt mroku
[Hermann Huppen „Wieże Bois-Maury #1: Babette” - recenzja]

Denerwująco długo trzeba było czekać na polskie wydanie jednej z najsłynniejszych serii komiksowych Europy. Nad czytelnikami zlitowało się wreszcie Wydawnictwo Komiksowe, które w ubiegłym roku miało wyjątkowo przebojowe wejście na rynek. „Wieże Bois-Maury” Hermanna to kolejny bardzo mocny punkt w ich katalogu.

Hermann Huppen
‹Wieże Bois-Maury #1: Babette›

EKSTRAKT:70%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułWieże Bois-Maury #1: Babette
Scenariusz
Data wydania20 września 2013
RysunkiHermann Huppen
Wydawca Wydawnictwo Komiksowe
CyklWieże Bois-Maury
ISBN978-83-936849-5-3
Cena38,00
Gatunekhistoryczny
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup
Przyglądając się dokonaniom komiksowym urodzonego w 1938 roku w belgijskim Malmedy, niedaleko granicy belgijsko-niemieckiej, Hermanna Huppena, można dojść do wniosku, że to tytan pracy. Ma bowiem na koncie kilkadziesiąt pojedynczych albumów oraz parę wielotomowych serii, nad którymi cierpliwie pracuje od kilku już dekad. Bezpośrednio po studiach pracował jako architekt, zajmował się też wzornictwem mebli i urządzaniem wnętrz. Pierwszą opowieść rysunkową, jeszcze short, opublikował jako dwudziestosześciolatek w promującym głównie autorów francuskich i belgijskich magazynie „Spirou”, gdzie szybko poznano się na jego talencie. Wkrótce wymyślane przez Hermanna – imię stało się jego pseudonimem artystycznym – historyjki zagościły także na łamach czasopisma „Tintin”, co było kolejnym ważnym krokiem w karierze Belga. Aż wreszcie nadeszła pora na pierwszy „pełnometrażowy” album, który przeistoczył się w tworzoną do spółki ze scenarzystą Michelem Regnierem (znanym jako Greg) po dziś dzień, a przynajmniej do 2010 roku, serię przygodową „Bernard Prince” (osiemnaście tomów). W 1972 roku tandem ten otworzył kolejny cykl – tym razem była to historia rodem z Dzikiego Zachodu zatytułowana „Comanche” – z której jednak grafik wycofał się po jedenastu latach i dziesięciu odcinkach.
Wydaje się to o tyle zrozumiałe, że w 1979 roku Hermann rozpoczął publikację pierwszego w pełni autorskiego projektu, w którym odpowiadał zarówno za rysunki, jak i scenariusz. Był to „Jeremiah”, opowieść przygodowa wpisana w klasyczne klimaty postapokaliptyczne. Do dzisiaj ukazały się – ostatni z datą: 2013 – trzydzieści dwa albumy serii. Rezygnacja z pracy nad westernem „Comanche”, jak się jednak szybko okazało, nie wynikała wcale z chęci zyskania więcej czasu do odpoczynku, ale z faktu, że w głowie Belga zrodził się pomysł nowego cyklu – kto wie, czy nie najambitniejszego w całej jego dotychczasowej karierze. Jako architekt Hermann zafascynowany był epoką średniowiecza, gotyckimi katedrami, których ani w Belgii, ani we Francji przecież nie brakuje; prawdopodobnie jeszcze jako dziecko przyszły autor komiksów miał okazję podziwiać, co prawda nie tak wspaniałą, jak te w Paryżu czy Kolonii, ale także zachwycającą urodą i gabarytami katedrę w Liège, położonym od rodzinnego Malmedy o zaledwie sześćdziesiąt kilometrów. Fascynacja ta zaowocowała w 1984 roku pierwszą częścią „Wież Bois-Maury”, które z czasem przeistoczyły się w wielką panoramę dziejów Europy średniowiecznej, sięgającą od końca wieku XI po wiek XIV. I choć po dziesięciu albumach autor zakończył spisywanie dziejów rycerza Aymara, to odpocząwszy parę lat, przystąpił do tworzenia ciągu dalszego (przy którym pomaga mu obecnie syn Yves Huppen).
I choć główną postacią całego cyklu jest Aymar de Bois-Maury, błędny rycerz, próbujący – poprzez udział w turniejach – zebrać środki na stworzenie prywatnej armii, dzięki której mógłby odzyskać ziemie należące niegdyś do jego przodków, często bywa, że jest on spychany na plan drugi czy nawet trzeci. Nie ma w tym jednak żadnego błędu konstrukcyjnego fabuły, to efekt w pełni zamierzony, czyniący z tego bohatera spoiwo kolejnych, nader licznych motywów, które bez konkretnego punktu odniesienia – czytaj: Aymara – rozerwałyby tę historię na części. Bois-Maury jest więc fundamentem, opoką, na której Hermann wznosi swą misterną budowlę. W tomie pierwszym, noszącym tytuł „Babette”, poznajemy go stosunkowo późno. Wcześniej autor przedstawia nam dramatyczny wątek gwałtu dokonanego na biednej chłopce – tytułowej Babette – przez nie potrafiącego powstrzymać swych żądzy kawalera Geoffroy, którego zresztą spotyka okrutna, choć zasłużona kara. Broniący czci dziewczyny, zakochany w niej młody murarz Germain, zabija szlachcica, za co później trafia do lochu w zamku pana Eudesa, gdzie czeka go pewna śmierć. Sympatia Aymara, w tym samym czasie korzystającego z gościny Eudesa, jest po stronie murarza, czego zresztą nie ukrywa i czym naraża się bezwzględnemu synowi gospodarza, który uważał Geoffroya za swego przyjaciela.
Mimo że „Babette” zaczyna się – zgodnie z receptą mistrza Alfreda Hitchcocka – trzęsieniem ziemi, z czasem jednak akcja nieznacznie spowalnia, dzięki czemu autor zyskuje możliwość skupienia się na szczegółach. Pogłębia portrety psychologiczne bohaterów – w tym tomie przede wszystkim Germaina i Aymara – oraz robi wszystko, aby oddać koloryt epoki. Właśnie – koloryt! Wbrew pokutującemu powszechnemu przekonaniu, średniowiecze wcale bowiem nie było wiekami ciemnymi i Hermann doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Dlatego jego rysunki skrzą się barwami – jaskrawą zielenią drzew, głębokim błękitem bądź lazurem wody i nieba. Ale też nie popada Belg w przesadę, zdając sobie doskonale sprawę, że w tamtych czasach mrok skrywał się głównie w sercach i umysłach ludzi. Okrucieństwo – często bezzasadne i bezsensowne – towarzyszy czytelnikowi przez cały czas lektury. Życie ludzkie w tym świecie nie przedstawia praktycznie żadnej wartości, a śmierć często jest wybawieniem od udręk i nieszczęścia. Chłopi, jak chociażby ojciec i bracia Babette, są głupi i niegodziwi; panowie natomiast – przekonani o swojej wyższości, z pogardą traktujący nawet równych sobie; nawet podróżująca po kraju trupa cyrkowców, zdawało się prawdziwie wolnych ludzi, ma niejedno na sumieniu.
Na tle ich wszystkich wyróżnia się jedynie Aymar i odnosząca się do niego z przyjaźnią i zrozumieniem żona Eudesa. Można nawet odnieść wrażenie, że tę parę łączy coś więcej, niż tylko rozmowy i wieczorne spacery po murach zamku, lecz Hermann-scenarzysta dba o to, aby wątek romantyczny nie zdominował opowieści. Wszak rycerz Bois-Maury to niespokojny duch i pewne jest, że nigdzie długo nie zagrzeje miejsca. Inna sprawa, że nie należy też do przystojniaków, ale to akurat przypadłość wszystkich bohaterów „Wież…”. Ich oblicza cechuje posępność i wrodzona brzydota – jakby na ich twarzach odciskało się piętno epoki, znaczonej wojnami i z wolna narastającym fanatyzmem religijnym, który już niebawem eksploduje pod postacią wypraw krzyżowych. Od strony graficznej „Babette”, jak zresztą cała seria Hermanna, charakteryzuje się bardzo realistyczną kreską i niezwykłą wręcz dbałością o detale – zwłaszcza w odzwierciedleniu architektury (co wcale nie zaskakuje, biorąc pod uwagę wykształcenie pana Huppena) czy strojów. Z drugiej strony nie należy odczekiwać od autora „Wież…” żadnych ekstrawagancji – na przykład w sposobie kadrowania. Pod tym względem komiks ten przypomina klasyczny hollywoodzki film historyczny z lat 50. bądź 60. ubiegłego wieku, gdzie opowieść snuto potoczyście, a pokazywano ją tak, aby widz miał możność podziwiać wspaniałość dekoracji. Dzisiaj może to już sprawiać nieco archaiczne wrażenie, ale efekt wciąż pozostaje.
koniec
13 stycznia 2014

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Au rebours
Marcin Knyszyński

8 VI 2023

Komiksowe adaptacje literatury fantasy sprzed lat nie są zbyt częstym zjawiskiem. Dlatego też warto zwrócić uwagę na komiks „Hawkmoon” imponujący gabarytami i przykuwający wzrok okładką. Magia, futurystyczna fantastyka, historia alternatywna (właściwie przyszłość alternatywna), przygoda, awantura i dużo batalistycznych scen. Brzmi ciekawie.

więcej »

Nie takie zombie straszne
Dagmara Trembicka-Brzozowska

7 VI 2023

Adam Murphy to dość znany brytyjski rysownik, którego kadry i stripy pojawiają się dość często na stronach agregujących „śmieszne obrazki”. W kwestii komiksów per se jego największym dziełem jest seria „Trupie gadki” (czy też w oryginale: „Corpse Talks”), w której prezentuje krótkie formy komediowo-historyczne.

więcej »

Młócka
Marcin Knyszyński

6 VI 2023

W dwudziestym pierwszym wieku uniwersum Marvela wstrząsane jest co chwila wielkimi wydarzeniami, „po których nic już nie będzie takie samo”. To powtarzające się, buńczuczne hasło nie niesie nigdy aż tyle prawdy, ile chcieliby twórcy (i pewnie czytelnicy), ale zawsze zmienia jakoś układ sił w uniwersum. Jest tak również w przypadku „Tajnej inwazji”.

więcej »

Polecamy

Superbohater zza biurka

Niekoniecznie jasno pisane:

Superbohater zza biurka
— Marcin Knyszyński

Myślę, więc jestem – tym, kim myślę, że jestem
— Marcin Knyszyński

Kurde blaszka!
— Marcin Knyszyński

Podpatrywanie człowieczeństwa
— Marcin Knyszyński

Suprawielki pantechnobarok
— Marcin Knyszyński

Teraz (naprawdę) mamy kryzys
— Marcin Knyszyński

Zielone koszmary
— Marcin Knyszyński

To jest Sparta!!!
— Marcin Knyszyński

Między złotem a srebrem
— Marcin Knyszyński

Ten, którego nadejście zauważasz
— Marcin Knyszyński

Zobacz też

Z tego cyklu

Powinno być lepiej
— Sebastian Chosiński

Konkwistadorzy!
— Sebastian Chosiński

Z Kijowa do Algieru
— Sebastian Chosiński

Zaskakująco dobrze
— Dagmara Trembicka-Brzozowska

Do utraty tchu i zmysłów
— Sebastian Chosiński

Pycha kroczy przed upadkiem
— Wojciech Gołąbowski

Co znaczy współpraca
— Wojciech Gołąbowski

Bardzo na czasie
— Wojciech Gołąbowski

Miłość w czasach wojny
— Marcin Osuch

Przeczuwając własną śmierć
— Wojciech Gołąbowski

Tegoż twórcy

Gwiazda wyrwana z galaktyki
— Sebastian Chosiński

Diamenty nie zapewniają wieczności
— Sebastian Chosiński

Na miedzianej ziemi
— Tomasz Nowak

Prawo i bezprawie
— Tomasz Nowak

Odwaga i poświęcenie
— Sebastian Chosiński

Prosto i spójnie
— Dagmara Trembicka-Brzozowska

Tragedia pomyłek
— Dagmara Trembicka-Brzozowska

Co za porąbana rodzinka!
— Sebastian Chosiński

Bystanders w czasach pogardy
— Sebastian Chosiński

Słowo Boże nie zawsze niesie otuchę
— Sebastian Chosiński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.