Zacznijmy od wyjaśnienia ewentualnych nieporozumień. „Krucjata” Jeana Dufaux (scenariusz) i Philippe’a Xaviera (rysunki) nie jest – wbrew tytułowi i, przynajmniej częściowo, fabule – komiksem historycznym. Mimo że akcja wpisana została w rozgrywające się na Bliskim Wschodzie wydarzenia sprzed wieków, więcej w nich magii niż realizmu. Co oczywiście wcale nie musi być złe.
Idzie Grześ przez wieś do… Hierus Halem
[Jean Dufaux, Philippe Xavier „Krucjata #1: Simoun Dja” - recenzja]
Zacznijmy od wyjaśnienia ewentualnych nieporozumień. „Krucjata” Jeana Dufaux (scenariusz) i Philippe’a Xaviera (rysunki) nie jest – wbrew tytułowi i, przynajmniej częściowo, fabule – komiksem historycznym. Mimo że akcja wpisana została w rozgrywające się na Bliskim Wschodzie wydarzenia sprzed wieków, więcej w nich magii niż realizmu. Co oczywiście wcale nie musi być złe.
Jean Dufaux, Philippe Xavier
‹Krucjata #1: Simoun Dja›
Scenarzysta Jean Dufaux to na rynku frankofońskim potentat, który także w Polsce doczekał się należnej mu popularności. Choć, przyznajmy uczciwie, nie wszystkie tworzone przez niego opowieści spotkały się nad Wisłą z równie ciepłym przyjęciem. O ile wiernych czytelników znalazły „
Drapieżcy”, „
Murena” i „Skarga Utraconych Ziem”, o tyle niepowodzeniem zakończyło się wprowadzenie na nasz rynek takich serii, jak „Niklos Koda”, „
Jessica Blandy” oraz „Giacomo C.”. Jaki los spotka „Krucjatę”, będziemy mogli stwierdzić dopiero za jakiś – raczej dłuższy niż krótszy – czas, kiedy wyjaśni się ostatecznie, czy Wydawnictwo Komiksowe ma zamiar wydać wszystkie tomy cyklu (dotychczas, od 2007 roku, ukazało się ich siedem). Na swego współpracownika przy tworzeniu tej opowieści Dufaux wybrał, urodzonego w 1969 roku, Philippe’a Xaviera. Wcześniej dał się on poznać głównie jako autor oprawy graficznej do prac pary scenarzystów Anne i Gérarda Guéro (znanych pod pseudonimem Ange) – porzuconej po jednym albumie serii fantasy „Le souffle” (2004) i trzech (z czterech) tomów fantastycznego minicyklu „Paradis perdu” (2004-2006). Z kolei już w trakcie powstawania „Krucjaty” Dufaux i Xavier zainicjowali kolejną serię nawiązującą do tematyki historycznej – składającego się, jak na razie, z trzech części „Konkwistadora” (2012-2013).
Historia krucjat to historia wielkich sukcesów i druzgocących porażek, wielkiego uniesienia religijnego i okrutnych zbrodni popełnianych z imieniem Boga – nawet mniej istotne którego – na ustach. Wyprawy krzyżowe stworzyły wielkich, niemal mitycznych bohaterów (vide król Anglii Ryszard Lwie Serce i sułtan Egiptu Saladyn), ale dla innych, nie mniej zasłużonych dla swych krajów władców, jak chociażby cesarz niemiecki Fryderyk I Barbarossa i król Francji Ludwik IX Święty, okazały się – i to dosłownie – gwoździem do trumny. Mimo to pod wieloma względami pozytywnie wpłynęły one na Europę (głównie poprzez rozwój handlu bliskowschodniego) i doprowadziły do upowszechnienia się na Starym Kontynencie kultury arabskiej i tureckiej. Zaprzątają też po dziś dzień umysły artystów – pisarzy, reżyserów filmowych, a nawet, jak się okazuje, twórców komiksów. Pisząc scenariusz tomu pierwszego „Krucjaty”, Dufaux jednak od razu założył sobie, że nie interesuje go odzwierciedlenie wydarzeń historycznych, ale stworzenie fabuły, która będzie jedynie wykorzystywała pewne elementy rzeczywistości sprzed kilkuset lat. W efekcie trudno nawet precyzyjnie określić, w którym roku rozgrywa się akcja „Simoun Dja”, choć autor sugeruje, że ma to miejsce w okolicach trzeciej krucjaty, a więc w końcu XII wieku. Wskazówką może być fakt, że Jerozolima – a w zasadzie: Hierus Halem – znajduje się właśnie w rękach muzułmanów.
Walki pomiędzy muzułmanami a chrześcijanami trwają już od jakiegoś czasu. Ci drudzy zadomowili się na Bliskim Wschodzie do tego stopnia, że utworzyli nawet własne państewka (stało się to faktem po pierwszej wyprawie krzyżowej, która jako jedyna przyniosła Europejczykom niekwestionowany sukces). Ale Jerozolimę – wraz z Grobem Pańskim – dzierży w swoich rękach sułtan Abdul Razim i nie ma najmniejszej ochoty na oddawanie jej niewiernym. Jeśli ci chcą do niej ponownie wkroczyć, muszą uczynić to siłą. Zdaje sobie z tego sprawę – i wcale nie napawa go to radością – Grzegorz z Arcos, który nie tak dawno poniósł klęskę w bitwie pod Jaffą. Tym razem na duchu podnosi go jednak fakt, że do jego wojsk dołączyły sprowadzone z Europy, wypoczęte i nastawione wojowniczo, armie diuka Tarentu Roberta i prymasa Wenecji. Przykrą wiadomością jest natomiast rejterada Waltera z Flandrii, męża Eleonory, córki Grzegorza, który uważa, że szturmowanie Jerozolimy w tym momencie jest szaleństwem. Krzyżowcy będą bowiem mieli przeciwko sobie nie tylko żołnierzy Abdul Razima, ale także legendarny Simoun Dja, wiatr z pustyni Otran, który potrafi zdzierać skórę. Eleonora z Arcos jest szczerze zawiedziona postępkiem swego męża, rozumie go za to jej siostra – młodsza, ale dużo rozważniejsza Syria, która – co nie może budzić wątpliwości – podkochuje się w Walterze.
I chociaż wszystkie wymienione powyżej postaci nigdy nie istniały, to jednak można by zabawić się w wyszukiwanie ich pierwowzorów; w niektórych przypadkach przyniosłoby to nawet efekt. Ale by skutecznie czytelników do tego zniechęcić, Jean Dufaux zrobił krok dalej w konstruowaniu wymyślonego przez siebie świata – wprowadził elementy nadprzyrodzone. Nie z tego świata jest więc wojownik muzułmański Sar Mitra, podobne wrażenie – także z powodu swego wyglądu – sprawia wielki mufti Alkaru; obu ich bije jednak na głowę krwiożerczy demon Qua’dj, którego podstępne knowania mają całkowicie zniechęcić chrześcijan do prób zdobywania Jerozolimy. Czy to się uda, w dużej mierze zależy od pięknej Syrii z Arcos, która wplątała się w całą historię już na samym jej początku, choć sama nie miała tego świadomości. „Simoun Dja” Dufaux wykorzystał przede wszystkim do zaprezentowania postaci i wprowadzenia na arenę najważniejszych wątków – vide wojna o Jerozolimę, konflikt Roberta z Walterem, platoniczna miłość Syrii – co sprawia, że trudno w tym tomie o jakieś fajerwerki fabularne. Te, jeśli w ogóle, pojawić powinny się w kolejnych albumach. O ile więc jest jakaś szansa na to, że scenariusz wzbije się jeszcze ponad przeciętność, o tyle chyba nic dobrego nie czeka nas od strony graficznej. Rysunki Xaviera wpisują się co prawda w starą dobrą szkołę realizmu frankofońskiego, ale sposób nakładania kolorów przez Jean-Jacques’a Chagnauda woła o pomstę do nieba. Komputerowa obróbka pozbawiła kadry wszelkich subtelności (jak chociażby gry światłocieniami, półmrokami itp.); w efekcie komiks przypomina może i atrakcyjną dziewczynę, ale na odległość rażącą sztucznością z powodu nałożonego na twarz mocno przesadzonego makijażu.
