Traktat o religii, miłości, kulturze i… kocie [Joann Sfar „Kot Rabina: tomy 1-5” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Kiedy przed paru laty krakowski Post zrezygnował z publikacji „Kota rabina” po zaledwie dwóch albumach, można było obawiać się, że temat został spalony na dłuższy czas, a może i na zawsze. Na szczęście porzucony projekt przejęło Wydawnictwo Komiksowe i w ubiegłym roku na rynku polskim pojawiło się zbiorcze wydanie – a więc pełne pięć tomów w jednym woluminie – serii Joanna Sfara.
Traktat o religii, miłości, kulturze i… kocie [Joann Sfar „Kot Rabina: tomy 1-5” - recenzja]Kiedy przed paru laty krakowski Post zrezygnował z publikacji „Kota rabina” po zaledwie dwóch albumach, można było obawiać się, że temat został spalony na dłuższy czas, a może i na zawsze. Na szczęście porzucony projekt przejęło Wydawnictwo Komiksowe i w ubiegłym roku na rynku polskim pojawiło się zbiorcze wydanie – a więc pełne pięć tomów w jednym woluminie – serii Joanna Sfara.
Joann Sfar ‹Kot Rabina: tomy 1-5›Pierwsze dwie części cyklu w miarę – z naciskiem na „w miarę” – szybko dotarły do Polski: „ Bar micwę” Post wydał na początku 2004 roku, a „ Malkę Lwiego Króla” dwa lata później. W tym czasie we Francji w sprzedaży był już tom czwarty serii, a Joann Sfar powoli szykował się do publikacji ostatniej odsłony, którą wydawnictwo Dargaud wypuściło na rynek w grudniu 2006 roku. Nic więc nie stało na przeszkodzie, aby kolejne albumy docierały regularnie również nad Wisłę. Niestety, krakowska oficyna zawiesiła wydawanie „Kota rabina” i więcej do dzieła Francuza nie powróciła. Wielbiciele przygód tytułowego zwierzaka i jego ludzkiej rodziny mogli nawet stracić nadzieję, że kiedykolwiek będzie im dane przeczytać pozostałe części tej niezwykle ciekawej, jednocześnie śmieszącej i pouczającej historii w języku Mickiewicza i Norwida. Aż tu nagle gruchnęła wieść, że do publikacji całości przymierza się Wydawnictwo Komiksowe. I tak też się stało – zbiorcza, pięciotomowa edycja komiksu Sfara trafiła do sklepów krótko przed Bożym Narodzeniem ubiegłego roku jako idealny prezent pod choinkę. Choć, nie ukrywajmy, to świetna lektura na cały rok. O pierwszych albumach cyklu pisaliśmy już w „Esensji”, nie szczędząc im zresztą pochwał. Trzy pozostałe, które polski czytelnik dostał do rąk dopiero niedawno, oceny tej specjalnie nie zmieniają. Autor nie tylko bowiem utrzymał wysoki poziom artystyczny, ale i, nie zmieniając zbyt wiele, za każdym razem dodawał zupełnie nowe elementy do wykreowanego przez siebie świata. Seria Joanna Sfara, której podstawowym miejscem akcji jest należąca do Francji Algieria (rzecz cała rozgrywa się jeszcze w epoce kolonialnej, w pierwszych dekadach XX wieku), ma w zasadzie dwóch głównych bohaterów i obaj wymienieni są w jej tytule – to rabin Abraham i jego niesforny kocur Mujrum, rozdarty pomiędzy przywiązaniem do swego pana a miłością do jego pięknej córki. Doskonale widać to już w „Bar micwie” (premiera: styczeń 2002), kiedy to z jednej strony długouchy czworonóg domaga się nieustannych pieszczot od Zlabii, jednocześnie nie chcąc ani na moment opuścić rabina. Ot, kocia natura! W tomie pierwszym Sfar kapitalnie zarysowuje charakterystykę głównych postaci. Zwierzaka także. Co robi zresztą dzięki zastosowaniu prostego, choć i okrutnego zabiegu – każe mu pożreć gadającą papugę. Od tego momentu kot zaczyna mówić i, co gorsza, uznając, że jest Żydem, domaga się bar micwy. Abraham nie jest pewien, czy zwierzęta mogą zostać poddane uroczystości o charakterze religijnym, prosi więc o rozstrzygnięcie tej kwestii swego przełożonego, co staje się pretekstem do filozoficznej dysputy prowadzonej przez żydowskiego mędrca z… kotem. Sfar osiąga w tych fragmentach prawdziwe mistrzostwo. Jest subtelnie ironiczny i zdystansowany wobec wiary własnych przodków (choć urodził się w Nicei, w jego żyłach płynie krew Żydów z Maghrebu); nie przekraczając granicy dobrego smaku, żartobliwie i inteligentnie komentuje ich podejście do życia, oderwanie od rzeczywistości, zapatrzenie w teksty religijne, które starają się odczytywać dosłownie, chociaż od ich powstania minęły setki bądź tysiące lat. Nie stroni także od piętnowania zakłamania (vide postępowanie młodych uczniów rabina), ale i to czyni ze zrozumieniem dla ludzkich słabości. „Malka Lwi Król” (listopad 2002) wprowadza na arenę nowe postaci – tytułowego Malkę, kuzyna Abrahama, poskramiacza lwów, oraz Jules’a, młodego rabina, przysłanego przez wspólnotę z Paryża, który, jak podejrzewa Abraham ma go zastąpić na stanowisku religijnego przywódcy miejscowych Żydów. Co gorsza, Jules zakochuje się w Zlabii, a to nie podoba się ani staremu rabinowi, ani jego kotu. Nie trzeba chyba dodawać, że w związku z tym na brak śmieszno-gorzkich perypetii bohaterów czytelnicy narzekać nie mogą. W tomie trzecim, zatytułowanym „Wygnanie” (oryginalnie wydanym w październiku 2003 roku), cała czwórka – Abraham i jego kot oraz Zlabia i Jules, którzy są już małżeństwem – ruszają w podróż do Francji. Przede wszystkim po to, aby rodzice pana młodego mogli poznać wreszcie synową. Już na statku młodzi przekonują się, że zabranie ze sobą teścia nie było najlepszym pomysłem. Rabin, zapewne kierowany kompleksem prowincjusza, krytykuje wszystko i wszystkich. Paryż przedstawia dla niego jakąkolwiek wartość tylko z jednego powodu – mieszka w nim jego siostrzeniec, Raymond Rebibo, któremu, jak mniema, a raczej marzy, Abraham, udało się zrobić wielką karierę śpiewaka. Rzeczywistość okazuje się zupełnie inna, ale też prawdziwe oblicze rabina nijak się ma do deklarowanych przez niego poglądów. Co akurat, o dziwo, przemawia na jego korzyść. W peregrynacjach po Paryżu towarzyszy mu Mujrum, który zaprzyjaźnia się nawet z miejscowym psem. „Wygnanie” to również swoisty, ujęty w nieco kpiarską formułę, dyskurs religijny; rodzaj dialogu między judaizmem a katolicyzmem, które wszak wyrastają z tego samego pnia. Tym samym Sfar po raz kolejny dowodzi swej tolerancji. Kolejny? Na pewno? Owszem, wystarczy przecież przypomnieć przedstawioną w „ Malce Lwim Królu” przyjaźń Abrahama ze swoim dalekim arabskim krewnym, szejkiem Mohammedem. W „Raju na Ziemi” (wrzesień 2005) powraca Malka. Od historii opisanej w tomie drugim cyklu musiały jednak minąć lata. Kuzyn rabina okres świetności ma już bowiem za sobą, podobnie jak i towarzyszący mu lew. Poskramiaczowi dzikich zwierząt trudno pogodzić się z tym, że nie wywołuje takiej sensacji jak niegdyś. Że mieszkańcy miasteczek i wiosek, przez które podróżuje, nie boją się już jego starego, wyleniałego lwa, przed którym może ich „bronić”. Czwarty album serii można więc potraktować jako opowieść – w znaczeniu symbolicznym – o odchodzeniu, co dodatkowo zostaje podkreślone „postacią” pustynnego węża, obdarzonego łaską darowania innym miłosiernej śmierci. W ten nieco apokaliptyczny klimat wpisuje się również wątek orański opowieści. W tym właśnie mieście podróżujący po Algierii bohaterowie spotykają księdza Lamberta, wojującego antysemitę, zwiastuna czasów, które dopiero nadejdą, a przyniosą ze sobą prześladowania Żydów i masowe mordy. I chociaż Malka ze swoim lwem – w Starym Testamencie będącym symbolem pokolenia Judy – poskramiają jeszcze zapędy katolickiego fanatyka, to jednak nie należy zapominać o tym, że ich czas, a zatem i czas wszystkich potomków Abrahama, powoli zbliża się do końca. W ostatniej części serii, „Afrykańskiej Jerozolimie” (grudzień 2006), Joann Sfar przywołuje legendę mówiącą o żyjących w Etiopii potomkach królowej Saby i króla Salomona, czarnym plemieniu, które posługuje się językiem aramejskim i praktykuje rygorystyczny judaizm. Wieść o nim trafia do Algieru wraz z niecodzienną przesyłką ze Związku Radzieckiego – Aszkenazyjczykiem, skrytym w wielkim kufrze z książkami, który taki właśnie wybrał sposób na ucieczkę z komunistycznego raju. Opowieść o „czarnych Żydach” wywołuje u Abrahama zrozumiałe zainteresowanie; zresztą nie tylko u niego, wyprawę decyduje się bowiem poprzeć także niejaki Wastenow, bajecznie bogaty emigrant z Rosji, były oficer carski, który zawędrował aż do Afryki Północnej, gdzie zajmuje się głównie topieniem w alkoholu tęsknoty za ojczyzną. Podróż do odległej Etiopii jawi mu się jako odskocznia od nudnej, pozbawionej jakichkolwiek perspektyw codzienności. Po drodze spotykają jeszcze i zabierają ze sobą szejka Mohammeda (patrz: „Malka Lwi Król”) – i w tak wesołej kompanii ruszają w kierunku Morza Czerwonego. To, co ich czeka, radosne jednak wcale nie jest. Z biegiem czasu z różnych – niekiedy bardzo dramatycznych – przyczyn wykruszają się kolejni uczestnicy wojażu. Ale jednego możemy być pewni – jeśli ktoś ma dotrzeć do celu, to będzie to na pewno… Mujrum! Każdy z tomów „Kota rabina” jest zamkniętą całością, ale dopiero lektura wszystkich albumów pozwala stwierdzić, że poszczególne części komiksu Sfara stanowią tak naprawdę jedynie elementy większej układanki. Pełen obraz objawia się po dotarciu do finału. Wtedy też z pełną wyrazistością można przekonać się o naczelnej tezie przyświecającej francuskiemu autorowi. Jaka to teza? Najprostsza z możliwych, choć skrajnie idealistyczna – że wszyscy ludzie, bez względu na kolor skóry, pochodzenie etniczne, wyznawaną religię bądź poglądy polityczne są równi. Dlatego Sfar stawia obok siebie rabina Abrahama i szejka Mohammeda, Żyda Raymonda Rebibo i jego francuską kochankę, Wastenowa i Aszkenazyjczyka, wreszcie – to już w zakończeniu ostatniego tomu – czarnoskórą kelnerkę. Niezła menażeria! A pamiętajmy, że do tego grona należy dorzucić jeszcze jedną, najważniejszą postać – tytułową. Od strony graficznej tych, którzy przed laty poznali pierwsze dwie części „Kota rabina”, nie czeka żadne zaskoczenie. Tak samo szoku nie przeżyją ci, którzy sięgnęli po jakiekolwiek inne opublikowane w Polsce dzieło Sfara (vide „ Mały książę”, „Klezmerzy”, „Profesor Bell”). Francuz ma swój charakterystyczny i niepowtarzalny styl; różnicuje go oczywiście w zależności od nastroju i tematyki ilustrowanej przez siebie opowieści, ale w ogólnych zarysach pozostaje on niezmienny. Rysunki przywodzą na myśl dziecinne obrazki, niekiedy bliskie są karykaturom, poza tym skrzą się barwami i nie stronią od inklinacji czysto malarskich. Warto też dodać, że przed trzema laty komiks doczekał się adaptacji filmowej; pod pełnometrażową, kinową animacją podpisali się Joann Sfar i Antoine Delesvaux. Niestety, obraz nie dotarł na polskie ekrany. 
|