Nikt chyba nie miał wątpliwości, że pierwszy cykl „Skargi Utraconych Ziem” autorstwa Grzegorza Rosińskiego (rysunki) i Jeana Dufaux (scenariusz) został obliczony głównie na zdyskontowanie sukcesu „Thorgala”. Co zresztą się nie udało. Dufaux mimo wszystko nie zrezygnował i po kilkuletniej przerwie wznowił serię we współpracy z Philippe’em Delabym. W tym roku Egmont zapowiada wydanie całego drugiego czteroksięgu, zaczynając oczywiście od reedycji tomu „Morigany”.
Czarownice od stu boleści
[Philippe Delaby, Jean Dufaux „Skarga Utraconych Ziem #5: Skarga utraconych ziem #5: Morigany (wyd.II)” - recenzja]
Nikt chyba nie miał wątpliwości, że pierwszy cykl „Skargi Utraconych Ziem” autorstwa Grzegorza Rosińskiego (rysunki) i Jeana Dufaux (scenariusz) został obliczony głównie na zdyskontowanie sukcesu „Thorgala”. Co zresztą się nie udało. Dufaux mimo wszystko nie zrezygnował i po kilkuletniej przerwie wznowił serię we współpracy z Philippe’em Delabym. W tym roku Egmont zapowiada wydanie całego drugiego czteroksięgu, zaczynając oczywiście od reedycji tomu „Morigany”.
Philippe Delaby, Jean Dufaux
‹Skarga Utraconych Ziem #5: Skarga utraconych ziem #5: Morigany (wyd.II)›
Belgijski, choć francuskojęzyczny, duet autorów Jean Dufaux i Philippe Delaby znany jest już bardzo dobrze w Polsce z siedmiu (z dotychczas wydanych dziewięciu) tomów serii historycznej „
Murena”. Drugim ich sztandarowym wspólnym dziełem jest kontynuacja „Skargi Utraconych Ziem”, którą rysownik rodem z walońskiego Tournai „odziedziczył” po Grzegorzu Rosińskim. Do pracy nad „Rycerzami Łaski” – taki jest jej podtytuł – obaj panowie przystąpili już po ukończeniu pierwszego (czteroalbumowego) cyklu o starożytnym Rzymie czasów cesarzy Klaudiusza i Nerona (1997-2002). Od tamtej pory na przemian poświęcają czas obydwu projektom, nie licząc oczywiście komiksów powstających w kooperacji z innymi autorami, których – zwłaszcza w przypadku Jeana Dufaux – jest naprawdę sporo (vide „Niklos Koda”, „Konkwistador”, „
Krucjata”, „
Saga Valty”).
Dwa pierwsze albumy drugiego czteroksięgu „Skargi Utraconych Ziem”, czyli „Morigany” (2004) i „Gwinea Lord” (2008), ukazały się w naszym kraju już przed laty (każdy z kilkumiesięcznym poślizgiem wobec wydania oryginalnego). Egmont zdecydował się wznowić je właśnie teraz, ponieważ na horyzoncie pojawiła się wreszcie nadzieja na zwieńczenie całości. W tym roku warszawska oficyna planuje bowiem publikację wszystkich czterech tomów, także tych do tej pory nad Wisłą nie znanych, to jest „Czarodziejki Sanctus” (2012) oraz – będącego jeszcze w przygotowaniu – „Sill Valta” (2014). Zanim więc poznamy zakończenie, warto przyjrzeć się reedycjom i przypomnieć sobie, o co w ogóle w dziele tym chodziło. „Rycerze Łaski” są prequelem serii podstawowej, nad którą z Jeanem Dufaux pracował jeszcze, robiąc sobie przy okazji przerwy od „Thorgala”, Grzegorz Rosiński. Spotkała się ona raczej ze sceptycznym przyjęciem ze strony wielbicieli komiksowego fantasy. Recenzenci z jednej strony podkreślali potencjał tkwiący w tej opowieści, z drugiej jednak – zawodzili nad faktem jego zmarnowania.
Podobne odczucia towarzyszyły też wielu z nich podczas lektury początku drugiego – a chronologicznie, biorąc pod uwagę kolejność zdarzeń, pierwszego – cyklu. Czy słusznie? Komiks przenosi nas w czasy, gdy Seamus – przyszły mentor księżniczki Sioban – jest jeszcze nowicjuszem, zdobywającym dopiero doświadczenie u boku Sill Valta. Na wielkiej wyspie Eruin Dulea w – rządzonej przez panów z Dylfel – krainie Glen Sarrick zalęgło się Zło pod postacią straszliwych czarownic, Morigan, które posiadając pierwotną moc ulokowaną w lewym oku, sieją grozę i spustoszenie. Jako że milord Dylfel podpisał Wielką Kartę, Rycerze Łaski są zobowiązani do udzielenia mu pomocy i ochrony jego ziem. Dlatego właśnie zostaje tam wysłany oddział pod dowództwem Sill Valty. Jego zadaniem jest wytropić i unicestwić podstępnego demona, który znaczy swój szlak śmiercią i pożogą. Fabuła komiksu nie jest przesadnie skomplikowana, ale inicjuje kilka interesujących wątków, które zostaną rozbudowane w kolejnych odsłonach.
Opierając się na legendach i mitach celtyckich, Jean Dufaux stworzył trzymającą w napięciu, wyjątkowo mroczną, przedstawioną w prawdziwie gotyckich – ach, te stare, średniowieczne zamczyska! – klimatach opowieść o walce Dobra ze Złem. I chociaż rzeczywiście nie wykorzystał całego kryjącego się w tej historii potencjału – zamiast skupić się na zbudowaniu dusznej atmosfery podejrzliwości, sprawia, że rozwiązanie zagadki odbywa się w iście ekspresowym tempie – na pewno nie można autorowi zarzucić, że wymyślona przez niego fabuła nie angażuje czytelnika. Że pozostawia go obojętnym. Inna sprawa, że we wstępie mimo wszystko obiecuje więcej, niż ostatecznie oferuje (przynajmniej w tomie pierwszym). Zwłaszcza jeśli chodzi o postać Seamusa, któremu wywróżona zostaje jednocześnie miłość i zdrada przyjaciół. Ale na to przyjdzie kolej w kolejnych albumach.
Graficznie natomiast mamy w „Moriganach” do czynienia z kreską bardzo realistyczną, uwypuklającą fizjonomię bohaterów i obfitującą w szczegóły drugiego planu, do czego zresztą Philippe Delaby przyzwyczaił nas już wcześniej w „
Murenie”. Pod tym względem można w obu seriach dostrzec wiele podobieństw. I nie powinno nas to dziwić, bo choć na płaszczyźnie czasowej akcję obu opowieści dzieli kilkaset lat – to jednak w obydwóch przypadkach autorzy odwołują się do, z naszego punktu widzenia, dość odległej przeszłości. Liczy się więc przede wszystkim kostium. I to niekiedy dosłownie. W „Rycerzach Łaski” – z racji tego, że miejscem wydarzeń jest północ kontynentu – bohaterowie najczęściej odziani są od stóp do głów, co stawia przed grafikiem nieco większe wyzwania niż w przypadku odzwierciedlania poubieranych jedynie w togi Rzymian. Różnicy nie widać za to niemal wcale w portretach kobiet – Delaby uwielbia sycić się ich urodą i seksapilem.
