W Stanach Zjednoczonych komiks „Droga do zatracenia” zainspirował powstanie filmu o tym samym tytule z Paulem Newmanem i Tomem Hanksem w rolach głównych. W Polsce, wchodząca na ekrany kin filmowa adaptacja stworzyła wydawnictwu Amber idealną okazję do wprowadzenia komiksowego pierwowzoru do sprzedaży. Przykład synergii, o której marzy zapewne niejedno z komiksowych wydawnictw.
Artur Długosz
Był sobie zabójca
[Max Allan Collins, Richard Piers Rayner „Droga do zatracenia” - recenzja]
W Stanach Zjednoczonych komiks „Droga do zatracenia” zainspirował powstanie filmu o tym samym tytule z Paulem Newmanem i Tomem Hanksem w rolach głównych. W Polsce, wchodząca na ekrany kin filmowa adaptacja stworzyła wydawnictwu Amber idealną okazję do wprowadzenia komiksowego pierwowzoru do sprzedaży. Przykład synergii, o której marzy zapewne niejedno z komiksowych wydawnictw.
Max Allan Collins, Richard Piers Rayner
‹Droga do zatracenia›
„Droga do zatracenia” to typowy komiks gangsterski, osadzony w realiach Stanów Zjednoczonych lat 30. zeszłego stulecia, czasach Ala Capone i prohibicji. Linią fabularną są losy niejakiego Michaela O’Sullivana, który na skutek zdrady pracodawcy, z oddanego męża i ojca a zarazem mafijnego zabójcy, przemienia się w mściciela i uciekiniera chroniącego swego syna. Znany lepiej w mafijnym środowisku jako Anioł Śmierci, O’Sullivan to typ opanowanego twardziela, kierującego się w osobistych poczynaniach prostą zasadą vendetty. Jednak chcąc wyrównać doznane krzywdy nie zawaha się pokonać tych, którzy stają mu na drodze, bez względu na ich pozycje i wpływy. Imponujący bohater, będący ucieleśnieniem snu o odkupieniu cierpienia.
Scenarzystą komiksu jest Max Allan Collins, dwukrotny laureat Best Novel Shamus Award przyznanej mu za thrillery z detektywem Nathanielem Hellerem. Stroną graficzną komiksu zajął się Richard Piers Rayner, wielokrotnie doceniany za swoje rysunkowe umiejętności. Obaj autorzy nie należą może do pierwszej ligi twórców, ale prezentują doskonały rzemieślniczy warsztat, co legło u podstaw sukcesu komiksu. Twórcy komiksu nie ukrywają inspiracji opowieściami drogi, dobrze wykorzystanymi w motywie nieustannej ucieczki O’Sullivana oraz starszymi filmami gansterskimi. Scenarzysta sięga chętnie po choreografię akcji z filmów klasy made in Hong Kong. Głównym zapalnikiem jego wyobraźni była historia „Lone Wolf and Club” – epicka manga autorstwa Kozure Okami, w której zdradzony przez swojego szoguna samuraj wkracza na drogę krwawej zemsty. W wyniku splecenia tych wszystkich pomysłów powstała amerykańska wersja tej historii.
Narratorem w „Drodze do zatracenia” jest syn O’Sullivana, Micheal Junior, którego opowieść jest próbą rekonstrukcji faktycznych wydarzeń z przeszłości. Sam, będąc świadkiem jedynie niektórych z nich, dopowiada resztę, tworząc spójną i ciekawą historię, na podstawie książek, które ukazały się już znacznie później. Nie jesteśmy w stanie określić, ile w tym wszystkim jest prawdy, zwłaszcza, że autor scenariusza przyznaje się we wstępie do wykorzystania także autobiograficznych wątków w opowieści (jak choćby pierwsza lekcja jazdy samochodem). Nie jesteśmy też w stanie stwierdzić, czy przytaczane rozmowy O’Sullivana z jego ofiarami miały taki właśnie przebieg, ale autorzy trzymając się faktów i logicznie interpretując suche fakty, które zapamiętała historia, dopowiadają gładko nieznane szczegóły. Wiadomo, że opowieść oparto na faktach, wykorzystując sprawnie istniejące miejsca, problemy i żyjących ówcześnie ludzi, starając się stworzyć rodzaj paradokumentalnego materiału na zasadzie „jakby to mogło być”.
W tę konwencję dobrze wpisuje się plastyczna strona komiksu. Proste czarnobiałe rysunki, nie do końca precyzyjne i nie do końca zadbane w każdym szczególe, sprawiają wrażenie przedwojennego filmu, odtwarzanego z na wpół zniszczonej taśmy. Nie wszystkie detale scenerii są dobrze widoczne, a część świadomie nienarysowanych sugeruje związek z uzupełnieniem samej historii. Warstwa wizualna komiksu próbuje współgrać z pseudodokumentalnym odtwarzaniem wydarzeń, podkreślając dziury i niepewności rekonstrukcji. Prosta kreska pasuje do kompozycji plansz, równie prostych, dzielonych zwykle klasycznie na parę kadrów, bez jakichkolwiek graficznych wybryków tak powszechnie stosowanych dziś w amerykańskich komiksach. Sposób cieniowania obiektów, wpisany jak się wydaje w przyjętą konwencję, może niekiedy utrudniać lekturę, rozpraszając uwagę i zamazując dany kadr. Niemniej konsekwentne stosowanie stylistyki na wszystkich stronach opowieści nadaje jej unikalnego charakteru rodem z tamtych czasów.
Droga zemsty amerykańskiego bohatera zajmuje niemal 300 stron, a tempo opowieści zostało dobrane starannie i podzielone między żywą akcję i dialogi, które niekiedy ocierają się o uniwersalne kwestie ojcostwa, przyjaźni, lojalności czy zemsty. Lektura nie pozwala na nudę i mimo, że komiks nie poraża oryginalnością, to sprawne wymieszanie wątków, charakterów i motywów gwarantuje solidną dawkę rozrywki. Zawód może jedynie przynieść zakończenie opowieści. Zbyt szybkie i nie do końca logiczne.
