Przed samymi świętami miłośnicy komiksów otrzymują kolejną okazję do sentymentalnych wspomnień. I znów dzieje się to za sprawą Bogusława Polcha i Wydawnictwa Prószyński i S-ka. Po zbiorczym wydaniu przygód Funky’ego Kovala oraz „Ekspedycji” na rynek trafia „Wiedźmin” – kolekcjonerski tom zawierający sześć opowieści o Geralcie z Rivii stworzonych przez trio Sapkowski – Parowski – Polch.
Saga o Geralcie z Rivii
[Maciej Parowski, Bogusław Polch, Andrzej Sapkowski „Wiedźmin. Wydanie kolekcjonerskie” - recenzja]
Przed samymi świętami miłośnicy komiksów otrzymują kolejną okazję do sentymentalnych wspomnień. I znów dzieje się to za sprawą Bogusława Polcha i Wydawnictwa Prószyński i S-ka. Po zbiorczym wydaniu przygód Funky’ego Kovala oraz „Ekspedycji” na rynek trafia „Wiedźmin” – kolekcjonerski tom zawierający sześć opowieści o Geralcie z Rivii stworzonych przez trio Sapkowski – Parowski – Polch.
Maciej Parowski, Bogusław Polch, Andrzej Sapkowski
‹Wiedźmin. Wydanie kolekcjonerskie›
„Wiedźmin” przeszedł podobną drogę do tej, jaką przebyły wcześniejsze komiksy rysowane przez Polcha. Najpierw były zatem publikacje pojedynczych albumów – sześć komiksów o przygodach Geralta ukazało się w magazynie „Komiks” w latach 1993-1995. Później, w roku 2001 przyszedł czas na dwa tomy wydania zbiorczego, w których te same komiksy ukazały się już zmienionej kolejności (jedyny album, który nie ma literackiego pierwowzoru zatytułowany „Zdrada” ukazujący kulisy szkolenia, jakie przeszedł Geralt, został umieszczony jako drugi, choć powstał jako ostatni). Rok 2015 przyniósł natomiast wydanie kolekcjonerskie wzbogacone dodatkowymi materiałami. Na tym jednak podobieństwa się kończą. O ile bowiem „Funky Koval” i „Ekspedycja” zostały zgodnie uznane za rysunkowe arcydzieła, o tyle „Wiedźmin” spotkał się raczej z mieszanymi opiniami. Ale po kolei.
„Wiedźmin”, to album, który zawiera sześć interesujących opowieści stworzonych na podstawie prozy Andrzeja Sapkowskiego (poza jednym, które powstało tylko w wersji komiksowej). Mamy tu zatem historię opowiadającą o poczęciu naszego bohatera, w której poznajemy jego rodziców – czarownicę Visennę i wojownika Korina („Droga bez powrotu”). Obserwujemy również przebieg morderczego szkolenia, jakie Geralt przeszedł w szkole wiedźminów, które ukazane zostało na tle intrygi mającej zgubne konsekwencje dla wiedźmińskiego cechu („Zdrada”). Mamy także okazję śledzić przebieg krwawej walki ze strzygą, w której Geralt musi użyć wszystkich swych umiejętności („Geralt”). Widzimy także, jak nasz bohater zmaga się z niezwykle trudnymi dylematami moralnymi („Mniejsze zło”) i poznajemy burzliwe okoliczności zawarcia bliższej znajomości z czarownicą Yennefer („Ostatnie życzenie”). Na koniec zaś poznajemy granice możliwości naszych bohaterów (w opowiadaniu o takim właśnie tytule).
Poszczególne opowieści stanowią zamknięte całości, które można czytać niezależnie od siebie. Każda historia wnosi coś nowego do wizerunku Geralta, który jawi się tu jako postać coraz bardziej złożona i niejednoznaczna. Ma on świadomość tego, że jest traktowany przez społeczeństwo jako wyrzutek, jako ktoś kto żyje na marginesie społeczeństwa, a na przychylność może liczyć tylko wtedy, gdy jest potrzebny. Mimo wszystko wytrwale realizuje swą misję, choć czyni to nie zawsze postępując konsekwentnie. Z jednej strony ewidentnie stara się postępować zgodnie z określonym kodeksem honorowym, ale widzimy go także, jako człowieka, który nie zawsze bywa wierny określonym wartościom i ma pewne problemy z tworzeniu stabilnych związków z przedstawicielkami płci przeciwnej.
Niewątpliwie walorem komiksu jest sprawna narracja oraz język, jakim posługują się bohaterowie. Choć chwilami można odnieść wrażenie, że jest nieco sztuczny (szczególnie, gdy bohaterowie w dialogach nieustannie powtarzają imiona swych rozmówców), to w dłuższej perspektywie decyzja, by wzbogacać wypowiedzi bohaterów staropolskimi archaizmami okazała się strzałem w dziesiątkę. Po tym, jak już przywykniemy do tej językowej maniery, trudno sobie wyobrazić, by bohaterowie żyjący w świcie pełnym smoków, strzyg i innych potworów wyrażali się inaczej.
O ile zatem pod względem narracyjnym komiks jest – pomimo upływu lat – nadal atrakcyjny, o tyle warstwa graficzna jest już znacznie trudniejsza do jednoznacznej oceny. Nie ma się co oszukiwać, czytając „Wiedźmina” większość osób będzie miała nieustannie przed oczami genialne rysunki Polcha z „Funky’ego Kowala” i „Ekspedycji”. W konsekwencji rysunki, jakie znalazły się w sadze o Geralcie z Rivii – same w sobie przecież nadal dobre – muszą wypaść w tym porównaniu gorzej. To, co Bogusław Polch zrobił rysując przygody Funky’ego oraz relacjonując perypetie kosmitów z planety Des, to absolutne mistrzostwo. Precyzyjna, niemal sterylna kreska, za pomocą której wykreowane zostały kosmiczne krajobrazy doskonale pasowała do opowieści science-fiction, ale jak uznał autor, nie nadawała się do rysowania opowieści osadzonej w realiach fantasy. W konsekwencji Polch zdecydował się zmienić kreskę rezygnując z precyzji i sterylności. Czy wyszło to na dobre komiksowi?
Trudno to jednoznacznie ocenić, tym bardziej, że sam komiks jest graficznie dość zróżnicowany, jakby sam autor w trakcie prac szukał optymalnego sposobu rysowania. Daje się mianowicie zauważyć pewną ewolucję w graficznym stylu Polcha. Wprawdzie czytając tom zbiorczy trudno znaleźć klucz do tego zróżnicowania, ale jeżeli spojrzymy na kolejność, w jakiej te komiksy powstawały, to wtedy wszystko staje się zrozumiałe. Pierwotnie poszczególne opowieści o wiedźminie ukazywały się magazynie „Komiks” w następującej kolejności: (1993) – „Droga bez powrotu”, „Geralt”, (1994) – „Mniejsze zło”, „Ostatnie życzenie”, (1995) – „Granica możliwości”, „Zdrada”. Jeżeli spojrzymy na kreskę Polcha z takiej perspektywy czasowej, to daje się w niej zauważyć stopniowe modyfikacje. W tomie zbiorczym widać to jak na dłoni, gdy zestawimy ze sobą trzy pierwsze opowieści: „Droga bez powrotu”, „Zdrada” i „Geralt”. „Zdrada”, która powstała jako ostatnia, wyraźnie różni się graficznie od dwóch wczesnych albumów, pomiędzy którymi się znalazła. Kreska jest tu znacznie delikatniejsza (co szczególnie rzuca się w oczy przy twarzach bohaterów), więcej jest także drobnego kreskowania (trochę w stylu Hermanna z „Wież Bois-Maury” czy Rosińskiego z wczesnych Thorgali). Wygląda też na to, że autor stopniowo rezygnował ze stosowania techniki suchego pędzla, która daje się zauważyć w pierwszych tomach sagi. Bardziej blada i stonowana jest także kolorystyka tego albumu.
W tomie znalazły się także interesujące materiały dodatkowe. Mamy zatem okazję zapoznać się z tekstem Macieja Parowskiego odsłaniającym zarówno kulisy narodzin literackiej wersji Geralta, jak i początki prac nad komiksem. Poza tym znajdziemy tu wywiad z Maciejem Parowskim, w którym mówi między innymi o tym, jak doszło do powstania opowieści „Zdrada”, która jako jedyna stanowi wytwór jego wyobraźni a nie adaptację prozy Sapkowskiego. Na dokładkę dostajemy kilka zdjęć autorów oraz plansze komiksu w wersji z tuszem oraz z samym kolorem. Oglądając pomniejszone czarno-białe plansze można odnieść wrażenie, że tak prezentują się nieco lepiej niż w pełnym rozmiarze z kolorem.
Pisząc dziś o „Wiedźminie” trzeba także pamiętać, że jest to postać, która żyje w kulturze popularnej własnym życiem. Książki, gry komputerowe, które robią furorę na całym świecie, film, który furory nie zrobił nawet w Polsce, komiksy wydawane przez amerykańskie wydawnictwo Dark Horse (ukazują się już także w Polsce) tworzą dziś kontekst, w którym należy rozpatrywać postać Geralta z Rivii. Jakie miejsce w tym uniwersum zajmuje komiks narysowany przez Bogusława Polcha? Dla tych przedstawicieli mojego pokolenia, którzy wychowywali się głównie na komiksach, a nie na grach komputerowych czy filmach, Wiedźmin w wykonaniu Polcha jest po prostu tym jedynym wiedźminem. Inne są wtórne. Nawet jeżeli pod względem graficznym to dzieło odbiega nieco od wcześniejszych prac twórcy Funkyego Kovala, to i tak siła sentymentu sprawia, że nie sposób mówić o nim inaczej, jak o komiksie wyjątkowym.

Kiedys miałem okazję widzieć oryginalne plansze i plansze po tuszu, 1:1, wyglądały świetnie, to co później zrobiła z tym drukarnia woła o pomstę do nieba. Wszystkie te czarne plamy tam gdzie było widac każdy włosek i trawę... Żal