Kojarzycie Sokratesa jako nobliwego, brodatego staruszka, który chodził po ulicach Aten i zaczepiał ludzi, zadając im mniej lub bardziej skomplikowane pytania natury filozoficzno-etyczno-moralnej? Wydaje Wam się, że to ten Gość, który wyuczył Platona, a potem – oskarżony o deprawowanie młodzieży i skazany na śmierć – wypił cykutę? Zapomnijcie o tym! Tak naprawdę Sokrates to pies, a raczej półpies, włóczący się za herosem Heraklesem. Tak przynajmniej przedstawili go w swoim komiksie Joann Sfar i Christophe Blain.
Ten (pół)pies naprawdę potrafi wkurzyć!
[Christophe Blain, Joann Sfar „Sokrates. Półpies” - recenzja]
Kojarzycie Sokratesa jako nobliwego, brodatego staruszka, który chodził po ulicach Aten i zaczepiał ludzi, zadając im mniej lub bardziej skomplikowane pytania natury filozoficzno-etyczno-moralnej? Wydaje Wam się, że to ten Gość, który wyuczył Platona, a potem – oskarżony o deprawowanie młodzieży i skazany na śmierć – wypił cykutę? Zapomnijcie o tym! Tak naprawdę Sokrates to pies, a raczej półpies, włóczący się za herosem Heraklesem. Tak przynajmniej przedstawili go w swoim komiksie Joann Sfar i Christophe Blain.
Christophe Blain, Joann Sfar
‹Sokrates. Półpies›
Najpierw na polskim rynku wydawniczym zaistniał kot. I nie było to byle jakie zwierzę, ale potrafiący mówić – mający zresztą całkiem mądre przemyślenia i zawsze własne zdanie –
kot rabina Abrahama. Joann Sfar tak bardzo przyzwyczaił się do Mujruma, że uczynił go głównym bohaterem komiksu – przynajmniej jak do tej pory – aż sześciokrotnie (ostatnio w wydanym przed paroma miesiącami albumie „
Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną”). Co jednak ciekawe, mniej więcej w tym samym czasie, gdy pracował nad
debiutanckim tomem tej opowieści, stworzył jeszcze jedną czworonożną postać – psa Sokratesa. A raczej – półpsa, ponieważ w połowie jest on filozofem (imię do czegoś w końcu zobowiązuje). Niech Was jednak ta klasyfikacja gatunkowa nie zwiedzie. Sokrates ma wszystkie cztery nogi, psi nochal i ogon. Wszystko inne też załatwia po psiemu. Tyle że jest inteligentny i przebiegły i – co najważniejsze – podobnie jak Mujrum, potrafi mówić, a nawet czytać.
Czy jest z tego powodu szczęśliwszy? Mało prawdopodobne. Jego filozofia polega bowiem na nicnierobieniu, tymczasem Zeus uczynił go psem swego syna, herosa Heraklesa, słynącego z siły fizycznej, waleczności i męstwa, ale jednocześnie nie grzeszącego nadmierną mądrością czy bystrością. Na dodatek Herakles wciąż wykonuje jakieś zadania, co rusz wplątuje się także w afery bądź skandale obyczajowe. Nosi go po całym świecie, a Sokrates – w tym duecie odpowiadający za myślenie – musi mu towarzyszyć, w miarę możliwości być jego głosem rozsądku (co często bywa misją niewykonalną). Nieustannie zwracając uwagę nierozgarniętemu herosowi, naraża się też na jego gniew. Nie bez powodu pewnego dnia syn Zeusa wypowiada we wściekłości następujące słowa: „Jesteś cholernym moralistą, który ciągle wszystkich poucza!”. A za takimi przecież się nie przepada. Kiedy więc tylko nadarza się okazja, Herakles „urywa” się swojemu strażnikowi, by z jednej strony nie słuchać jego ciągłego zrzędzenia, z drugiej natomiast – w spokoju dawać ujście swoim chuciom.
Czy ten krótki wstęp na temat komiksu Joanna Sfara daje Wam już wystarczające pojęcie, czego można się po nim spodziewać? Właśnie! Francuski scenarzysta (autor między innymi bardzo cenionych „
Wampira” oraz „
Małego księcia”) postanowił wziąć na warsztat i twórczo – można by nawet rzec, że bardzo twórczo – poprzerabiać mity greckie. Przynajmniej te związane z postacią Heraklesa. Choć nie tylko, ponieważ w przygody słynnego herosa Sfar wplątuje także wielu innych boskich i nieboskich bohaterów starożytności. Wystarczy wspomnieć tytułowego Sokratesa, który jest przecież personą jak najbardziej historyczną. Z tą różnicą, że… mieszkał w Atenach, po świecie raczej się nie włóczył, a ulice miasta przemierzał zazwyczaj na dwóch nogach. Nie czepiajmy się jednak szczegółów. Wszak postmodernizm pozwala na podobne umysłowe wygibasy. A że Sfar dobrze czuje się w gatunkowych i stylistycznych wariacjach, możemy być pewni, że naszej inteligencji „Sokratesem półpsem” nie obrazi.
Album opublikowany przez Wydawnictwo Komiksowe zawiera trzy dotychczas wydane części opowieści: „Heraklesa” (2002), „Odyseusza” (2004) oraz „Edypa w Koryncie” (2009). Tom czwarty – „Król Edyp” – choć zapowiedziany został już przed sześcioma laty, dotąd nie ujrzał świata dziennego. Być może Sfar stracił serce do tego cyklu, a może przyczyna zwłoki jest dużo bardziej prozaiczna i wynika z prostego braku czasu. W tomie pierwszym poznajemy główne dramatis personae, a więc tytułowego półpsa oraz jego przygłupiego pana, który sprawia wrażenie mocno przerośniętego nastolatka, rzadko używającego rozumu, za to nader chętnie ulegającego niekontrolowanym namiętnościom. Towarzyszący synowi Zeusa Sokrates, najczęściej patrzy na niego z politowaniem, drażni go jego „nieskomplikowana osobowość”, ale z drugiej strony – jest mimo wszystko przywiązany do niego, czuje się w jakimś stopniu za Heraklesa odpowiedzialny, chce go uchronić przed kolejnymi kłopotami, w które – pozostawiony samopas – niechybnie, prędzej czy później, wpadnie.
Widać to najjaskrawiej w „Odyseuszu”, kiedy akcja przenosi się do mitycznej Itaki. Herakles, urzeczony wielką miłością Odysa do Penelopy, pragnie dowiedzieć się od bohatera
wojny trojańskiej, czym jest to – obce mu dotychczas – uczucie. Ma jednak pecha, ponieważ – jak się okazuje na miejscu – ten, którego szuka, nie tak dawno opuścił swoją ojczyznę. Porzucona królowa jest w rozpaczy, co oznacza tyle, że należy ją pocieszyć. Kłopot w tym, że jeśli chodzi o kobiety, Herakles zna tylko jedną formę pocieszenia, która niezbyt przypada do gustu synowi Penelopy i Odysa, Telemachowi. To rodzi kolejne perturbacje, w efekcie których heros i jego (pół)pies muszą opuścić Itakę. A to jedynie początek problemów. Dość powiedzieć, że znacznie szybciej, niż się obaj spodziewają, pojawia się na ich drodze… zdradzony „wynalazca” konia trojańskiego. Niejako na marginesie tej opowieści Sfar wplata kolejne wątki z mitów greckich. Wyjaśnione zostaje pochodzenie pojęcia „córy Koryntu”, pojawia się również cyklop Polifem, który tutaj z jakiegoś powodu nosi imię Homera.
W tomie trzecim Sokrates ponownie trafia do Koryntu, tym razem akurat bez Heraklesa, choć nie w ogóle bez towarzystwa. Fabuła tej historyjki jest nieco bardziej skomplikowana, oparta – podobnie jak legendarny dramat Sofoklesa – na micie o Edypie, synu Lajosa i Jokasty, nad którym – z powodu niepomyślnej wyroczni – już w momencie narodzin zebrały się wyjątkowo ciemne chmury. Skazany przez własnego ojca na śmierć, chłopiec uratowany zostaje – trochę w wyniku szczęśliwego zbiegu okoliczności – przez (pół)psa (oczywiście dzieje się tak w komiksie, nie w mitologicznym podaniu). W efekcie trafia na dwór króla Koryntu Polibosa i jego cierpiącej katusze z braku własnych dzieci małżonki Merope. Kobieta upiera się, że wychowa dziecko w pałacu, co z kolei wprawia Sokratesa, znającego ciążącą nad malutkim Edypem klątwę, w przerażenie. Ale cóż można zdziałać (pół)pies – choćby nawet był filozofem – gdy uprze się kobieta?! To właśnie ta historia m(iał)a być kontynuowana w „Królu Edypie”. Jako że do tej pory nie doczekała się ciągu dalszego, musimy pogodzić się z tym, że nie znamy jej finału.
Ale czy to naprawdę takie istotne? Jak na dzieło postmodernistyczne przystało, „Sokrates półpies” pozbawiony jest linearnej narracji. W zasadzie poza „Edypem w Koryncie”, którego fabuła układa się nieco sensowniej, dwa pierwsze tomy to powiązane ze sobą luźne wątki. Coś na kształt przyczynków do dyskusji, które mogą poprowadzić w bardzo różne strony. Sfar nie przywiązuje większej wagi do ciągu przyczynowo-skutkowego zdarzeń; jego scenariusze prezentują się tak, jakby za odczytanie mitów greckich wziął się któryś z przedstawicieli beat generation –
William S. Burroughs czy Jack Kerouac. Zwłaszcza ten pierwszy, którego kolażowa metoda cut-up – wykorzystana przez Amerykanina w głośnej trylogii „Delikatny mechanizm” (1961), „Wybuchowy bilet” (1962) oraz „Nova Express” (1967) – wydaje się Francuzowi bliska. W komiksie daje więc o sobie znać nieskrępowana wyobraźnia Sfara, która dla jednych przedstawiać może dużą wartość, inni jednak – nie ukrywajmy – mogą poczuć się zmęczeni taką formą narracji.
W przeciwieństwie do „Kota rabina”, scenariusz „Sokratesa półpsa” Joann Sfar oddał w ręce innego rysownika. „Nominował” do wykonania tego zadania swego rodaka, Christophe’a Blaina, w naszym kraju znanego dotychczas z trzech pokaźnych rozmiarów albumów: „Reduktora prędkości” (1999), „Pirata Izaaka” (2001-2005) oraz – opublikowanych w tym roku – „Kronik dyplomatycznych” (2010). Wybór okazał się strzałem w dziesiątkę. Blain zdołał bowiem, nie rezygnując z własnego, charakterystycznego stylu, nawiązać do nie mniej zapadającej w pamięć, równie specyficznej kreski Sfara (widać to zwłaszcza w sposobie przedstawiania tytułowego bohatera, który nie jest wcale taki odległy od wizerunku… Mujruma). Kadry przypominają trochę bajkową opowieść, ale to wrażenie okazuje się wielce mylące. Duży błąd popełnią rodzice, którzy kupią „Sokratesa…” swoim młodym pociechom (chyba że chcą potem z wypiekami na twarzy tłumaczyć im, o co chodzi z „obciąganiem laski” Heraklesowi przez Odysa). Zapamiętajcie! To jest komiks tylko dla DOROSŁYCH czytelników.
A wracając do pracy wykonanej przez Blaina: urzeka ona zarówno w warstwie wizualnej, jak i kolorystycznej. Ten album dosłownie chłonie się oczyma. I tylko żal, że stanęło na trzech tomach. Pocieszać można się natomiast tym, że czwarty został już zapowiedziany. Pal licho, że sześć lat temu.
