Drugi tom komiksowej adaptacji epickiej serii Stephena Kinga „Mroczna Wieża” zawiera dokładnie to, co sugeruje jego tytuł, czyli opis długiej drogi do domu. Po dramatycznych zdarzeniach, jakie rozegrały się w baronii Mejis, trójka przyjaciół próbuje wrócić do swych rodzinnych stron. A mówiąc dokładniej, takie próby podejmuje dwóch z nich: Cuthbert i Alain. Roland natomiast zapada w tajemniczy letarg.
W domu najlepiej
[Peter David, Robin Furth, Richard Isanove, Jae Lee „Mroczna Wieża #2: Długa droga do domu” - recenzja]
Drugi tom komiksowej adaptacji epickiej serii Stephena Kinga „Mroczna Wieża” zawiera dokładnie to, co sugeruje jego tytuł, czyli opis długiej drogi do domu. Po dramatycznych zdarzeniach, jakie rozegrały się w baronii Mejis, trójka przyjaciół próbuje wrócić do swych rodzinnych stron. A mówiąc dokładniej, takie próby podejmuje dwóch z nich: Cuthbert i Alain. Roland natomiast zapada w tajemniczy letarg.
Peter David, Robin Furth, Richard Isanove, Jae Lee
‹Mroczna Wieża #2: Długa droga do domu›
Misja, którą mieli wypełnić Roland, Cuthbert i Alain, skończyła się klęską. Wprawdzie udało im się zniszczyć część broni przygotowywanej przez Johna „Dobrego Człowieka” Farsona do inwazji na Gilead, ale w rezultacie ich działań zginęła Susan Delgado. A była to okrutna śmierć w męczarniach – ukochana Rolanda została bowiem spalona żywcem. Młody rewolwerowiec przeżył szok, z którego nie potrafił się otrząsnąć. W obłąkańczym szale próbował nawet zniszczyć magiczną kulę (tzw. Grejpfrut Maerlyna), wykradzioną ludziom Farsona. Jednak nie dość, że ta sztuka mu się nie udała, to jeszcze ten zagadkowy artefakt pochwycił świadomość Rolanda i przeniósł ją do alternatywnej rzeczywistości. Na ziemi pozostało tylko pozbawione świadomości ciało młodzieńca.
Cały komiks stanowi w gruncie rzeczy zapis pełnej niebezpieczeństw powrotnej drogi do Gilead. Akcja toczy się naprzemiennie: raz obserwujemy towarzyszy rewolwerowca, którzy za wszelką cenę próbują dowieźć jego bezwładne ciało do rodzinnego miasta, a za chwilę stajemy się świadkami tego, jak sam Roland (a właściwie jego świadomość) w jakiejś onirycznej rzeczywistości zmaga się z Martenem Broadcloackiem oraz Karmazynowym Królem. Okazało się bowiem, że Grejpfrut Maerlyna przeniósł go do Gór Gromu – pierwszej krainy Zaziemia. Trudno powiedzieć, które miejsce jest bardziej przerażające: czy to pełne zmutowanych potworów, z jakimi walczą Alain i Cuthbert, czy też to, gdzie Rolandowi objawia się odrażający Karmazynowy Król.
Choć trudno stworzyć porywającą opowieść o powrocie bohaterów do domu po wykonanej misji, to w przypadku „Mrocznej Wieży” autorom udało się osiągnąć ten cel. Przede wszystkim, podróż została potraktowana jako okazja do pełniejszego zaprezentowania towarzyszy Rolanda, którzy do tej pory pozostawali nieco w cieniu głównego bohatera. Tym razem to oni wysuwają się na pierwszy plan, zaś czytelnik ma okazję lepiej poznać ich charaktery oraz wzajemne relacje. Dowiadujemy się, że nawet w obliczu największych zagrożeń Cuthbert i Alain nie tracą zimnej krwi, jak również skłonności do obracania wszystkiego w żart. Zresztą właśnie ten ich wisielczy humor stanowi doskonały kontrapunkt dla mrocznego charakteru tej historii. Interesująco także zaprezentowany został wątek dotyczący samego Rolanda, który tym razem musi poradzić sobie w innej, nieznanej mu rzeczywistości. Co więcej, przebywając w krainach Zaziemia, dowiaduje się on o Karmazynowym Królu czegoś, czego prawdopodobnie nie chciałby wiedzieć. W trakcie tej podróży swoje pięć minut ma także Sheemie – niedorozwinięty chłopak, znany z pierwszego tomu.
Z całym przekonaniem należy zatem stwierdzić, że odpowiedzialny za scenariusz Peter David znów stanął na wysokości zadania i stworzył dynamiczną opowieść okraszoną błyskotliwymi dialogami, którą bardzo dobrze się czyta. W posłowiu zdradza on kilka szczegółów dotyczących pisania historii z uniwersum „Mrocznej Wieży”, wyjaśniając źródła największych trudności oraz ujawniając rolę, jaką w jego pracy nad scenariuszem odgrywa Stephen King. Warto odnotować tylko, że w przypadku „Długiej drogi do domu” scenarzysta nie dysponował tekstami źródłowymi, gdyż ta opowieść została stworzona w takiej formie wyłącznie na potrzeby serii komiksowej.
Pod względem graficznym komiks stanowi kontynuację tego, co zostało zapoczątkowane w tomie pierwszym. Jae Lee oraz Richard Isanove nadal tworzą przerażający, a zarazem fascynujący świat pogrążony w mroku. Trzeba przyznać, że rysunki robią imponujące wrażenie, zaś szczególnie majestatycznie wypadają rozkładówki, na których widzimy na przykład zamek Karmazynowego Króla, czy też moment spotkania tego demonicznego władcy z Rolandem. Siła oddziaływania rysunków polega przede wszystkim na doskonałym operowaniu czernią oraz stosowaniu wyrazistych kolorów. Wydawca także i tym razem zadbał o to, żeby w tomie nie zabrakło materiałów dodatkowych. Mamy tu zatem m.in. galerię okładek poszczególnych zeszytów (także ich wersji wariantowych, wykonanych przez takich artystów, jak Lee Bermejo, Joe Quesada czy Marko Djurdjevic). Możemy również prześledzić kolejne etapy pracy nad jedną z okładek. Wielu czytelników na pewno ucieszy możliwość porównania kilku roboczych, niewykorzystanych w komiksie plansz w wersji ołówkowej, z tymi ostatecznie zaakceptowanymi. Krótko mówiąc, jest tu wiele atrakcji dla wszystkich zainteresowanych graficzną stroną komiksu.
„Długa droga do domu” stanowi – wbrew pozorom – bardzo ważny element opowieści o rewolwerowcu. Wprawdzie zdarzenia opisane w tym tomie nie posuwają znacząco akcji do przodu, ale dzięki nim czytelnik ma możliwość lepszego przyjrzenia się przyjaciołom Rolanda oraz poznania łączących ich relacji. Niewątpliwie pod maskami nieulękłych wojowników obaj skrywają wrażliwe dusze, a z nieustannej wymiany wzajemnych złośliwości, jakimi zapewne próbują dodać sobie animuszu w trudnych sytuacjach, łatwo wyczytać łączącą ich przyjaźń. Nie można również zapominać, że w tym tomie pojawia się informacja, która – jak zwykło się mawiać w marvelowskich komiksach – sprawi, że nic już nie będzie takie jak dotąd. Zmagania Rolanda z Karmazynowym Królem niewątpliwie nabiorą odtąd nowego znaczenia.
