Po trzynastu latach Egmont zdecydował się – tym razem w serii DC Deluxe – wznowić jeden z najsłynniejszych komiksów o Batmanie. „Rok pierwszy”, w którym palce maczali Frank Miller (scenariusz) oraz David Mazzucchelli (rysunki), ukazał się pierwotnie w formie czterech zeszytów zimą i wiosną 1987 roku. I z miejsca podbił serca wielbicieli Mrocznego Rycerza, na długie lata definiując jego postrzeganie.
Powrót niezabawnego Batmana
[David Mazzucchelli, Frank Miller „Batman - Rok pierwszy (wyd. II)” - recenzja]
Po trzynastu latach Egmont zdecydował się – tym razem w serii DC Deluxe – wznowić jeden z najsłynniejszych komiksów o Batmanie. „Rok pierwszy”, w którym palce maczali Frank Miller (scenariusz) oraz David Mazzucchelli (rysunki), ukazał się pierwotnie w formie czterech zeszytów zimą i wiosną 1987 roku. I z miejsca podbił serca wielbicieli Mrocznego Rycerza, na długie lata definiując jego postrzeganie.
David Mazzucchelli, Frank Miller
‹Batman - Rok pierwszy (wyd. II)›
Lata 80. XX wieku były dla postaci Bruce’a Wayne’a i jego zamaskowanego alter ego pasmem nieustających sukcesów. Światło dzienne ujrzały przecież wówczas między innymi tak klasyczne opowieści o Mrocznym Rycerzu, jak – otwierający trylogię o Ra’s al Ghulu – „
Syn Demona” (1987) Mike’a W. Barra, „
Zabójczy żart” (1988) Alana Moore’a czy „Azyl Arkham” (1989) Granta Morrisona. A i to jeszcze nie koniec. W tym samym czasie bowiem jako scenarzysta (ale także rysownik) opowieści o Batmanie zadebiutował Frank Miller. Najpierw zadziwił świat czteroczęściowym „Powrotem Mrocznego Rycerza” (1986), by dwanaście miesięcy później dopełnić dzieła „Rokiem pierwszym”, w którym – korzystając z pomocy grafika Davida Mazzucchellego – postanowił przedstawić początki superbohaterskiej kariery multimilionera z Gotham City.
Pierwotnie opowieść ta ukazała się pomiędzy lutym a majem 1987 roku w czterech kolejnych zeszytach „Batmana” (od numeru 404 do 407); dopiero po latach zdecydowano się opublikować ją w oddzielnym albumie. W pewnym sensie stanowi ona, a przynajmniej taką rolę pełniła przed prawie trzydziestu laty, prequel całej serii. Opowiada bowiem o tym, w jaki sposób Bruce Wayne przeistoczył się w Człowieka-Nietoperza i co go do tego kroku skłoniło. Nie mogło się więc tu obyć bez sporej dawki psychologizowania, co jednak w niczym nie umniejsza atrakcyjności historii. Więcej nawet! Pod wieloma względami uwiarygodnia fabułę. Akcja „Roku pierwszego” rozpoczyna się w momencie powrotu Wayne’a – po dwunastu latach nieobecności – do Gotham City. Zamieszkuje on wspaniałą, odziedziczoną po tragicznie zmarłych rodzicach, a przez wiele lat opuszczoną, rezydencję na peryferiach miasta. I stamtąd przypatruje się nieprawościom i degrengoladzie, jakie zżerają jego rodzinne miasto.
Z czasem coraz trudniej jest mu przejść nad tym do porządku dziennego. Postanawia zatem przystąpić do akcji i tępić rozrastające się jak chwasty zło. Niestety, doświadczenie ma jeszcze niewielkie i wiele nie brakuje, aby jego pierwsza karna wyprawa nie zakończyła się w miejscowej kostnicy. Niepowodzenie go jednak wcale nie załamuje, raczej skłania do przedsięwzięcia innych, dużo bardziej skutecznych, środków i metod. Każe mu również szukać sprzymierzeńców wśród przedstawicieli aparatu policyjno-sądowego. Co nie jest wcale takie łatwe, ponieważ wielu funkcjonariuszy – jak detektyw Arnold Flass czy jego przełożony, komisarz Gilian Loeb – od lat pozostaje na usługach miejscowych bandytów. Boleśnie przekonuje się o tym jeszcze jedna osoba – przybyły z Chicago porucznik James Gordon, który tropiąc przestępców, niemal na każdym kroku trafia na – mniej lub bardziej otwarty – opór swoich kolegów. Pomocą służy mu jedynie ambitny zastępca prokuratora okręgowego Harvey Dent. Ale i on zdaje się prowadzić jakąś grę; poza tym na sto procent coś przed Gordonem ukrywa.
W „Roku pierwszym” objawiają się również późniejsi rywale Batmana: prostytutka Selina Kyle, która – pozazdrościwszy rozgłosu i trybu życia Człowiekowi-Nietoperzowi – postanawia rozpocząć „karierę” włamywaczki jako Kobieta-Kot (Catwoman), oraz – wspomniany wprawdzie tylko w jednym kadrze, ale jakże istotny dla całej serii – Joker. W komiksie Franka Millera debiutuje jednak jeszcze jeden „czarny charakter” rodem z Gotham – wzorowany na Vito Corleone (granym w „Ojcu chrzestnym” przez Marlona Brando), gangster Carmine Falcone, dużo lepiej znany jako Rzymianin, z którym Mroczny Rycerz dziesięć lat później stoczy śmiertelny pojedynek w znakomitym cyklu Jepha Loeba i Tima Sale’a „
Długim Halloween”.
Obok Bruce’a Wayne’a na pierwszoplanową postać komiksu wyrasta komisarz Gordon. Typowy glina w starym stylu, przypominający nieco podstarzałego, zmęczonego życiem i tropieniem przestępców Philipa Marlowe’a (odgrywanego przez Humphreya Bogarta), a może w jeszcze większym stopniu – niedźwiedziowatego komisarza Maigreta (oczywiście objawionego pod postacią Jeana Gabina). Gordon, wbrew swej pospolitości i wpisanej w charakter lojalności – kiepskie to cechy charakteru jak na komiksowego bohatera, prawda? – jest postacią niezwykle barwną i wzbudzającą sympatię. Mimo że zdarza mu się skoczyć w bok i zdradzić swą, będącą w zaawansowanej ciąży, małżonkę. W policyjnej pracy nie ma jednak sobie równych: jest uparty, systematyczny, inteligentny i nade wszystko – co w Gotham jest raczej wadą niż zaletą – uczciwy. Nie ma się więc co dziwić, że to właśnie na niego zwróci uwagę Batman, poszukując kandydata na współpracownika.
Konstrukcyjnie „Rok pierwszy” różni się znacznie od „Powrotu Mrocznego Rycerza”. Na plus czy na minus – to już kwestia gustu. Przede wszystkim akcja prowadzona jest w sposób znacznie bardziej tradycyjny. Owszem, pojawiają się kadry z ekranem telewizora, ale nie są one tak nagminne jak w „Powrocie…”. Fabuła nie sprawia też wrażenia szarpanej, utkanej z pojedynczych scenek. Tu mamy do czynienia z historią opisaną w niemal epicki sposób. Choć mimo wszystko bardzo zwięźle. Bywa, że Miller stosuje duże skróty myślowe, co zapewne spowodowane było koniecznością zmieszczenia się w przewidzianych na całość czterech zeszytowych epizodach. I to jest w zasadzie jedyny mankament albumu, który poza tym jawi się jako bardzo udany mariaż intrygi kryminalnej z opowieścią gotycką.
Graficznie jest bardzo mrocznie. Gotham niemal bez przerwy spowijają ciemności; często pada deszcz, ulice są brudne, walają się po nich śmieci, pod ścianami budynków zbierają się męty społeczne: prostytutki, alfonsi, pokątni handlarze narkotyków, przekupni, skorumpowani gliniarze. Wszystko to sprawia nader przygnębiające wrażenie. Na dodatek bardzo sugestywnie zobrazowane zostało przez Davida Mazzucchellego, który starał się swym stylem rysowania nawiązać do pierwszych „Batmanów” sprzed kilkudziesięciu lat. W najnowszym wydaniu rzuca się to w oczy jeszcze bardziej, albowiem kolory zostały nałożone na nowo. Dzięki temu komiks ma klasyczny posmak, który dziś czyni go chyba jeszcze atrakcyjniejszym, niż w czasach kiedy powstawał. W tekście dołączonym do „Roku pierwszego” Frank Miller napisał: „Dla mnie postać Batmana nigdy nie była zabawna”. Po lekturze albumu trudno się z nim nie zgodzić.
Nowa edycja Egmontu została wzbogacona o wiele dodatkowych materiałów, jak chociażby szkice rysunków, fotokopie oryginalnego scenariusza (z nanoszonymi przez Franka Millera adnotacjami i poprawkami) oraz – co jest chyba najciekawsze – autobiograficzne komiksowe posłowie Davida Mazzucchellego. Jest co poczytać. I co pooglądać.
