„Niebieskie pigułki” to komiks, który dziś – po trzynastu latach od polskiej premiery i piętnastu od premiery światowej – ma inną wymowę, niż wtedy, gdy pojawił się po raz pierwszy. Inaczej postrzegany jest wirus HIV i osoby będące jego nosicielami. Inny status ma także AIDS, choroba która nadal pozostaje dalekim od rozwiązania, światowym problemem, ale coraz śmielej mówi się o niej, jako o przeciwniku, którego można pokonać.
Sypiając z wrogiem
[Frederik Peeters „Niebieskie pigułki (wyd. II)” - recenzja]
„Niebieskie pigułki” to komiks, który dziś – po trzynastu latach od polskiej premiery i piętnastu od premiery światowej – ma inną wymowę, niż wtedy, gdy pojawił się po raz pierwszy. Inaczej postrzegany jest wirus HIV i osoby będące jego nosicielami. Inny status ma także AIDS, choroba która nadal pozostaje dalekim od rozwiązania, światowym problemem, ale coraz śmielej mówi się o niej, jako o przeciwniku, którego można pokonać.
Frederik Peeters
‹Niebieskie pigułki (wyd. II)›
Wprawdzie statystyki nadal są alarmujące, ale wyłania się z nich pozwalający na ostrożny optymizm trend, który coraz częściej jest interpretowany, jako początek procesu opanowywania tej epidemii. Wprawdzie do ostatecznego zwycięstwa droga jeszcze bardo kręta i daleka, ale można zaryzykować stwierdzenie, że z perspektywy współczesnego człowieka HIV i AIDS nie są postrzegane jako największe zagrożenie. Dzięki nowoczesnym lekom z wirusem HIV można żyć dziś – jak zapewniają lekarze – do naturalnej śmierci. Oczywiście trzeba spełnić kilka warunków, wśród których kluczową rolę odgrywają: wczesne wykrycie, systematyczne leczenie i zmiana stylu życia. W każdym razie, współcześnie AIDS i wywołujący tę chorobę wirus HIV zostały w pewnym stopniu oswojone. Nie znaczy to oczywiście, że problem zniknął – AIDS nadal zbiera na świecie śmiertelne żniwo a osoby chore niezmiennie muszą zmagać się z uprzedzeniami i stereotypami.
Tak czy inaczej, drugie wydanie autobiograficznego komiksu Fredericka Peetersa "Niebieskie pigułki", z nowym tłumaczeniem Wojciecha Birka i dodatkowymi planszami przygotowanymi przez samego autora, ukazuje się w innym kontekście społeczno-kulturowym. Dziś nie da się już traktować tego dzieła jako opowieści, która przede wszystkim ma przełamywać stereotypy i pedagogizować nieświadomych odbiorców. Choć oczywiście informacje na temat HIV i AIDS w nim zawarte nadal mają wartość – nie można przecież wykluczyć, że wiedza na ten temat wielu czytelników nie odbiega poziomem od tej, która była powszechna na XXI wieku, kiedy komiks się ukazał po raz pierwszy. Jednak dziś czyta się ten komiks przede wszystkim jako opowieść o miłości dwóch osób, które próbują stworzyć normalny związek w niesprzyjających okolicznościach. Na pierwszy plan wysuwa się zatem obyczajowy aspekt tej historii.
Zacznijmy zatem od początku. Frederik – główny bohater i narrator – poznał Cati podczas jednej z szalonych młodzieżowych imprez. Genewska willa nad brzegiem jeziora, grupka przyjaciół, alkohol i psychotropy – to główne wyznaczniki tej sytuacji. Właśnie w takich okolicznościach nasz bohater po raz pierwszy zobaczył atrakcyjną, beztroską dziewczynę, ochoczo korzystającą z uroków młodości. Przez kilka kolejnych lat ich drogi przecinały się kilkukrotnie, stwarzając okazje do krótkich – nie zawsze miłych rozmów. Dla głównego bohatera dziewczyna nie była jednak kimś obojętnym. Ze sposobu, w jaki o niej opowiada, można wywnioskować, że było to coś w rodzaju miłości od pierwszego wejrzenia.
Wreszcie po sześciu, czy siedmiu latach od pierwszego spotkania, Frederik i Cati przypadkowo spotykają się na imprezie sylwestrowej u wspólnych przyjaciół. Tak rozpoczyna się nowy rozdział w ich życiu. Późniejsze zdarzenia przebiegają zgodnie ze schematem, na który składają się kolejne spotkania, wizyty w restauracjach, wyjścia do kina, niekończące się dyskusje. Kiedy wszystko zaczyna się układać i na horyzoncie widać zarysy trwałego związku, Cati wyznaje Frederikowi, że ona i jej syn są nosicielami wirusa HIV. To wyznanie jest oczywiście punktem zwrotnym. Od tego momentu ich znajomość przeradza się w niezwykle intensywny związek, w którym kluczową rolę odgrywa wzajemna troska o siebie - on martwi się jej chorobą, ona nie chce zarazić swego partnera. Rodząca się w tych okolicznościach miłość jest zadziwiająco intensywna i szczera.
Czytając opowieść o perypetiach Freda i Cati mamy okazję wejrzeć w ich codzienne – czasem prozaiczne czasem fundamentalne – problemy. Rozmowy o tym, jak poinformować o chorobie Cati rodziców Freda, wizyty u lekarza o dość niepokojącym wyrazie twarzy, spotkania z przyjaciółmi, próby poukładania relacji z synem Cati, egzystencjalne rozterki głównego bohatera (przybierające tu postać niezwykłego dialogu z… mamutem) – wszystko to składa się na niezwykle poruszającą opowieść o wytrwałych próbach normalizacji podejmowanych przez dwie kochające się osoby. Poznajemy szczegóły życia w towarzystwie niebezpiecznego wroga, z którym jednak – o ile pozna się go dobrze i potraktuje poważnie – można skutecznie walczyć. Taką interpretację potwierdza osiem dodatkowych plansz, przygotowanych specjalnie do nowego wydania komiksu. Dzięki nim zapoznajemy się z wypowiedziami trzech osób „zarejestrowanymi” przez autora po trzynastu latach od wydarzeń opisanych w głównej części. Cati, jej syn oraz dziewięcioletnia córka jej i Frederika, mówią o swoim życiu. Tym co przede wszystkim zwraca tu uwagę, jest normalizacja. Zarówno Cati jak i jej syn sprowadzają swoją „walkę” z chorobą do łykania trzech pigułek dziennie – a niewykluczone, że niedługą będą łykać tylko jedną. Natomiast córka mówi o tym, jak to się stało, że urodziła się bez wirusa.
Pod względem graficznym komiks jest bardzo specyficzny. Gruba kreska, spore ilości tuszu, proste kadrowanie i charakterystyczne rysy twarzy bohaterów stanowią elementy, które rzucają się w oczy przy pierwszym kontakcie. Podczas lektury stopniowo przyzwyczajamy się do tej konwencji i zaczynamy dostrzegać jej atuty. Choć wszystko rysowane jest w prosty sposób, autorowi udało się bowiem stworzyć odpowiednią atmosferę. Dużą rolę odgrywa tu m.in. mimika bohaterów. Szczególnie duże oczy Cati, raz wyrażające radość raz przerażenie, czynią z niej postać, która wyróżnia się w tej opowieści. Ten sposób rysowania staje się bardziej widoczny, gdy zestawimy go z epilogiem, w którym bohaterowie zostali przedstawieni w bardziej realistycznej konwencji. Zresztą ta zmiana na poziomie graficznym idzie tu w parze z widoczną zmianą sposobu mówienia o chorobie.
Podsumowując należy stwierdzić, że komiks zdecydowanie wytrzymuje próbę czasu. Poruszająca i intensywna, a jednocześnie pozbawiona niepotrzebnego patosu i ckliwości, opowieść o prawdziwej miłości dwojga ludzi, którzy wbrew wszelkim przeciwnościom i własnym lękom konsekwentnie budują trwały związek, ma uniwersalny charakter. Frederik Peeters w umiejętny sposób przeplata wątki dramatyczne i humorystyczne dzięki czemu wszystko, o czym jest tu mowa ma bardziej wiarygodny charakter. Autorowi udało się także zachować odpowiednią równowagę pomiędzy kronikarskim zapisem zwykłych, codziennych zdarzeń, a egzystencjalną refleksją na temat problemów powodowanych przez chorobę. Natomiast dodając epilog przedstawiający bohaterów po trzynastu latach, sprawia on, że całość zyskuje bardzo optymistyczną wymowę.
