Paula Pope’a polscy czytelnicy znali do tej pory głównie z komiksów niezależnych. Dla wielu więc zapewne zaskoczeniem był fakt, że artysta ten ma w swoim dorobku również historie superbohaterskie. W tym kanoniczną dla wielu futurystyczną opowieść o Batmanie – „Rok setny”.
Gotham anno Domini 2039
[Paul Pope „Batman. Rok setny” - recenzja]
Paula Pope’a polscy czytelnicy znali do tej pory głównie z komiksów niezależnych. Dla wielu więc zapewne zaskoczeniem był fakt, że artysta ten ma w swoim dorobku również historie superbohaterskie. W tym kanoniczną dla wielu futurystyczną opowieść o Batmanie – „Rok setny”.
Paul Pope
‹Batman. Rok setny›
Lubicie science fiction? I na dodatek jesteście wielbicielami amerykańskich superbohaterów? Świetnie! „Rok setny” Paula Pope’a został stworzony właśnie dla Was. Tak można by reklamować ten komiks. I nie byłoby w tym ani słowa przesady. Pope (rocznik 1970) pochodzi z Filadelfii, choć obecnie mieszka w Nowym Jorku; tworzeniem opowieści obrazkowych zajął się na początku lat 90. Z jednej strony nie odmawia współpracy z gigantami wydawniczymi (jak DC Comics czy Marvel), z drugiej jednak nie mniej chętnie tworzy dla niezależnych oficyn (Caliber Comics, First Second). W środowisku niezależnym jest zresztą dużo bardziej znany niż w mainstreamie. Na polskim rynku zadebiutował stosunkowo późno, bo dopiero przed niespełna dwoma laty, kiedy światło dzienne ujrzały dwie jego prace: „Wielki Escapo” (1999) oraz „Battling Boy” (2013). Rok później Egmont sięgnął po jego historie o Batmanie, które zebrane zostały w tomie „Rok setny i inne opowieści”.
Album ten ukazał się w poczytnej egmontowskiej serii DC Deluxe, w której wcześniej pojawiły się także inne cenione komiksy o Człowieku-Nietoperzu, w tym chociażby „
Rok pierwszy” (1987), tak zwana „
Trylogia Demona” (1987-1993), „
Azyl Arkham. Poważny dom na poważnej ziemi” (1989), „
Mroczne odbicie” (2010-2011) oraz dwa tomy cyklu „
Ziemia Jeden” (2012-2015). „Rok setny” ukazał się pierwotnie – w czterech zeszytach – pomiędzy lutym a majem 2006 roku. Spotkał się z bardzo dobrym przyjęciem zarówno ze strony czytelników, jak i krytyków. Dość powiedzieć, że uhonorowano go dwiema nagrodami Eisnera; uznany został za najlepszą miniserię, dodatkowo wyróżniono Pope’a jako najlepszego autora (rysownika i scenarzystę). Słusznie? Po lekturze komiksu nie można mieć co do tego najmniejszych wątpliwości!
Skąd wziął się tytuł dzieła? To akurat proste. Paul Pope umieścił jego akcję w 2039 roku, a więc dokładnie w sto lat po symbolicznych „narodzinach” Batmana, jakie miały miejsce w maju 1939 roku (w dwudziestym siódmym zeszycie z serii „Detective Comics”). Nawiązań do tego faktu jest zresztą w „Roku setnym” więcej, co świadczy o tym, że pomimo całkiem poważnej treści, Pope nie stroni także od mrugnięć okiem w kierunku czytelników. Powodów do radości Mroczny Rycerz tu jednak zbyt wielu nie ma. Czasy, które nastały, nie sprzyjają bowiem superbohaterom. On sam uważany jest jedynie za… miejską legendę. Nikt nie wierzy w jego istnienie. Inna sprawa, że jest mu to na rękę. Wprawdzie wciąż działa, ale tak, aby nie rzucać się w oczy. I bardzo długo mu się to udaje. Przynajmniej do momentu, gdy naciska na odcisk wszechwładnym agentom federalnym (FPC).
Człowiek-Nietoperz wplątuje się w prowadzoną przez FPC akcję, podczas której jeden z agentów traci życie. Pozostali uznają go za sprawcę śmierci kolegi i rzucają się w pościg, wykorzystując przy tym wszystkie dostępne sobie sposoby. Niewiele brakuje, by go dopadli. Nadludzkim wysiłkiem ciężko rannemu Batmanowi udaje się jednak ujść obławie. Do bezpiecznego miejsca sprowadzają go Robin i nastoletnia Toro, której matka, koroner Kris Goss, doprowadza go następnie do stanu używalności. Na razie Mroczny Rycerz może cieszyć się życiem, ale czas względnego spokoju przeszedł właśnie do historii – wpadłszy na trop „nieistniejącego” superbohatera, FPC przecież nie odpuści. Tym bardziej że jako zabójca agenta, staje się on niemalże wrogiem publicznym numer jeden. Tyle że Batman go nie zabił. A jeśli nie on, to kto? I dlaczego? Odpowiedzi na te pytania mógłby udzielić kapitan Jim Gordon, ale agenci FPC nie chcą dopuścić go do miejsca zdarzenia i, jak tylko potrafią, utrudniają śledztwo.
Nie oznacza to jednak, że Gordon rezygnuje ze swojego dochodzenia; podobnie zresztą jak Batman. Z tą różnicą, że w przeciwieństwie do setek innych komiksów o Mrocznym Rycerzu przez większość czasu nie będą oni ze sobą współpracować. Z prostego powodu – w stworzonym przez Paula Pope’a Gotham anno Domini 2039 Bruce Wayne i Jim Gordon nie znają się. „Rok setny”, mimo sztafażu fantastycznonaukowego, to przede wszystkim thriller sensacyjny, w którym z biegiem czasu na plan pierwszy wybija się motyw ohydnego spisku na skalę globalną. Zapobiec mogą mu jedynie dwie osoby – inteligentne i zdeterminowane, niezależne i uczciwie. Ale też tylko wtedy, gdy zespolą siły. Scenarzysta musi więc napocić się trochę, aby drogi Człowieka-Nietoperza i starego gliniarza z Gotham mogły się przeciąć. Aby sobie wzajemnie zaufali. W końcu – by znaleźli sposób na przeciwstawienie się najpotężniejszym ludziom w kraju, a może i na świecie. Rozmachu fabule na pewno nie brakuje. Podobnie jak i odpowiedniego napięcia, które dodatkowo windowane jest nad wyraz atrakcyjnymi wizualnie scenami pościgów i pojedynków.
Rysunki Pope’a odbiegają nieco od superbohaterskiej normy. Zwłaszcza postać Batmana, w wielu kadrach pojawiającego się z nieco spłaszczoną głową i wampirzymi zębami. Z drugiej strony wygląda on dzięki temu jeszcze bardziej przerażająco, trochę jak hrabia Orlok z legendarnego filmu „
Nosferatu, symfonia grozy” (1922) Friedricha Wilhelma Murnaua. I trudno uznać to podobieństwo za przypadkowe. Cały „Rok setny” utrzymany jest zresztą – przynajmniej od strony graficznej – w stylistyce jednocześnie krwawego i mrocznego horroru. Śmierć czai się tu na każdym kroku, nikomu nie można ufać, ba! nawet bycie policjantem nie chroni przed skatowaniem, czego bardzo boleśnie doświadcza Jim Gordon. Jednego możemy być pewni – w Gotham 2039 roku nikt zdrowy na umyśle nie chciałby dobrowolnie mieszkać. I nie zmieniłby tego przekonania nawet fakt, że do tego momentu udało się ostatecznie rozwiązać problem z pensjonariuszami Azylu Arkham. Jak? To jedna z najciekawszych zagadek komiksu.
Do „Roku setnego” dołączono jeszcze „inne opowieści”, czyli trzy (z pięciu) krótkich historyjek o Człowieku-Nietoperzu, jakie Pope stworzył pomiędzy 1998 a 2005 rokiem. „Berliński Batman” ukazał się po raz pierwszy w jedenastym zeszycie „The Batman Chronicles” (z zimy 1998 roku). Przedstawia on Bruce Wayne’a - oj! przepraszamy, Barucha Wane’a – jako superbohatera sprzeciwiającego się nazistom. Jednym z jego głównych rywali jest natomiast… komisarz Garten. Historyjka jest pretekstowa i dość naiwna, na dodatek świadcząca o tym, że tworząc ją, Pope miał pojęcie o III Rzeszy na poziomie większości swoich rodaków. „Nastoletni pomocnik” ukazał się z kolei numerze trzecim magazynu „Solo” w 2005 roku. Mroczny Rycerz jest tu postacią drugoplanową; główne skrzypce gra bowiem Robin, który próbuje wyrwać się oprychom prowadzącym go do Jokera. Short ten okazał się na tyle dowcipny i dramatyczny zarazem, że zasłużył sobie na nagrodę Eisnera dla najlepszej krótkiej historii.
Tego szczęścia nie miał o pięć lat wcześniejszy „Złamany nos”, który najpierw pojawił się w magazynie „Batman. Gotham Knights #3” (2000), a następnie został przedrukowany w znanej także w naszym kraju antologii „Batman. Black & White, Volume 2” (2003). Nie zmienia to faktu, że ta czarno-biała opowieść o walce Człowieka-Nietoperza ze złoczyńcą zwanym Mabuse (to kolejne nawiązanie do niemieckiego filmowego ekspresjonizmu z lat 20. XX wieku) prezentuje się nad wyraz atrakcyjnie i – pomijając brak barw – wypada najbardziej klasycznie. Żałować tylko można, że Pope nie zdecydował się na stworzenie całej historii w takim klimacie.

Co w tym wypadku oznacza "kanoniczna"?