Proces „Procesu Jean Grey”
[Brian Michael Bendis, Stuart Immonen, Sara Pichelli „Guardians of the Galaxy – Strażnicy Galaktyki #3: All-New X-Men: Proces Jean Grey” - recenzja]
Wokanda: sprawa z urzędu przeciwko Brianowi Michaelowi Bendisowi i innym osobom związanym z powstaniem komiksu „Strażnicy Galaktyki / All-New X-Men: Proces Jean Grey”, który ukazał się właśnie nakładem wydawnictwa Egmont.
Brian Michael Bendis, Stuart Immonen, Sara Pichelli
‹Guardians of the Galaxy – Strażnicy Galaktyki #3: All-New X-Men: Proces Jean Grey›
Wysoki Sądzie, wnoszę o ukaranie komiksu „Strażnicy Galaktyki / All New X-Men: Proces Jean Grey” właściwą dla tej pozycji oceną w wysokości 40% ekstraktu. Zgromadzony materiał dowodowy w postaci wydanego przez Egmont zeszytu, stanowiącego kontynuację serii wydawniczej Marvel Now!, jasno wskazuje na to, że mamy do czynienia z kolejnym masowym produkcyjniakiem bez jakichkolwiek ambicji. A szkoda, ponieważ pomysł wyjściowy bazuje na jednym z najlepszych komiksów superbohaterskich, jakim jest „Saga o Mrocznej Phoenix” ze scenariuszem Chrisa Claremonta i rysunkami Johna Byrne′a z 1980 roku. Dramatyzm tamtej historii wciąż robi wrażenie na czytelnikach, idealnie oddając wewnętrzne rozterki członków X-Men, którzy z jednej strony chcieli ratować koleżankę skazaną przez galaktyczny trybunał na karę śmierci, a z drugiej świadomi byli, że drzemie w niej nieograniczona moc, przez którą zginął cały układ planetarny.
Wątek ten powracał w różnych formach na przestrzeni lat. Ostatnio w 2012 roku pod postacią crossoveru „X-Men kontra Avengers” (wkrótce w ramach Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela powinien ukazać się jego finał), w tworzeniu którego wziął udział jeden z oskarżonych – Brian Michael Bendis. Jak Wysokiemu Sądowi wiadomo, jest to bardzo popularny scenarzysta, którego ulubionym tematem jest wprowadzanie chaosu w świecie Marvela, czego dowodem są głośne tytuły typu „Upadek Avengers”, „Wojna domowa” czy „Tajna inwazja”. Każdy z nich na długie lata odcisnął swoje piętno na świecie superbohaterów. Nie inaczej jest z tworzonymi przez pozwanego w ramach Marvel Now! „Strażnikami Galaktyki” i przede wszystkim „All-New X-Men”. To właśnie ta druga seria opowiada o pierwszej drużynie X-Men, która w świecie komiksów zadebiutowała w latach 60. (w jej składzie znajdują się Cyclops, Jean Grey, Beast, Angel i Ice Man). W wyniku niebezpiecznego eksperymentu cała piątka wylądowała w obecnych czasach, kiedy mutanci są bardziej skłóceni niż kiedykolwiek i leczą rany po niedawnych dramatycznych wydarzeniach, opowiedzianych we wspomnianym „X-Men kontra Avengers”. Po czterech zeszytach, w których nasi bohaterowie oswajali się z nową sytuację, upomniała się o nich kosmiczna rasa Shi′ar pod przewodnictwem mocarnego Gladiatora. To ona kiedyś nadzorowała proces nad Jean Grey. Teraz, kiedy okazało się, że dziewczyna żyje, chcą go powtórzyć.
Nie przeczę, że jak zwykle koncepcja stworzona przez Pana Bendisa jest oszałamiająca, ale niestety, podobnie jak bywało to w przeszłości, nie zadbał on w należyty sposób o emocjonalną stronę swojego dzieła. Jak już wspomniałem, siłą „Sagi o Mrocznej Phoenix” jest właśnie skupienie się na osobistych dramatach, tymczasem tutaj mamy do czynienia z karkołomną akcją, która nie zwalnia ani na chwilę, namnożeniem postaci – w tym w sumie niezbyt potrzebnych Strażników Galaktyki, którzy pojawiają się chyba tylko dlatego, że pozwanemu zabrakło pomysłu na to, jak przenieść młodych X-Men w kosmos, by mogli ratować Jean Grey. W wyniku tego nie ma mowy o pokazaniu reakcji wszystkich głównych postaci na wieść o tym, że ich koleżanka w przyszłości być może doprowadzi do zagłady całego świata. A nawet ci, którym dano trochę więcej miejsca, jak Cyclopsowi, nie wypadają zbyt przekonująco.
A przecież można było zrobić to w sposób mniej łopatologiczny, skupiający się na dylemacie, czy można kogoś osądzić za rzeczy, których nie popełnił, ale jest spore prawdopodobieństwo, że do nich doprowadzi (przykład filmu „Raport mniejszości” pokazuje, że nie musi to być nudna filozoficzna etiuda). Również pokazanie Gladiatora mogło być bardziej wielowymiarowe, ponieważ tu jawi się jako szaleniec, tymczasem może wcale nim nie jest. Wreszcie mamy też kilka zwrotów akcji, upraszczających fabułę, jak pojawienie się Starjammers, co automatycznie spowodowało, że wyprawa spółki Strażników Galaktyki i X-Men stała się mniej samobójcza.
Drażniący jest także rozdźwięk, który powoduje spotkanie obu drużyn. X-Men mają realne problemy, a ich członkini zarzuca się bardzo poważne zarzuty, przez co ich sytuacja jest o wiele bardziej poważna niż awanturniczych Strażników Galaktyki. Zabawne w założeniu tyrady Rocketa, docinki ze strony Gamory czy sama postać Groota nie licują z powagą sytuacji i psują klimat dramatu.
Prokuratura swoje uwagi kieruje również w stronę Stuarta Immonena, którego rysunki są chaotyczne, trącają infantylizmem i nie pasują do tak poważnego tematu, jakim jest proces Jean Grey. Za przykład niech tu posłuży postać Ice Mana, który wygląda jak niedorozwinięty klon z filmu „Sędzia Dredd” z Sylvestrem Stallone′em.
Biorąc powyższe pod uwagę, wnoszę do Wysokiego Sądu jak na wstępie.
Wysoki Sądzie, winszuję rozbudowanej wrażliwości i zmysłu estetycznego Pana Prokuratora, ale przypominam, że „Strażnicy Galaktyki / All-New X-Men: Proces Jean Grey” to komiks rozrywkowy, skierowany nie do doktorantów prawa, a do nastolatków, którzy od Marvela oczekują przede wszystkim rozrywki. I tę właśnie dostają. Mój klient, Pan Bendis, zadbał o to, by scenariusz nie bazował na utartych schematach, a bawi się konwencją, zadawalając zarówno nowych czytelników, którzy rozpoczęli swą przygodę po obejrzeniu filmów z serii „X-Men” i „Strażnicy Galaktyki”, jak również starych fanów, pamiętających czasy wspomnianej „Sagi o Mrocznej Phoenix”.
Dziwię się zarzutom o braku emocjonalności, albowiem to, jak do nastoletniej, niewinnej Jean Grey dociera ogrom krzywd, jakie w przyszłości ma dokonać, zostało pokazane dość dobrze. Muszę się zgodzić z tym, że nie wszyscy bohaterowie są pokazani równie dobrze, ale dzięki temu nie cierpi fabuła, która nie pozwala nudzić się czytelnikowi. Krytykowani tak Strażnicy Galaktyki wprowadzają do historii potrzebny element oddechu, by nie popaść w zbyt wielką pompatyczność. Poza tym niewątpliwie składają się z barwnych postaci, które praktycznie są samograjami w każdej sytuacji i potrafią udźwignąć każdą, nawet najbardziej ponurą fabułę.
Odnoszę wrażenie, że Pan Prokurator podszedł do całego zagadnienia zbyt życzeniowo i słysząc, że będzie miał do czynienia z Phoenix, niepotrzebnie zwizualizował sobie fabułę, stąd tak duże oczekiwania i odniesienia do „Raportu mniejszości”. Wspomniana „Saga o Mrocznej Phoenix” jest klasykiem, przy którym niejedna pozycja nie wytrzymuje konkurencji, a tymczasem „Proces Jean Grey” nie został stworzony z zamysłem ścigania się z kimkolwiek. Powtarzam, że jest to pozycja mająca na celu dostarczyć rozrywki i tak ją trzeba traktować.
Niezrozumiałe dla obrony są również zarzuty pod adresem Pana Immotepa. Jego styl jest czytelnikowi doskonale znany, ponieważ pracował nad wszystkimi czterema tomami serii „All-New X-Men”, jakie ukazały się w Polsce, i był czas, by się oswoić z jego kreską. Poza tym zaznaczam, że w zeszytach oryginalnie pochodzących z serii poświęconej „Strażnikom Galaktyki” za stronę graficzną odpowiada Sara Pichelli, której kreska jest o wiele subtelniejsza i zakładam, że podobała się Prokuratorowi, skoro o niej nie wspomniał.
W związku z powyższym, obrona podtrzymuje wniosek, by omawianą pozycję ocenić co najmniej na 80% ekstraktu, albowiem należy ją wartościować względem swojej kategorii, a nie wyimaginowanych życzeń i niepodważalnych, spiżowych arcydzieł.
Sąd po wysłuchaniu mów końcowych Prokuratury i Obrony przychyla się do tego, by pozycję będącą kwestią sporu uznać za rzecz rozrywkową, bazującą na ciekawym pomyśle, choć oczywiście niepozbawioną pewnych ograniczeń, o których wspomniała strona oskarżająca. Na pewno nie jest jednak tak zła, jak wynikałoby to z mowy Prokuratury. Z tego powodu zasądzam ekstrakt na poziomie 60% i zwrot kosztów procesowych na rzecz oskarżonego. Zamykam przewód sądowy.
