Pierwszy tom „Sagi Winlandzkiej” wprowadza nas do fascynującego, ale i okrutnego świata wikingów. Walki, podboje i grabieże są tu na porządku dziennym. Nie brakuje jednak także miejsca na szlachetność, uczciwość i honor. A wszystko to podane w formie pasjonującej opowieści.
Prawdziwy wojownik nie potrzebuje miecza
[Makoto Yukimura „Saga Winlandzka #1” - recenzja]
Pierwszy tom „Sagi Winlandzkiej” wprowadza nas do fascynującego, ale i okrutnego świata wikingów. Walki, podboje i grabieże są tu na porządku dziennym. Nie brakuje jednak także miejsca na szlachetność, uczciwość i honor. A wszystko to podane w formie pasjonującej opowieści.
Makoto Yukimura
‹Saga Winlandzka #1›
Akcja komiksu rozgrywa się w XI wieku. Już od pierwszych stron zostajemy wrzuceni w wir krwawego oblężenia trwającego gdzieś na ziemiach Franków. Oddziały wodza Jabbathe bezskutecznie szturmują położony nad jeziorem gród. Desperackie ataki nie przynoszą zamierzonego rezultatu i dwa wrogie wojska trwają w klinczu skutkującym setkami zabitych. Do tego starcia postanawia włączyć się wiking Askeladd wraz ze swoimi wojownikami. Jego celem jest zdobycie skarbu, oferuje zatem pomoc atakującym, a w zamian chce udziału w łupach. Negocjacje z wodzem wojsk prowadzących oblężenie powierza jednemu ze swoich podwładnych, młodemu Thorfinnowi. W ten właśnie sposób poznajemy głównego bohatera opowieści – gniewnego i niezwykle walecznego wojownika, którego do działania motywuje chęć zemsty za śmierć ojca. Walcząc w drużynie Askeladda dokonuje niewiarygodnych czynów, a jego odwaga granicy wręcz z szaleństwem. Wykonuje każde, nawet najniebezpieczniejsze zadanie, a w zamian chce tylko jednej nagrody – możliwości wyzwania swojego wodza na pojedynek. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta – Thorfinn oskarża Askeladda o zabicie swojego ojca i chce go zabić.
Choć najważniejszym bohaterem opowieści jest Thorfinn, to w pierwszym tomie ważne role odgrywają jeszcze dwie inne postacie. Drugą z nich jest właśnie ojciec chłopaka, którego poznajemy dzięki retrospekcji przenoszącej nas do zdarzeń, jakie rozegrały się dziesięć lat przed bitwą otwierającą tom. Thors, zwany „Jomskim Trollem”, choć był niepokonanym wojownikiem, pewnym momencie postanowił porzucić takie życie. Uciekł i osiedlił się na Islandii, by zacząć wszystko od początku. Założył rodzinę i doczekał się potomstwa. Niestety szczęście życia wolnego od przemocy nie trwało długo i na jego drodze stanął Askeladd. To jest właśnie ta trzecia ważna postać. Przywódca oddziału najemników jest bardzo niejednoznaczny. Z jednej strony to wyrachowany wojownik, stawiający ponad wszystko skarby – jest w stanie podjąć się każdego zlecenia, o ile uzna, że to mu się opłaca. Wydaje się, że nie bierze życia zbyt serio i wszystko stara się zamienić w żart. Z drugiej jednak strony, honor i uczciwość również nie są mu obce. Jego relacja z Thorfinnem równieżjest daleka od jednoznaczności. Pozornie los chłopaka w ogóle go nie interesuje i powierza mu najbardziej niebezpieczne misje. Jednak pod tą maską, kryje się chyba inne oblicze, które być może zostanie ujawnione w kolejnych tomach. Poza tym, jest w nim coś, co sprawia, że mimo wszystko trudno nie darzyć go sympatią.
Autor wprowadza do swojej opowieści także postacie historyczne, które występują obok bohaterów fikcyjnych. Widzimy na przykład Leifa Eriksona snującego pasjonujące opowieści o swoich wyprawach. Siedząc przed gromadką dzieci, w małej wiosce położonej gdzieś na Islandii opowiada o tym, jak dotarł do Winlandii, czyli dzisiejszej Ameryki Północej. Wśród słuchających go maluchów – a dzieje się to dziesięć lat przed zdarzeniami otwierającymi tom – jest także Thorfinn. To za sprawą takich opowieści chłopak zaczął marzyć o poznawaniu innych krain i dokonywaniu bohaterskich czynów.
Manga prezentuje się bardzo efektownie również pod względem graficznym. Makoto Yukimura bardzo sprawnie stosuje cały arsenał mangowych technik. Widzimy charakterystyczne dla japońskiego komiksu twarze, niezwykle dynamiczne sceny walk oraz dopracowane i pełne szczegółów tła. Rysownik używa zarówno rastrów, jak i kreskowania uzyskując zróżnicowane faktury. Szczególne wrażenie robią sceny batalistyczne – zarówno te rozgrywające się na lądzie jak i na morzu. Harmonijnie skomponowane i bardzo czytelne kadry – pomimo nagromadzenia ogromnej liczby detali – cieszą oko. Trzeba także odnotować ogromną dbałość o szczegóły – grody, wioski, budynki, wnętrza i okręty wyglądają imponująco. Ta pieczołowitość i drobiazgowość przywołuje skojarzenia z rysunkami Kaoru Mori w „Opowieści Panny Młodej”. Choć autor "Sagi Winlandzkiej" pozostaje wierny realistycznemu sposobowi prezentowania bohaterów, to jednak od czasu do czasu pozwala sobie na wyjątki. Najbardziej charakterystycznym przykładem z pierwszego tomu jest postać wodza Jabbathe. Dość powiedzieć, że nie tylko jego imię kojarzy się z postacią z Gwiezdnych Wojen.
„Saga Winlandzka” to bez wątpienia jedna z ciekawszych mang opublikowanych w tym roku na naszym rynku. Makoto Yukimura dba o najdrobniejsze detale, dzięki czemu jego opowieść oferuje nie tylko rozrywkę na najwyższym poziomie, ale ma również walor edukacyjny. Jednak pasjonująca opowieść o niesamowitych przygodach rozgrywających się na dalekiej północy zainteresuje na pewno nie tylko miłośników historii. Znajdą tu także coś dla siebie ci, którzy cenią sobie wiarygodnych bohaterów oraz pełne emocji relacje między nimi. W pierwszym tomie kluczową rolę odgrywa napięcie pomiędzy Thorfinnem i Thorsem. Ojciec i syn stanowią całkowite przeciwieństwa. Młody, porywczy, gniewny i pałający żądzą zemsty chłopak z trudem panuje nad swoimi emocjami. Natomiast doświadczony przez los wojownik, który postanowił porzucić wojenne rzemiosło i wieść spokojne życie, stanowi uosobienie spokoju, rozwagi, mądrości i poświęcenia. Jeden z nich szuka wytchnienia od wojny, drugi bez namysłu, z samobójczą zawziętością rzuca się w wir walki. Podczas lektury nasuwa się pytanie, ile zajmie młodemu Thorfinnowi zrozumienie, co jego ojciec miał na myśli mówiąc, że prawdziwy wojownik nie potrzebuje miecza.
