Komiksy o Kaczorze Donaldzie, jak i innych disneyowskich bohaterach postrzegane są głównie jako proste opowieści rysowane z myślą o najmłodszych czytelnikach. Istnieje jednak komiks z kaczką w roli głównej, który potrafi zadowolić nawet najbardziej wymagających fanów historyjek obrazkowych. To oczywiście wyróżnione w 1995 r. prestiżową Nagrodą Willa Eisnera „Życie i czasy Sknerusa McKwacza” Dona Rosy.
Pieniądze to nie wszystko
[Don Rosa „Życie i czasy Sknerusa McKwacza” - recenzja]
Komiksy o Kaczorze Donaldzie, jak i innych disneyowskich bohaterach postrzegane są głównie jako proste opowieści rysowane z myślą o najmłodszych czytelnikach. Istnieje jednak komiks z kaczką w roli głównej, który potrafi zadowolić nawet najbardziej wymagających fanów historyjek obrazkowych. To oczywiście wyróżnione w 1995 r. prestiżową Nagrodą Willa Eisnera „Życie i czasy Sknerusa McKwacza” Dona Rosy.
Don Rosa
‹Życie i czasy Sknerusa McKwacza›
„Życie i czasy Sknerusa McKwacza” ukazują się w Polsce nie po raz pierwszy. Z ponad dwustustronicowym komiksem podzielonym na dwanaście rozdziałów mogliśmy zapoznać się już w roku 2000, w dodatku polski Egmont wznowił opowieść Dona Rosy dziesięć lat później. Poza tym na łamach samego pisma „Kaczor Donald”, czy nawet w wydaniach specjalnych niegdyś bardzo popularnego wśród dzieci i młodzieży tygodnika ukazywały się historyjki, które często swoją fabułą nawiązywały do opus magnum amerykańskiego scenarzysty i rysownika. Nowe wydanie liczy blisko czterysta pięćdziesiąt stron, ponieważ oprócz wspomnianych dwunastu historyjek, zawiera ono jeszcze siedem innych komiksów, w których autor pokazuje niemniej istotne wydarzenia z życia głównego bohatera. Ponadto każdy rozdział poprzedza obszerny wstęp Dona Rosy, gdzie autor zdradza genezę danego komiksu, jak i inne fakty związane z konkretnym epizodem. Dodatkowo „Życie i czasy Sknerusa McKwacza” wzbogaca między innymi drzewo genealogiczne McKwaczów, czy fragmenty storyboardów. Tak atrakcyjne wydanie pod względem treści mogło pojawić się na naszym rodzimym rynku w związku z siedemdziesiątą rocznicą stworzenia przez Carla Barksa postaci Sknerusa McKwacza.
A tytułowej kaczki chyba zanadto przedstawiać nie trzeba. To przecież wujek Kaczora Donalda, najbogatszy fikcyjny bohater świata (Sknerus regularnie wygrywa rankingi, w których zestawiane są najzamożniejsze persony stworzone przez artystów), a zarazem wielki poszukiwacz przygód, którego osiągnięcia śmiało można zestawiać z dokonaniami samego Indiany Jonesa. Dona Rosę interesuje przede wszystkim burzliwe życie skąpej kaczki. Rysownik na kilkuset planszach prezentuje pełną wspaniałych (i oczywiście niebezpiecznych) przygód drogę ubogiego potomka szkockiego rodu aż do czasu, gdy zdobędzie niewyobrażalny w swych rozmiarach majątek. Sknerusa poznajemy zatem jako dziesięcioletnie kaczątko z biednego domu w Glasgow, które po wielu latach ciężkiej, ale i wytrwałej pracy dociera do skarbca w Kaczogrodzie.
I właśnie naszkicowanie tej pełnej przeciwności losów drogi jest niewątpliwie jednym z najmocniejszych punktów „Życia i czasów”. Mimo że komiks czytałem wielokrotnie, to podczas ponownej lektury w ogóle nie zaznałem uczucia nudy, co przecież zdarza się przy okazji kolejnego zetknięcia z również tymi najlepszymi opowieściami. Rosa wykorzystuje klasyczny schemat znany nie tylko z komiksów, lecz także z filmów i powieści (a nawet i z historii), czyli ukazuje ścieżkę od pucybuta do milionera, niemniej biografię Sknerusa kreśli w sposób tak umiejętny, że pośród kilkunastu historyjek nie sposób znaleźć taką, która mogłaby wydawać się nieinteresująca. Główny bohater podróżuje po całym świecie, ima się najróżniejszych zajęć (jest między innymi kapitanem statku, kowbojem, poszukiwaczem złota i oczywiście biznesmenem), a przy tym jest świadkiem niezliczonych wydarzeniach, które rzeczywiście miały miejsce. Twórca komiksu przywiązuje bowiem niezwykłą wagę do szczegółów, w tym także tych historycznych. Akcja komiksu rozgrywa się w latach 1867-1947 i Rosa daje swojemu bohaterowi możliwość wzięcia udziału w wielu ważnych zdarzeniach tamtych czasów. A zatem razem ze Sknerusem obserwujemy zmierzch Dzikiego Zachodu, uczestniczymy w gorączce złota w Klondike, dokładamy cegiełkę do budowy Kanału Panamskiego. Ponadto wraz z McKwaczem znajdziemy się nawet na pokładzie Titanica. Scenarzysta pokazuje swoim czytelnikom kawał historii, co więcej wprowadza tytułowego bohatera w interakcje z rzeczywistymi aktorami ówczesnych wydarzeń. Wujek Sknerus zetknie się między innymi z Wyattem Earpem, ubije korzystny interes z Mikołajem II, stoczy bitwę z Theodorem Rooseveltem, którego będzie wspierać piechota morska (atakowanie „takiej” kaczki w pojedynkę przecież nie wchodzi w grę…), a świadkiem jego niesamowitych przygód zostanie sam Jack London! Tak więc McKwacz gromadzi swój majątek na tle historycznych wydarzeń, co zdecydowanie zwiększa przyjemność płynącą z i tak znakomitej lektury. W końcu Rosa pokazuje nie tylko historię znaną ze szkolnych podręczników, ale również tę, do której dostęp mają głównie specjaliści lub wytrwali poszukiwacze najbardziej zdumiewających ciekawostek historycznych. Na wyróżnienie zasługują tutaj epizody poświęcone wspomnianej gorączce złota na granicy Alaski i Kanady. Podziw budzi ogromna kwerenda, której dokonał Rosa przed napisaniem tak bogatego w szczegóły rozdziału. Nie wyobrażam sobie, aby czytelnik „Życia i czasów” po lekturze tej opowieści nie zaczął szperać w zakurzonych księgach lub – choć to może mniej romantyczne – w Internecie, aby zaznajomić się z zarysowanymi przez Rosę wydarzeniami historycznymi.
Można zatem pokusić się o stwierdzenie, że mamy do czynienia z wielką komiksową powieścią przygodową z elementami historycznymi (jak i szczyptą niebanalnego humoru). w której bohater okrąża świat (chociaż nie w osiemdziesiąt dni, a w ciągu kilkudziesięciu lat), aby osiągnąć swój upragniony cel. W trakcie tak długiej wędrówki kształtuje się osobowość (kaczość?) głównej postaci, warto więc poświęcić charakterystyce Sknerusa chwilę uwagi. Rosa obdarza bowiem tytułowego bohatera bardzo skomplikowaną psychiką; rozterki, których doświadcza McKwacz potrafią skłonić czytelnika do refleksji nawet nad samym sobą (ile jest komiksów, które tak oddziałują na swoich odbiorców?). Z jednej strony ubogi Szkot chce zdobyć ogromny majątek, dąży do osiągnięcia korzyści materialnych, z drugiej – kolejne przygody uczą naszą dziobatą postać, że zielone banknoty i srebrne monety nie stanowią wcale o sensie życia. Rosa w sposób niezwykle przenikliwy i mądry przedstawia wewnętrzne rozterki Sknerusa, a przy tym, jak na erudytę przystało, nierzadko odnosi się zarówno do świata literatury, jak i filmu (czym nieraz pochwali się we wstępie, wszak autor jest zagorzałym kinomanem). McKwacz ma przecież duszę romantyka (do czego przed samym sobą się nie przyznaje), a jednocześnie wierzy w sens ciężkiej i uczciwej pracy, o czym tak często dyskutowano w drugiej połowie dziewiętnastego stulecia. Jako kowboj Sknerus jest nie mniej groźny niż bohaterowie grani przez Clinta Eastwooda, w swoim uporze w dążeniu do celu przypomina chociażby Martina Edena. Poza tym w komiksie bez trudu odnajdziemy nawiązania do motywów z np. „Jądra ciemności” Josepha Conrada czy ze słynnego filmu „Obywatel Kane”. Podobnie jak bohaterowie tych dzieł, tak i Sknerus niejednokrotnie mierzy się z najtrudniejszym przeciwnikiem – samym sobą, mrocznym odbiciem samego siebie. Mimo że brzmi to sztampowo, dzięki subtelności Rosy w żaden sposób nie odczujemy nachalnego, dydaktycznego tonu, jaki mógłby niebezpiecznie wyłaniać się z komiksu, który jest zdobiony przez logo Disneya.
Czytelnik, który zna świat kaczek jedynie z magazynu „Kaczor Donald”, czy z takich serii wydawniczych, jak „Gigant Poleca” lub „MegaGiga” jest przyzwyczajony nie tylko do prostych fabularnie historii, lecz także do bardzo przystępnych, niezbyt skomplikowanych rysunków, które mają przyciągnąć do siebie głównie najmłodszych fanów komiksów. Na szczęście Rosa ponownie idzie pod prąd; autor „Życia i czasów” odnalazł w disneyowskim świecie własny, charakterystyczny styl. Rysownik fantastycznie pokazuje mimikę twarzy, bez trudu radzi sobie z przedstawieniem sytuacji zarówno statycznych, jak i dynamicznych. Przede wszystkim jednak amerykańskiego twórcę wyróżnia rzadko kiedy spotykana w pracach tego typu dbałość o szczegóły. Jak już pisałem, nie pierwszy raz zetknąłem się z recenzowaną opowieścią. Historie ponownie zaprezentowane przez Egmont znam na pamięć, a mimo to, nawet teraz podziwiałem kunszt autora i jednocześnie odkrywałem na poszczególnych planszach wiele elementów, które umknęły mi podczas wcześniejszej lektury komiksu. U Rosy niezwykle ciekawie przedstawia się drugi plan; rysownik bardzo często wykorzystuje go do przedstawienia różnych zabawnych sytuacji (np. ze zwierzętami), które z powodzeniem mogłyby ukazywać się w gazetach, jako osobne, składające się z kilku kadrów, gagi. Przy tej okazji należy wspomnieć o nowym kolorowaniu „Życia i czasów”. Odbiega ono znacznie od tego, co Egmont zaproponował siedem lat temu, barwy są znacznie cieplejsze, a przy tym z należytą starannością potraktowano wreszcie wspomniany drugi plan. Zarówno w wydaniu z 2000 r., jak i w tym z 2010 r. postaci oraz najróżniejsze obiekty, które stanowiły tło, były pomalowane jednym kolorem. Tym razem jest inaczej i bohaterowie umiejscowieni na drugim planie zyskują, można rzec, osobowość. To między innymi dzięki nowej palecie barw wykorzystanej w komiksie dostrzegłem szereg szczegółów, na które wcześniej nie zwróciłem uwagi.
Jeszcze kilka słów o samym wydaniu, w końcu rzadko się zdarza, aby komiks z kaczką na okładce kosztował blisko sto złotych, miał twardą oprawę i został wydrukowany na świetnym, kredowym kolorze. Gdybyśmy zatrzymali się tylko na tej warstwie zewnętrznej, Egmont zebrałby zasłużone oklaski. Wydanie prezentuje się przepięknie, jest wręcz monumentalne i z dumą można postawić je na półce w honorowym miejscu. Niestety, gdy przyłożymy szkiełko i oko, okaże się, że wcale tak różowo nie jest. Na wielu planszach znajdują się angielskie napisy (oczywiście nie chodzi o dymki, ale o onomatopeje, tabliczki na budynkach itd.), a na jednym z rysunków, który przedstawia być może najważniejszy moment w życiu Sknerusa, widnieją słowa zapisane w języku… norweskim. Nie doskwiera to jakoś szczególnie, jednak świadczy o pewnym zaniedbaniu i pobieżnej redakcji wydania. Zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę, że nawet w obrębie jednego kadru znajdują się napisy zarówno po angielsku, jak i po polsku. Po drugie – wstępy. Rosa oczywiście jawi się jako znakomity gawędziarz, potrafi zainteresować genezą danego komiksu, jednak czytelnik musi przebrnąć przez polskie tłumaczenie, w którym co jakiś czas pojawiają się literówki, a redakcja chyba koniecznie chce wprawić czytelnika w lepszy humor, zamieszczając np. taki fragment: „Chciałem, by Sknerus spotkał się z kilkoma autentycznymi postaciami z Dzikiego Zachodu. Wszystkie oddawałem niezgodnie z opisami historycznymi tak dokładnie, jak się dało […]”.
Te niedociągnięcia bledną jednak wobec fantastycznej historii napisanej i narysowanej przez Dona Rosę. Nie powiem, że warto zapoznać się z „Życiem i czasami Sknerusa McKwacza”. Ten komiks trzeba przeczytać i to wielokrotnie. Gwarantuję, że za każdym razem będzie to owocne spotkanie. Don Rosa napisał jeszcze kilkanaście historyjek ze Sknerusem w roli głównej, który, jako już starszy kaczor, wraz z Donaldem i siostrzeńcami przeżywa liczne przygody podczas wypraw w najdziwniejsze zakątki naszej planety. Oby polski Egmont zdecydował się na wydanie także tych historyjek w równie pięknym wydaniu (ale tym razem prosimy o dokładną redakcję i korektę).
