„Pan Żarówka” to z pewnością jeden z najgłośniejszych i najciekawszych polskich komiksów 2018 roku, zasłużenie zbierający wyróżnienia w rocznych podsumowaniach. Nie inaczej będzie i u nas.
Konrad Wągrowski
Mój ojciec jest naleśnikiem, a matka się złamała
[Wojtek Wawszczyk „Pan Żarówka” - recenzja]
„Pan Żarówka” to z pewnością jeden z najgłośniejszych i najciekawszych polskich komiksów 2018 roku, zasłużenie zbierający wyróżnienia w rocznych podsumowaniach. Nie inaczej będzie i u nas.
Wojtek Wawszczyk
‹Pan Żarówka›
Groteska jako sposób mówienia o poważnych, rzeczywistych sprawach i tematach jest oczywiście zjawiskiem powszechnym i stwierdzenie, że w komiksie ta forma sprawdza się lepiej niż w filmie czy literaturze może być pewnego rodzaju przesadą. Ale też wydaje się, że przerysowanie – jak sama nazwa wskazuje – znakomicie może odnaleźć się w sztukach graficznych wydaje się już bardziej uzasadnione. I z pewnością wiele mocnych przykładów na prawdziwość tej tezy możemy odnaleźć w istotnych komiksach – choćby wśród dzieł Thomasa Otta, Charlesa Burnsa, ale także w Polsce – żeby wspomnieć tylko dzieła Jacka Świdzińskiego, Ryszarda Dąbrowskiego czy w rewelacyjnym „Stasiu i złej nodze” Tomasza Grządzieli. I właśnie z tym znakomitym komiksem miałem najwięcej skojarzeń podczas lektury monumentalnego „Pana Żarówki” Wojtka Wawszczyka.
Pisałem, że do „Przygód Stasia i złej nogi” podchodziłem z początku z rezerwą – wyjściowa koncepcja wydała mi się zbyt przerysowana i odrywająca uwagę od prawdziwego dramatu, ale z każdą kolejną stroną lektury owa rezerwa mijała i ostatecznie emocjonalna siła tej opowieści zwyciężała. Nie inaczej było z „Panem Żarówką”, który w swej koncepcji jest jeszcze bardziej szalony, ale też ostatecznie potrafi stać się opowieścią o jak najbardziej realnych przeżyciach i wyborach.
Ale może od początku. Główny bohater mieszka spokojnie ze swoimi rodzicami w przemysłowym, spowitym dymami z kominów miasteczku. Jego ojciec pracuje w maglu, zajmując się prasowaniem, miejscem pracy jego matki jest huta. Jeśli myślicie, że kobieta zajmuje się tam jakąś papierologią, księgowością, czy czymś podobnym, jesteście w błędzie. Matka bohatera w hutniczej masce na twarzy (którą czasem zapomina zdjąć po powrocie do domu) przenosi w rękach wielkie kadzie z płynnym metalem. Cóż, taka praca. Ojciec jest mocno zapracowany, matka próbuje znaleźć czas dla synka, tak czy inaczej sielanka nie trwa zbyt długo. Na skutek wypadku podczas prasowania, ojciec zostaje rozsmarowany przez ogromne żelazko. Wypadek cudem przeżywa, ale dalej musi egzystować w formie ogromnego naleśnika. Synek nie może zostać sam w domu, matka zabiera go więc do huty. Tu następuje kolejny dramat – chłopiec pomyłkowo wypija odrobinę ciekłego metalu, który całkowicie wypala mu wnętrzności. Metal jednak zastyga w formie trzech małych drucików, które zastąpią bohaterowie szkielet i dzięki którym będzie mógł zyskać swój tytułowy przydomek. Jak się bowiem później okaże – chłopak po podłączeniu do prądu zaczyna po prostu świecić. To jednak nie koniec rodzinnych tragedii – matka, przenosząc zbyt ciężką kadź, łamie się w połowie. Od tego czasu będzie potrzebowała rusztowania na kółkach, by w ogóle móc się poruszać. Nie jest więc wesoło, ale jakoś trzeba żyć. Pan Żarówka zaczyna dorastać, jego przypadłość staje się jednocześnie przekleństwem i błogosławieństwem.
Odjechane? No pewnie! Ale w żadnym momencie nie tracące kontaktu z realizmem, bo wszystkie przypadłości i przygody bohaterów mogą być odczytywane jako metafory różnych ludzkich zdarzeń. Bo w gruncie rzeczy „Pan Żarówka” jest przede wszystkim komiksem o dojrzewaniu. Bohater musi poukładać swe trudne relacje z rodzicami, które dodatkowo komplikują się po rodzinnych dramatach – ale nadal w stosunku dziecka do rodziców i rodziców do dziecka jest dużo autentycznych i złożonych emocji. Pan Żarówka musi również budować swą pozycje w rówieśniczym gronie – jego przypadłość z jednej strony może uczynić z niego wyśmiewane kuriozum, ale też, odpowiednio wykorzystane, może zwrócić uwagę otoczenia i sprawić, że staje się interesującą osobą dla swych kolegów i koleżanek. Popularność ma też oczywiście swoje koszty.
Nie zabraknie też historii uczuciowej, z również nietuzinkową dziewczyną, z problemami zarówno wynikającymi z przypadłości bohatera, jak i różnic charakterów. Owa opowieść miłosna, poprowadzona w ciekawy, nieoczywisty sposób, jest jednym z największych atutów tego komiksu. Ale staje się ona przede wszystkim drogą do głównego celu bohatera – osiągnięcia wewnętrznej równowagi, pogodzenia z losem i samym sobą. I w gruncie rzeczy o dochodzeniu do takiej harmonii jest „Pan Żarówka”.
Komiks jest rysowany w czerni i bieli, w ekspresyjny sposób, podkreślając ponury, przemysłowy charakter scenerii i pewnego rodzaju brzydotę otaczającego świata, ale w tym wszystkim jest przejrzysty i zrozumiały (w czym niewątpliwie pomagają komentarze z „offu” wygłaszane przez bohatera). Nie można nie wspomnieć o samym atrakcyjnym wydaniu – ponad 600-stronicowe dzieło opublikowane zostało w formie przypominającej czarne pudełko obwiązane trzema wiadomo z czym kojarzącymi się drucikami, nazwisko zaś autora i tytuł komiksu pojawiają się jedynie na naklejce nalepionej na okładkę. Pomysł niewątpliwie przemyślany i przyciągający uwagę do tego komiksu, z pewnością zasługującego na uwagę i jawiącego się jako jedna z najciekawszych polskich powieści graficznych ostatnich lat.
