Choć Alan Moore otwarcie wyraża dziś wrogość wobec przemysłu komiksowego, to zapewne z pewną nostalgią wspomina komiks, od którego zaczęła się jego przygoda z amerykańską branżą komiksową. Pierwszy tom nowej edycji „Sagi o Potworze z bagien” potwierdza klasę Maga z Northampton. Pomimo upływu lat komiks czyta się z prawdziwą przyjemnością.
W bagnie
[Stephen Bissette, Alan Moore, John Totleben, Rick Veitch „Saga o potworze z bagien #1” - recenzja]
Choć Alan Moore otwarcie wyraża dziś wrogość wobec przemysłu komiksowego, to zapewne z pewną nostalgią wspomina komiks, od którego zaczęła się jego przygoda z amerykańską branżą komiksową. Pierwszy tom nowej edycji „Sagi o Potworze z bagien” potwierdza klasę Maga z Northampton. Pomimo upływu lat komiks czyta się z prawdziwą przyjemnością.
Stephen Bissette, Alan Moore, John Totleben, Rick Veitch
‹Saga o potworze z bagien #1›
Album zawiera mniej więcej ten sam materiał, który już ukazał się na polskim rynku w dwóch osobnych albumach. W 2007 i 2009 roku w egmontowskiej serii „Obrazy Grozy” ukazały się dwa tomy „Sagi o Potworze z bagien”. W tamtej edycji brakło jednak pierwszego stworzonego przez Moore’a zeszytu, a dwudziestego w serii („Niedomknięte sprawy”). W ówczesnej edycji znalazł się za to tekst samego scenarzysty, którego brakło w obecnym wydaniu. Trochę szkoda, bo brytyjski scenarzysta w interesujący sposób wyjaśnia w nim swoje podejście do tworzenia komiksowego horroru. Z drugiej jednak strony, tekst nie do końca pasowałby do tego tomu, bo w drugiej jego części Moore streszcza dwudziesty zeszyt serii, który tym razem znalazł się w albumie. Dostajemy tu zatem pierwszych piętnaście zeszytów serii oraz interesujące teksty wprowadzające do tej opowieści i pozwalające usytuować ją w szerszym kontekście. Najważniejsze informacje na temat narodzin tej serii znajdziemy w otwierającym tom wstępie samego Lena Weina, natomiast tekst Neila Gaimana uwypukla istotne elementy rozdziałów znajdujących się w drugiej części publikacji.
Potwór z bagien zadebiutował w 1971 roku. Len Wein oraz Bernie Wrightson wspólnie stworzyli opublikowaną w 92 numerze magazynu „The House of Secret” opowieść o naukowcu, który w wyniku działań fałszywego przyjaciela zamienia się roślinnego potwora. Warto od razu zaznaczyć, że Moore wplótł tę opowieść do jednego ze swoich scenariuszy i dzięki temu możemy ją przeczytać w tym tomie (rozdział „Opuszczone domy”). Osobna seria opowiadająca o przygodach bagiennego stwora zadebiutowała jednak dopiero rok później. Wein i Wrighston zmienili wiele elementów pierwotnego konceptu, przenosząc opowieść z końca dziewiętnastego wieku, do czasów im współczesnych. W latach 1972-1976 ukazały się dwadzieścia cztery zeszyty i z powodu słabej sprzedaży seria została zawieszona. W roku 1982 w związku z produkcją filmu o potworze z bagien w reżyserii Wesa Cravena, DC postanowiło jeszcze raz spróbować szczęścia z tą opowieścią. Tym razem za pisanie scenariuszy, na prośbę Weina, zabrał się Martin Pasko, który stworzył dziewiętnaście zeszytów. Niestety historia o broniącym mokradeł Luizjany stworze znów stopniowo traciła czytelników i włodarze wydawnictwa postanowili coś zmienić. I właśnie w tej sytuacji do pisania nowych scenariuszy zaproszono Alana Moore’a – wówczas nieznanego jeszcze szerszej publiczności, scenarzystę zza oceanu. Autor udowodnił, że ma ciekawy pomysł na rozwój tej postaci i przekonał do siebie nie tylko wydawców, ale – co najważniejsze w tej branży – czytelników. Moore pracował nad serią w latach 1983–1987 tworząc 45 zeszytów (do numeru 64).
Alec Holland i jego żona Linda w Luizjanie pracowali nad wspomagającą wzrost roślin formułą. W wyniku wybuchu bomby pułapki naukowiec został poparzony i próbował ratować się nurkując w mętnej wodzie pobliskiego bagna. Niestety z mokradeł wynurzył się stwór w niczym nieprzypominający człowieka. Tak rozpoczęły się przygody Potwora z bagien i do tego momentu postanowił również nawiązać Alan Moore przejmując tę serię. Dokonał on jednak redefinicji tej postaci, oferując zupełnie nowe spojrzenie na jej genezę. Warto dodać, że od tego momentu taka dekonstrukcja postaci komiksowych stała się jego znakiem rozpoznawczym. Pierwsze zeszyty serii należy zatem potraktować jako stopniowe szykowanie gruntu pod dalsze opowieści. Alan Moore po swojemu konstruuje mroczny i bagnisty świat Luizjany, wprowadzając grozę na zupełnie nowy poziom.
W starciu z Floronic Manem Potwór z bagien musi nie tylko znaleźć w sobie siłę i chęć do walki, ale także postawić fundamentalne pytanie o swoje człowieczeństwo. Od tego zależy bowiem jego dalsze funkcjonowanie. Kolejne zmagania z demonami i potworami sprawiają, że jego relacje z Abigail Arcane stają się coraz bardziej zażyłe. Dwoje osamotnionych ludzi (no może nie do końca dwoje, bo jednak Potwór z bagien człowiekiem w sensie ścisłym nie jest) coraz bardziej lgnie do siebie. Pewien problem stanowi oczywiście to, że kobieta ma męża, ale z drugiej strony żyje on jednak we własnym świecie, zaludnianym przez zmaterializowane wytwory chorej i wypaczonej przez alkoholizm wyobraźni. Na planszach komiksu znajdziemy także, to pewnie efekt polityki wydawniczej DC, postaci z tego uniwersum, które Moore jednak bardzo umiejętnie włącza do swojej opowieści. Nawet pojawienie się Ligi Sprawiedliwości nie powoduje tu dysonansu – tym bardziej, że Moore w dość ironiczny sposób wprowadza superbohaterów właściwie tylko po to, by wykazać ich całkowitą bezradność wobec problemów, które pokonać może tylko Potwór z bagien. Całość kończy spektakularna i doskonale znana wszystkim fanom twórczości Moore’a scena, w której relacja pomiędzy stworem i Abigail wchodzi w zupełnie nową fazę.
Wszystkie te historie zostały zilustrowane w sposób przywołujący miłe skojarzenia z komiksowymi horrorami z lat osiemdziesiątych. Strona wizualna komiksu szczególnie przypadnie zatem do gustu przede wszystkim czytelnikom o skłonnościach do sentymentalizmu. Większość zeszytów została stworzona przez Steve’a Bissette’a i Johna Totlebena – artystów pozostających pod wyraźnym wpływem twórczości Berniego Wrightsona. Można się o tym przekonać chociażby porównując ich prace z wplecioną do rozdziału „Opuszczone domy” sekwencją narysowaną przez Wrightsona w roku 1971 dla magazynu „The House of Secret”. Rysunki wypełnione gęstym kreskowaniem, przywołującym skojarzenia z grafiką drzeworytniczą, prezentują się bardzo efektownie. Dużo tu również poszarpanej czerni, która nadaje poszczególnym opowieściom odpowiednio mroczny i groźny charakter. Tak właśnie powinien wyglądać komiksowy horror.
Pierwszy tom „Sagi o Potworze z Bagien” to prawdziwa uczta dla miłośników dobrych komiksów oraz fanów twórczości Maga z Northampton. Do tej historii trzeba przyzwyczajać się powoli, podążając krok w krok za scenarzystą, który również stopniowo i powoli oswajał się z nowymi realiami oraz podporządkowywał sobie reguły rządzące amerykańskim przemysłem komiksowym. Choć musiał oczywiście ulegać wymogom wydawcy, to za każdym razem robił to na własnych warunkach, sprawiając, że przeciętna komiksowa seria, opisująca perypetie potwora żyjącego na bagnach Luizjany stała się prawdziwym hitem.
