Na kolejną odsłonę postapokaliptycznej opowieści o mieście Bardo przyszło nam czekać dwa lata. W tym czasie zmienił się wydawca komiksu, ale nie stylistyka, w jakiej autorzy przedstawiają swoją depresyjną historię. Mrok, poczucie beznadziei oraz wszechobecna inwigilacja towarzyszą nam na każdym kroku.
„Martwi żyją, a żywi są martwi”
[Daniel Odija, Wojciech Stefaniec „Bardo #2: Rita” - recenzja]
Na kolejną odsłonę postapokaliptycznej opowieści o mieście Bardo przyszło nam czekać dwa lata. W tym czasie zmienił się wydawca komiksu, ale nie stylistyka, w jakiej autorzy przedstawiają swoją depresyjną historię. Mrok, poczucie beznadziei oraz wszechobecna inwigilacja towarzyszą nam na każdym kroku.
Daniel Odija, Wojciech Stefaniec
‹Bardo #2: Rita›
Akcja komiksu rozgrywa się w odległej przyszłości w mieście Bardo. Zgodnie ze swą nazwą znajduje się ono w stanie zawieszenia między życiem a śmiercią. Ludzkość jeszcze egzystuje, ale stoi na krawędzi zagłady i obserwuje nadchodzący nieuchronnie kataklizm. Nie ma roślin, giną ostatnie gatunki zwierząt, a świat zmienia się w toksyczną pustynię. Mieszkańcy miasta odżywiają się specjalnymi pigułkami stanowiącymi nie tylko źródło energii, ale również narzędzie inwigilacji. Niestety, w rezultacie epidemii bezpłodności ludzie przestali się rozmnażać – od dziesięciu lat nie urodziło się żadne dziecko. Ten stan rzeczy posłużył jako pretekst do wprowadzenia tzw. prawa jedynie słusznej drogi. Reprezentowana przez Naczelnego władza odbiera na jego mocy rodzicom potomstwo, by prowadzić badania genetyczne. Niestety rezultaty są marne, a obywatelom coraz mniej podoba się ta sytuacja. Narastają niepokoje społeczne, na ulicach tłumy protestujących raz po raz ścierają się z pilnującym porządku Corpusem. Co gorsza, w mieście od jakiegoś czasu w niewyjaśnionych okolicznościach znikają dzieci.
Właśnie w takim świecie żyje Stolp, którego poznaliśmy w poprzednim tomie. Snuje się ulicami popadającego w ruinę miasta i obsesyjnie wspomina swoją żonę. Rita zaginęła w tajemniczych okolicznościach ponad sześć lat temu, a on do tej pory nie może się z tej straty otrząsnąć. Mężczyzna jest łowcą – odnajduje zaginione dzieci i robi to bardzo skutecznie. Niestety sprowadza to na niego kłopoty. Po pierwsze bowiem, doceniając jego skuteczność, pewien tajemniczy jegomość zleca mu odnalezienie syna, rzekomo porwanego przez Naczelnego. Po drugie zaś, okazuje się, że niedawno odnaleziona przez łowcę trzynastoletnia dziewczynka… była w ciąży. Stolp zostaje oskarżony o porwanie i gwałt, ale udaje mu się zbiec – dzięki pomocy niepozornego, małego zwierzątka – z siedziby Corpusu. Jedynym ratunkiem jest ucieczka do Starego Miasta. To miejsce, gdzie żyją tzw. wydaleni – odrzuty z Bardo. Panuje tu specyficzne podejście do kwestii życia i śmierci. Zmarli żyją obok żywych, nie tylko w sensie metaforycznym. Łowca spotyka się z kobietą, która wprowadza go w stan chwilowej śmierci. Podczas tego seansu przemawia do niego… zaginiona żona. A może to tylko kolejna halucynacja? Tak czy inaczej, wiedza, jaką uzyskał podczas makabrycznego transu, stawia zaginięcie Rity w całkiem nowym świetle.
Drugi tom opowieści Daniela Odiji i Wojciecha Stefańca jest znacznie bardziej dynamiczny, niż w pierwszy, choć nie brakuje tu filozoficznych rozważań o naturze chylącego się ku upadkowi świata oraz socjologicznych refleksji o mechanizmach rządzących życiem społecznym. Tym razem jednak Odija stawia na akcję. Stolp zostaje zmuszony do brawurowej ucieczki i niejednokrotnie musi walczyć o przetrwanie. Towarzysząc mu w szaleńczej ucieczce, poznajemy także nowe, niebezpieczne rejony miasta Bardo. Coraz bardziej złożona okazuje się również cała intryga. Zakulisowe działania przedstawicieli trzech głównych sił – polityki, nauki i religii, uosabianych przez Naczelnego, doktora Majnda, a także Nadkapłankę Czarnego Słońca – tworzą istotny dla jej zrozumienia kontekst. Poznajemy również kolejne szczegóły dotyczące zaginionej dziewczynki oraz porwanego przez Naczelnego syna tajemniczego zleceniodawcy. Dodajmy do tego nowe informacje na temat zaginionej Rity, a uzyskamy obraz coraz bardziej intrygującej i wielowymiarowej całości.
Wszystko to nadal utrzymane w niezwykle efektownej oprawie graficznej. Stylistyka Wojciecha Stefańca jest jak zwykle rozpoznawalna już na pierwszy rzut oka. Charakterystyczna, ekspresyjna kreska w połączeniu z efektem suchego pędzla oraz litry tuszu na planszach sprawiają, że atmosfera, w jakiej toczy się opowieść, jest naprawdę gęsta i mroczna. Efektowne kadrowanie sprawia, że oglądając poszczególne plansze, naprawdę można poczuć presję wywieraną przez niszczejące, ale nadal monumentalne i przytłaczające swym ciężarem budowle. Tym razem nie brakuje tu również dynamicznych scen walk, ucieczek i pościgów nadających opowieści bardziej sensacyjny charakter. W albumie zdecydowanie wyróżnia się sekwencja halucynacji doświadczanych przez Stolpa, w trakcie której przemawia do niego zaginiona żona. Przesłanie Rity (z zaświatów?) zostało ukazane w poruszający sposób. Te plansze przywołuję pewne skojarzenia z kolażami Dave’a McKeana. Na uwagę zasługuje również kolorystyka. Psychodeliczne barwy raz po raz są kontrastowane z mrocznymi tonami podkreślającymi przygnębiający charakter miasta.
„Rita” stanowi udaną kontynuację historii o życiu w umierającym świecie. Połączenie opowieści postapokaliptycznej z mrocznym kryminałem, okraszone egzystencjalną refleksją o naturze życia i śmierci sprawdza się bardzo dobrze. Szczególnie, że towarzyszy mu wyjątkowa oprawa graficzna. Chylący się ku upadkowi świat, zdegradowane środowisko naturalne, zagrożona wyginięciem ludzkość, autorytarna władza, bezkarni naukowcy eksperymentujący na ludziach - to elementy całkiem bliskie doświadczeniu współczesnego człowieka. Brutalnie potraktowany przez życie mężczyzna, stojący u progu rozwiązania upiornej zagadki to bohater, z którym dość łatwo można się utożsamiać i kibicować jego poczynaniom. Szczególnie, gdy staje się on ofiarą prześladowań władzy próbującej uczynić z niego kozła ofiarnego. Wszystko to sprawia, że komiks czyta się z prawdziwą przyjemnością. I wynika ona nie tylko z faktu, że w naszym świecie, nie jest jeszcze aż tak źle…
