Hołdując zasadzie „kiedyś było lepiej” wydawnictwo Dark Horse, a za nim Scream Comics, zaserwowały nam wycieczkę w przeszłość. A jest to wyprawa nader interesująca, sięga bowiem autentycznych korzeni komiksowej serii „Aliens”.
Tomasz Nowak
Światy równoległe
[Den Beauvais, Sam Kieth, Mark Verheiden „Aliens. The Original Comics Series Vol. 2: Koszmarny azyl. Wojna o Ziemię” - recenzja]
Hołdując zasadzie „kiedyś było lepiej” wydawnictwo Dark Horse, a za nim Scream Comics, zaserwowały nam wycieczkę w przeszłość. A jest to wyprawa nader interesująca, sięga bowiem autentycznych korzeni komiksowej serii „Aliens”.
Den Beauvais, Sam Kieth, Mark Verheiden
‹Aliens. The Original Comics Series Vol. 2: Koszmarny azyl. Wojna o Ziemię›
Twarda okładka, barwione krawędzie kartek, powiększony format to słuszna oprawa dla tytułów, które zasłużenie noszą miano klasyków. W niniejszym tomie pomieszczono dwupak takich klasycznych pozycji, powstałych u zarania Obcych.
Wbrew nocie na okładce, sukces „Aliens” jest dziełem Ridleya Scotta. Choć, fakt, nakręcona w siedem lat później druga cześć tej filmowej sagi odświeżyła pamięć i przysporzyła jej jeszcze większej popularności. I to właśnie w ślad za nią poszły różne dodatkowe produkcje tworzące expanded universe Obcych. W efekcie ich fabuły opierać się będą odtąd głównie na zmaganiach, jakie z ksenomorfami podejmować będą coraz to nowe grupy jeszcze lepiej uzbrojonych i wyszkolonych komandosów.
W dwa latach po premierze filmu „Obcy – decydujące starcie” ukazały się komiksy, których scenariusze stworzył Mark Verheiden. Te pierwsze, jeszcze czarno-białe, w serii The Original Comics Series, Scream Comics przypomniał w tomie „czarnym”. W „niebieskim” znalazły się kolejne dwa tytuły, stanowiące kontynuacje losów tych samych filmowych bohaterów. Tyle że już w kolorze.
Są to znani z 2 i 3 części „Obcego” Dwayne Hicks i Rebecca „Newt” Jorden. Żadnym spoilerem nie będzie zaanonsowanie deklarowanej już w przedmowie Verheidena obecności Ripley. Nim jednak pojawi się weteranka wojen z Obcymi, w gronie głównych bohaterów znajdzie się jeszcze uszkodzony android Butler, który posłuży scenarzyście do zaskakująco złożonego rozwinięcia tematu więzi łączących robota z Newt. Dla dziewczyny stanowi on wyraźnie poszukiwanie azylu, odskoczni od koszmarnych przeżyć, których zaznała wcześniej na Acheronie.
Mark Verheiden rozwinął dzieje postaci uratowanych z filmu „Obcy – decydujące starcie”, osadzając je w świecie przez ksenomorfy już zdominowanym. Żyją w okolicznościach, z których nie wszyscy zdają sobie albo chcą zdawać sprawę. Wojskowi z bazy, pod przewodem szalonego generała Spearsa, wciąż marzą o wykorzystaniu Alienów do własnych celów i im podporządkowują wszystkie wysiłki. Tym chętniej, że zdają się one przynosić pewne skutki… Rysunki do „Koszmarnego azylu” stworzył Kanadyjczyk Den Beauvais, mający wcześniej za sobą doświadczenia głównie jako ilustrator i twórca okładek. Tutaj widać, że stara się swą realistyczną kreską nawiązać do estetyki filmów, szczególnie Scottowego oryginału. Przepełnione intensywnymi, bujnymi kolorami ilustracje niosą w sobie całą gamę doznań.
„Wojna o Ziemię” wyszła spod ołówka i piórka już kogoś zupełnie innego, bo Sama Kietha, mającego już w dorobku pracę choćby nad Gaimanowym Sandmanem. Jego ujęcie jest diametralnie odmienne od Beauvaisa. Przypomina ono wiele tytułów powstających w latach 80. Niesamowicie różnorodnie skonstruowanym planszom nie towarzyszy niestety szczególna dbałość o rysunki. Bardzo ostre, grube konturówki kontrastują tu z delikatnym, opartym na akwarelowych barwach wnętrzem. Choć kadrowanie znamionuje wiedzę o technice i zrozumienie medium, sama zawartość poszczególnych ilustracji jest nader uboga. Króluje w nich niespójność i niekonsekwencja – również w kolorach – co czasem skutkuje wszechogarniających chaosem. Postaci pozbawione wyrazistości bywają płaskie i czyta się je niekiedy z trudem. Tła pozostają porzucone samym sobie. Nie pomaga to w wyłowieniu niuansów i interakcji, którym scenarzysta poświęcił sporo miejsca. Jedyne, co budzi respekt, to ksenomorfy, ale tych akurat nie ma tutaj znowu aż tak wiele.
Tylko zamysł Verheidena, jego spójny tok narracji nadaje obu tym komiksom wspólny mianownik. Scenarzysta włożył w oba bardzo dużo treści i obficie korzystał przy tym z prawa pioniera. Zresztą, refleksje, które podsuwa i budzi, są całkiem interesujące. Nawet w tej drugiej, zdecydowanie mniej dynamicznej i spójnej graficznie części. Już sam jej tytuł – „Wojna o Ziemię” – sugeruje, w jakiej sytuacji stawia bohaterów. Nie jest to wszak prosta nawalanka, z jaką w serii Aliens będziemy mieć do czynienia w wielu późniejszych komiksowych kontynuacjach.
Jakość scenariuszy Verheidena została doceniona choćby faktem, iż zostały one w 1993 roku zbeletryzowane. Steve i Stephani Perry, autorzy wersji książkowej obu historii, posłużyli się nowymi imionami bohaterów – Wilks, Billie i Bueller – ale sedno pozostało takie samo.
Ta zmiana imion została wymuszona. W 1993 roku do kin wszedł film „Obcy 3”, który zaprzeczył historiom znanym z „niebieskiego” tomu. W kolejnych wydaniach zatem zmieniono imiona głównych bohaterów, a oryginalne historie i ich związek z filmami poszły w zapomnienie. Edycja w ramach The Original Comics Series pozwala wrócić do nich w pierwotnej postaci. Nie przywraca tylko oryginalnych tytułów. Oryginalne „Alien Books 2” z 1990 roku pozostało „Nightmare Asylum”, podobnie jak późniejsze „Earth War”, które zastąpiło może nie tak pompatyczne, ale bardziej intrygujące, pierwotne „Female War” z 1991 roku. Tak czy owak dzięki lekturze obu w tej właśnie postaci można samemu ocenić „światy równoległe” Aliensów i zdecydować, która z kontynuacji tak naprawdę była lepsza – filmowa czy komiksowa?
Na deser czytelnik niebieskiego tomu TOCS otrzymuje przegląd imponujących grafik okładkowych zeszytów z obu serii. Nie są to jednak wszystkie okładki, które towarzyszyły edycji oryginalnej.
Komiksy Verheidena w kolejnych latach musiały wywalczyć sobie nowe miejsce w alienowym świecie. To jednak w tej właśnie pierwotnej postaci wywarły w nim niezatarte piętno. Wyznaczyły bowiem kierunki rozwoju fabuły, jakie podjęli twórcy kolejnych kontynuacji czy to w grach czy w literaturze, czy też oczywiście w komiksach. Przez apokaliptyczność swych wizji Verheiden mówi nawet wyraźniej niż filmy, że kosmiczni zabójcy to zwierciadło ludzkiej samozagłady. Prędzej czy później odbiją się w nim wszystkie najgorsze, ale też najlepsze cechy człowieczeństwa. Wybór, przy których zostaniemy, należy do nas. Optymizmem scenarzysta nie powala, ale nadzieja wciąż się tli.
Trudno takie wydawnictwo ocenić z dystansem. Mamy niepowtarzalną okazję sięgnąć do najstarszych komiksów w serii w oryginalnej postaci, dziś już niedostępnej, do tego wydanych w powiększonym formacie, co zawsze podnosi atrakcyjność lektury. Z drugiej strony, zawartą w tym dwupaku „Bitwę o Ziemię” trudno uznać za dzieło wielkie, zwłaszcza w warstwie rysunku. Kładąc jednak na szali doznania stricte artystyczne oraz wartość historyczno-poznawczą, ta druga winna przeważyć.
Plusy:
- możliwość sięgnięcia do korzeni serii w ładnym wydaniu – rzecz bezcenna
- pogłębiona refleksja nad człowiekiem i jego dziedzictwem
- przywrócenie pierwotnego kształtu obu historiom
- powiększony format
- znakomicie, z rozmachem odrysowany świat w „Koszmarnym azylu”
Minusy:
- papier wchłaniający kolor
- trochę mniej spójna fabuła „Bitwy o Ziemię”
- zdecydowanie słabsze grafiki „Bitwy o Ziemię”
