A oto kolejny „Kryzys” w uniwersum Detective Comics. Nazwa odrobinę na wyrost, bo rozmachem i skutkami wydarzenie to nie może się mierzyć z innymi słynnymi „kryzysami”. To dziewięcioodcinkowa miniseria wydana na przełomie 2018 i 2019 roku plus kilka pojedynczych numerów „Flasha” i „Batmana”. Komiks dziwny, często krytykowany i nie do końca udany. A przecież nie powinno tak być, napisał go w końcu autor tak entuzjastycznie przyjętego „Visiona”.
Nie jesteś sam
[Jorge Fornes, Mitch Gerads, Tom King, Clay Mann, Travis Moore, Lee Weeks „Kryzys bohaterów” - recenzja]
A oto kolejny „Kryzys” w uniwersum Detective Comics. Nazwa odrobinę na wyrost, bo rozmachem i skutkami wydarzenie to nie może się mierzyć z innymi słynnymi „kryzysami”. To dziewięcioodcinkowa miniseria wydana na przełomie 2018 i 2019 roku plus kilka pojedynczych numerów „Flasha” i „Batmana”. Komiks dziwny, często krytykowany i nie do końca udany. A przecież nie powinno tak być, napisał go w końcu autor tak entuzjastycznie przyjętego „Visiona”.
Jorge Fornes, Mitch Gerads, Tom King, Clay Mann, Travis Moore, Lee Weeks
‹Kryzys bohaterów›
„Sanktuarium” jest tajną placówką superbohaterską, założoną przez Trójcę (Wonder Woman, Superman, Batman), której głównym celem jest pomoc herosom DC w przezwyciężeniu ich życiowych traum, powstałych w wyniku ciągłej walki ze złem i obcowania z przemocą. Miejsce to, zarządzane przez kryptońską sztuczną inteligencję, oferuje w pełni anonimowe terapie w „salach symulacji”, polegające na „przyglądaniu się sobie” – wszystko jest ściśle tajne i ukryte przed światem. Informacja o tym, że nadludzie zmagają się z problemami psychicznymi, jest przecież ostatnią jaka powinna trafić do społeczeństwa. Niestety pewnego dnia dochodzi do masowego morderstwa na terenie placówki – wszystko wskazuje na to, że odpowiedzialni są Harley Quinn i Booster Gold, „największy superbohater, o którym nikt nie słyszał”. Trójca rusza w pogoń za podejrzanymi, a ci z kolei, korzystając z pomocy Batgirl i Blue Beetle, próbują rozwiązać zagadkę na własną rękę. Tymczasem tajne dane o Sanktuarium i traumach superbohaterów zaczynają w niewytłumaczalny sposób wyciekać na zewnątrz.
Jeśli w tytule komiksu DC widnieje słowo „kryzys” skojarzenia pojawiają się od razu. Tom King powiedział, że jego celem nie była jednak żadna rewolucja ani redefiniowanie uniwersum wzorem Pereza i Wolfmana. Wszystkie „kryzysy”, które zapoczątkował ten „na nieskończonych ziemiach” w każdym kolejnym wydaniu były coraz bardziej kameralne i ukierunkowane na postacie a nie budowę świata. „Kryzys bohaterów” nawiązuje przede wszystkim do wydarzeń z komiksu „Uniwersum DC – Odrodzenie”, które zamknęły świat „The New 52” i zapoczątkowały nową erę w Detective Comics. Tom King bardzo ciekawie rozwija tę historię i jej konsekwencje, odchodząc od analizy samych „wydarzeń” na rzecz wiwisekcji postaw bohaterów. Przy czym, co u Kinga jest normą, bierze on znane wszystkim postacie, miesza im ostro w głowach, sprowadza na krawędź przepaści, poddaje wielkiej presji i patrzy co się dzieje. Charakterystyczne zagranie, którego przykładów nie trzeba daleko szukać – jego „Mister Miracle” opowiada o naprawdę „popieprzonym bohaterze”. Scott Free, człowiek żyjący pod wpływem niewyobrażalnej traumy, walczy ze „swoim Darkseidem” i znajduje sporo wewnętrznej siły, aby się z tym wszystkim uporać.
W „Kryzysie” King znowu skupia się na zagadnieniu traumy, przy czym uzasadnia jej istnienie głównie obecnością przemocy. Bohaterowie DC cierpią na syndrom stresu pourazowego, w końcu żyją przemocą na co dzień. Sanktuarium ma być miejscem terapii i przezwyciężenia wstrząsu. Temat ciekawy, niemal taki sam jak w poprzednim komiksie Kinga – herosi DC stają się bardziej ludzcy ze swoimi problemami, strachem i cierpieniem. Czy „zwykli” ludzie powinni zacząć bać się superbohaterów, skoro ci są niezrównoważeni? Czy wręcz przeciwnie – fakt istnienia Sanktuarium powinien ich uspokoić, bo w końcu metaludzie mają swoją własną, dostosowaną dla nich kozetkę? Wiemy w końcu, że większość uśmiechów na ich twarzach jest ledwo przyklejonych, a za nimi kryją się całe pokłady bólu. A od niego nie można uciec, bo dopiero po jego oswojeniu i doświadczeniu w pełni, możemy z traumy wyjść – na tym polega właśnie superbohaterstwo. W ostatecznym rozrachunku najważniejszym wnioskiem płynącym z „Kryzysu bohaterów” jest to, że nikt tak naprawdę nie jest sam, choćby miał takie wrażenie. Bo ktoś inny jest zawsze większym Hiobem niż ty, nawet jeśli trudno jest ci w to uwierzyć.
Takie podejście jest oczywiście mocno symboliczne i pomija całe spektrum innych właściwości, którymi powinien charakteryzować się dobry komiks. Idea jaka przyświecała Kingowi jest znakomita – nie wystarczy jednak tylko ona. Trzeba ją jeszcze dobrze zrealizować w postaci fabularnej historii. I tu nie poszło chyba tak, jak powinno. Otóż autor podporządkował swej idei wszystkie elementy tworzonego komiksu – wszystko kosztem wiarygodności postaci, logiki, dialogów i chyba też trochę szacunku dla inteligencji czytelnika. Postacie potraktowane są bardzo instrumentalnie i powierzchownie, poprowadzone są w sposób niewiarygodny, bo oderwany od ich charakterystyk ukształtowanych przez lata „kariery” w komiksach. To nie Batman, Superman czy Wonder Woman tylko ich odpustowe figurki, które King ustawia przed czytelnikiem i tłumaczy na ich podstawie o co mu chodzi. Robi to niestety trochę łopatologicznie, naiwnie a nawet nieco obraźliwie – pierwsze spotkanie Harley ze ścigającą ją Trójcą jest po prostu kuriozalne. Sama Harley zresztą usilnie walczy o tytuł najbardziej irytującej i męczącej postaci komiksowej – jest karykaturą samej siebie z innych historii obrazkowych. Wiadomo, figurka ulepiona ze stereotypów. Wymienić można by jeszcze kilka przykładów – Sanktuarium i niezrozumiałe, absurdalne metody terapii, które pogłębiają kryzysy egzystencjalne, zamiast je leczyć; przemowa Supermana; samo zawiązanie intrygi i jej późniejsze wyłożenie (całkowicie oderwane od zasad logiki i bez krzty wiarygodności). Wspominałem już o Harley Quinn? Można te wady ignorować, bo przecież komiks jest bardzo „meta” i w ogóle, ale raczej się nie da.
Plusy? Fajne są sceny w „konfesjonale”, czyli swego rodzaju kozetce z kamerą, przed którą siadają po kolei bardziej lub mniej znani herosi. Ich spowiedzi może i czasem trącą banałem, ale czasem są świetne i bardzo fajnie pomyślane (Black Canary, Batgirl). Co jeszcze? Grafika. Rysuje przede wszystkim Clay Mann, przy udziale Lee Weeksa i Mitcha Geradsa, którego dobrze znamy z „Mister Miracle”. Wyszła taka naprawdę fajna superbohaterszczyzna trochę w stylu Jima Lee – Batgirl pręży się w każdej możliwej pozie, niczym Psylocke i reszta „X-Women” na początku lat dziewięćdziesiątych, nawet jeśli poza nie przystaje do sytuacji. Wszystko jest jednak bardziej realistyczne i dopracowane – zarówno postacie, scenografie jak i tła. Tak właśnie powinien wyglądać „typowy” komiks superbohaterski.
Tom King wspominał, że pracuje w rytmie, który ciągle stawia go przed wymagającymi deadline’ami – dlatego też skupia się tylko na jednym zadaniu. Chce zawsze oddać na czas najlepszą historię, jaką tylko potrafi napisać – najlepszą w jego rozumieniu. Nie ma czasu na kalkulacje reakcji czytelników, zachowań rynku i dbać o inne aspekty wydawnicze. Zatem jego scenariusze są zawsze bardzo osobiste i subiektywne, co może powodować skrajne reakcje odbiorców. Tak też było po publikacji „Kryzysu bohaterów” – wielu fanów i znawców DC było bardzo niezadowolonych z pewnych rozwiązań – nazwijmy to – „personalnych”. Ale King zaznacza, że samych bohaterów narzuciło mu wydawnictwo – miał być ten, ten i ten. On dostarczył po prostu ogólny zarys scenariusza. Nie zmienia to jednak faktu, że tym razem masz, czytelniku, prawo do narzekać – i nie jesteś sam.
