Historia opisana w „Domu pokuty” byłaby może i zbyt wydumana, gdyby nie to, że jest prawdziwa. No, prawie…
Strzeż się tych miejsc
[Ian Bertram, Peter J. Tomasi „Dom Pokuty” - recenzja]
Historia opisana w „Domu pokuty” byłaby może i zbyt wydumana, gdyby nie to, że jest prawdziwa. No, prawie…
Ian Bertram, Peter J. Tomasi
‹Dom Pokuty›
Historia rodu Winchesterów, tego od broni palnej, nie jest u nas powszechnie znana. W Stanach Zjednoczonych obrosła jednak mitem i przedostała się do popkultury. We własny sposób postanowili opowiedzieć ją twórcy „Domu pokuty”, czyli scenarzysta Peter J. Tomasi i rysownik Ian Bertram. Przy okazji uzupełnili ją o atmosferę grozy, której nie powstydziłby się sam H. P. Lovecraft. Choć w miejscu Wielkich Przedwiecznych występują zbłąkane, cierpiące dusze zmarłych.
Warren Peck to zabójca do wynajęcia. Nie ma skrupułów i obojętne mu, czy strzela do mężczyzn, kobiet, czy dzieci. W trakcie wykonywania ostatniego zadania (pozbycia się kilku Indian), zostaje ranny. W malignie trafia do miasteczka San Jose w Kalifornii, w którym wdowa po panu Winchesterze nadzoruje przedziwną budowę. Stawia gigantycznych rozmiarów posiadłość, która ma nigdy nie być ukończona, zaś prace nad nią mają trwać bezustannie dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu. Co chwilę zmienia koncepcję, każąc robotnikom dostawiać schody prowadzące donikąd, albo drzwi wyjściowe na piętrze. Warren postanawia się tam przyczaić, dopóki nie odzyska sił. Jednak miejsce to coraz bardziej go fascynuje.
I nas także. Szybko bowiem odkrywamy, że pani Winchester jest nawiedzana przez nieziemskie moce. Choć wciąż cierpi po stracie dziecka i męża, dodatkowo nękają ją wizje rozlanej krwi za pośrednictwem karabinów, które produkuje jej firma. Budowany przez nią dom ma na celu powstrzymać zmarłych, by nie dostali się do naszego świata. W tym celu musi być bezustannie rozbudowywany. Zgodnie z przepowiednią, jeśli zamilkną młotki budowlańców, pani Winchester zostanie porwana do piekielnych czeluści.
Przyznam, że gdy zabrałem się za lekturę „Domu pokuty”, nie miałem pojęcia, że opisywane w nim lęki głównej bohaterki stanowią sugestywną, artystyczną wizję tego, co przeżywała naprawdę. Otóż prawdziwa pani Winchester święcie wierzyła w to, że jest przeklęta i jedynym ratunkiem dla jej duszy jest ciągłe przerabianie posiadłości, która z biegiem lat rozrosła się do niebotycznych rozmiarów, zawierając takie architektoniczne kwiatki, jak wspomniane schody donikąd, czy okno w podłodze.
Scenarzysta jednak nie skupił się na suchym przedstawieniu faktów. Przede wszystkim uwypuklił dramat wdowy, prezentując dogłębne studium żałoby, albowiem nade wszystko pani Winchester nie może poradzić sobie ze świadomością, że jej najbliżsi odeszli. Jednym z najbardziej poruszających kadrów komiksu jest ten, gdzie widzimy ją, kiedy rozkłada na łóżku ubrania męża i córki, tak, jakby mieli zaraz przyjść i się w nie ubrać, po czym przykrywa je kołdrą i kładzie się obok, śpiewając kołysankę.
A skoro jesteśmy przy grafice, to należy podkreślić, że bez prac Iana Bertrama „Dom pokuty” zapewne nie robiłby tak oszałamiającego wrażenia. W pierwszej chwili jego rysunki mogą wydać się szkaradne, albowiem portretowani przez niego ludzie są przedstawieni w bardzo nienaturalny sposób. Pani Winchester na ten przykład portretowana jest z głową i wielkimi oczyma, jakby była kosmitą. Czasem kadry zachwycają szczegółowością i odwzorowaniem najdrobniejszych detali w tle, by tuż obok znalazły się takie, które drugiego planu są całkowicie pozbawione. Do tego dochodzą przedziwne, psychodeliczne wizje, niczym z koszmarów Lovecrafta, kiedy to bohaterów otaczają czerwone macki, albo wręcz toną w odmętach krwi. A jednak po chwili lektury nie sposób sobie wyobrazić, by ten komiks był narysowany przez kogoś innego. Ta surrealistyczna kreska idealnie wpasowuje się w paranoiczną wymowę całości, potęgując nastrój grozy. A apogeum pracy Bertrama otrzymujemy pod koniec, kiedy tworzy kadr, na który składa się… sześć stron. Aż chciałoby się nabyć jeszcze dwa egzemplarze „Domu pokuty”, by wyciąć z nich odpowiednie kartki i ułożyć z nich przerażającą panoramę.
Przyznam, że jestem pod ogromnym wrażeniem omawianej pozycji, która w umiejętny sposób miesza fikcję z prawdą, zanurzając się w odmętach najczarniejszego horroru. Powinni po nią sięgnąć wszyscy miłośnicy twórczości Samotnika z Providence, ale nie tylko. To rzecz dla tych, którzy uważają, że w komiksach nie da się wytworzyć nastroju grozy, niczym w książkach, czy filmach, aby przekonali się, że jest to możliwe. Pozostaje tylko żałować, że egzemplarz „Domu pokuty” trafił do redakcji zbyt późno, by został uwzględniony na liście najlepszych komiksów minionego roku, bo bezdyskusyjnie na to zasługuje.

Literówka.
JEST: karząc - od karać
POWINNO BYĆ: każąc - od kazać