Przyznam, że nie spodziewałem się, iż scenarzyście Danielowi Koziarskiemu i rysownikowi Arturowi Rudusze wystarczy paliwa na tak długą serię o przygodach Kapitana Szpica. Zazwyczaj tego typu dzieła – humorystyczne i parodystyczne – kończą swój żywot po dwóch-trzech zeszytach, a tu, proszę, ukazuje się już piąty: „Kapitan Szpic i upiory przeszłości”.
Fajnie napić się Koka-Koli
[Daniel Koziarski, Artur Ruducha „Kapitan Szpic #5: Kapitan Szpic i upiory przeszłości” - recenzja]
Przyznam, że nie spodziewałem się, iż scenarzyście Danielowi Koziarskiemu i rysownikowi Arturowi Rudusze wystarczy paliwa na tak długą serię o przygodach Kapitana Szpica. Zazwyczaj tego typu dzieła – humorystyczne i parodystyczne – kończą swój żywot po dwóch-trzech zeszytach, a tu, proszę, ukazuje się już piąty: „Kapitan Szpic i upiory przeszłości”.
Dziękujemy wydawnictwu Ongrys za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego komiksu
Daniel Koziarski, Artur Ruducha
‹Kapitan Szpic #5: Kapitan Szpic i upiory przeszłości›
Tytuł można rozumieć dwojako, bo przecież dla tych, którzy wychowali się i dorośli w czasach Polski Ludowej i nie wspominają jej z nostalgią (tak, są tacy!), już same postaci kapitana Szpica i pułkownika Czekoladki mogą być tytułowymi „upiorami przeszłości”. Ale to jednak nie ich miał tak naprawdę na myśli Daniel Koziarski, tworząc scenariusz najnowszego zeszytu serii. W tym przypadku sięga znacznie głębiej w przeszłość, bo aż do czasów… drugiej wojny światowej. Czy to zaskakujące? Nic z tych rzeczy. Przecież twórcy oryginalnych opowieści o Janie Żbiku również wykorzystywali motyw nazistów powracających do Polski po latach, by zagarnąć ukryte w czasie okupacji skarby. Tak było chociażby w „
Tajemnicy ikony” (1970), jak również w dylogii „
Człowiek za burtą” i „
Gotycka komnata” (1972). Tak jest też w „Upiorach przeszłości”.
Akcja rozgrywa się w nadbałtyckim miasteczku N., w którym nudzące się emerytki założyły Detektywistyczny Klub Seniora, wykorzystując w ten sposób swoje naturalne predyspozycje do wkładania nosa w nie swoje sprawy. Przyglądając się wszystkim i wszystkiemu, wpadają jednak na pewien istotny trop – dostrzegają nadnaturalną aktywność grupy niemieckich turystów i wiążą to z krążącymi od lat plotkami na temat ukrytego w mieście w czasie wojny skarbu nazistów. Czym zresztą ściągają na siebie gniew poszukiwaczy. Z czasem kolejne emerytki są eliminowane z gry; jedyną, która pozostaje przy życiu i zmysłach, jest Zenobia Makrel. Staje się więc przewodnikiem przybyłych do N. oficerów Komendy Głównej, w tym samego pułkownika Czekoladki, który decyduje się wezwać na pomoc także kapitanów Michała i Szpica (ba! w jednej scenie pojawia się nawet ponętna porucznik Koka-Kola).
Nie ma wątpliwości, że „Upiory przeszłości” to, jak do tej pory, najbardziej zwariowana odsłona przygód Szpica. W dużym stopniu dlatego, że scenarzysta postanowił zlepić opowieść z pojedynczych epizodów, które z kolei opierał na klasycznych slapstickowych gagach i humorze słownym. Czasami może nawet aż do przesady. Nie ma bowiem praktycznie zdania, w którym Koziarski nie posłużyłby się gierką słowną. Choć z drugiej strony sprawia to, że czytelnik za każdym razem czytając komiks, odkryje jakiś nowy żart, na który wcześniej nie zwrócił uwagi. Jest to też poniekąd dowód na to, że pisarz przykłada się do swojej pracy, długo i z lubością dłubiąc w zakamarkach języka polskiego. Na szczęście nie zapomina przy tym o innych elementach składających się na udaną parodię. Jak na przykład zabawni bohaterowie. W „Upiorach przeszłości” na czołową postać tego typu wyrasta… nie, wcale nie Szpic, lecz chorąży Kuśka.
Nie brakuje także scenariuszowych wycieczek w zamierzchłe czasy polskiego komiksu. Przywołany zostaje przede wszystkim – zapewne z okazji niedawnej reaktywacji – magazyn „
Relax” (vide „Opowieści nie z tej sieni”, „Gigant” i „Lama w kosmosie”). W jednej, rozgrywającej się w szkole scenie widzimy natomiast trzech klasycznych rodzimych autorów opowieści rysunkowych z egzemplarzami „Świata Starych” w rękach. Rozpoznacie ich bez trudu. I przy jednym uronicie łzę. Od strony graficznej nie należy oczekiwać żadnych zaskoczeń. Co wcale nie jest złą informacją. Artur Ruducha znakomicie bowiem czuje się w podobnych klimatach i doskonale wie, jak uwypuklić słowny humor Daniela Koziarskiego. Jest przecież wyśmienitym karykaturzystą. Jeżeli macie już w swoich zbiorach „
Wielki Cyrk” (2018), „Czarną Niechcesete” (2019), „
Popielniczkę z negatywką” (2019) oraz „Tajemnicę starej naczepy” (2020) – po „Upiory przeszłości” sięgniecie na pewno. Jeżeli nie macie – zróbcie to jak najszybciej. Czeka Was dobra zabawa!
