To właśnie od wydania tej powieści zaczęła się kariery Agathy Christie jako autorki bestsellerowych kryminałów. To właśnie w tej powieści po raz pierwszy zaistniał genialny detektyw światowej sławy Herkules Poirot. To właśnie tę powieść przerobiono na komiks i wydano z okazji stulecia publikacji. Chodzi o „Tajemniczą historię w Styles”.
W gnieździe os
[Romuald Gleyse, Jean-Françoise Vivier „Agatha Christie: Herkules Poirot. Tajemnicza historia w Styles” - recenzja]
To właśnie od wydania tej powieści zaczęła się kariery Agathy Christie jako autorki bestsellerowych kryminałów. To właśnie w tej powieści po raz pierwszy zaistniał genialny detektyw światowej sławy Herkules Poirot. To właśnie tę powieść przerobiono na komiks i wydano z okazji stulecia publikacji. Chodzi o „Tajemniczą historię w Styles”.
Romuald Gleyse, Jean-Françoise Vivier
‹Agatha Christie: Herkules Poirot. Tajemnicza historia w Styles›
W ubiegłym roku minęła dokładnie setna rocznica od publikacji pierwszej powieści kryminalnej światowej „mistrzyni zbrodni”, czyli Agathy Christie. Przygotowując się do niej, szwajcarska (genewska) oficyna Paquet już w 2017 roku zaczęła wydawać komiksowe adaptacje najsłynniejszych opowieści detektywistycznych brytyjskiej autorki. Na początek ukazały się „
Noc w bibliotece” (z panną Marple w roli głównej), „
Tajemniczy przeciwnik” (z lubiącym wplątywać się w niebezpieczne przygody małżeństwem Beresfordów) oraz „
Morderstwo w Orient Expressie”, w którym pojawił się sympatyczny, choć zadufany w sobie (aczkolwiek nie bez powodu) Herkules Poirot. A to był zaledwie początek. Dopiero później nastąpił prawdziwy wysyp i kolejno ukazały się: „Tajemnicza historia w Styles”, „Śmierć na Nilu”, a całkiem niedawno także „A.B.C.” i „Rendez-vous ze śmiercią” – wszystkie zaliczane do kanonu śledztw prowadzonych przez belgijskiego detektywa.
„Tajemniczą historię w Styles” Christie napisała w samym środku pierwszej wojny światowej, to jest w 1916 roku. Do sprzedaży powieść trafiła jednak dopiero cztery lata później, kiedy już ucichły armaty, a Europa zaczęła lizać rany i powoli odbudowywać się ze zniszczeń (choć oczywiście nie wszystkim krajom było to w tym momencie dane). Co ciekawe, pierwsza książka z Herkulesem Poirot najpierw ukazała się w Stanach Zjednoczonych, a dopiero po roku w ojczyźnie pisarki. Adaptacji tego dzieła podjął się francuski scenarzysta Jean-François Vivier i było to pierwsze jego podejście do tak „lekkiego” tematu. Wcześniej bowiem specjalizował się w komiksach wojennych („Herr Doktor”, 2015-2021; „Geneviève de Gaulle-Anthonioz”, 2019) oraz biograficznych, nierzadko o tematyce stricte religijnej („Franz Stock”, 2016; „Maksymilian Kolbe. Święty w Auschwitz”, 2019; „Bazylika Sacré-Cœur na Montmarte”, 2020). Wzięcie na warsztat klasycznego kryminału musiało być dla miłą odskocznią.
Akcja komiksu, który notabene jest bardzo wierną adaptacją powieści, rozgrywa się w czasie wojny. Młody żołnierz Arthur Hastings z powodu odniesionych na froncie ran zostaje odesłany do Anglii i zdemobilizowany. W Londynie na ulicy spotyka przypadkowo Johna Cavendisha, swego przyjaciela z czasów nastoletnich, który – jak przed laty – zaprasza go do spędzenie kilku dni (a może i więcej) w jego rodzinnej posiadłości Styles Court. Hastings, który i tak nie ma nic lepszego do roboty, wyrusza więc na wieś, aby odetchnąć po frontowych trudach. Jak się okazuje, wpada prosto w gniazdo os. Sytuacja w rodzinie Johna jest bowiem nadzwyczaj skomplikowana. Obecną właścicielką majątku jest macocha braci Cavendishów (drugi z nich to Lawrence), która wyszła za ich ojca, gdy ten owdowiał. A potem ona sama została wdową i wtedy skutecznie zakręcił się wokół niej znacznie od Emily młodszy Alfred Inglethorp – człowiek, o którym niemal wszyscy mówią to samo: „odrażający typ”. I takie też jest pierwsze wrażenie Arthura.
Cała rodzina Cavendishów (dochodzi do tego jeszcze żona Johna, piękna Mary) jest nastawiona do niego skrajnie negatywnie. Nikt nie wierzy w jego wielką miłość do starej Emily; podejrzewają, że chodzi mu tylko o pieniądze. A jak na razie, wszystko wskazuje na to, że po śmierci macochy, to on będzie głównym spadkobiercą. I chociaż pasierbowie wraz z Mary starają się staruszce otworzyć oczy, na nic się to zdaje – kobieta wydaje się być zaślepiona. Sytuacja w Styles Court jest więc skrajnie napięta i nie rozładowuje jej nawet opuszczenie posiadłości przez Evelyne Howard, która porzuca pracę sekretarki dziedziczki, nie mogąc dogadać się z jej mężem (który zresztą jest jej dalszym krewnym). Zbrodnia dosłownie wisi w powietrzu i chyba nikt nie jest zaskoczony, kiedy wreszcie zostaje popełniona. Ktoś w nocy truje Emily strychniną.
Na szczęście we wsi przebywa, uciekłszy z ogarniętej wojną ojczyzny, światowej sławy detektyw Herkules Poirot, którego Hastings poznał jeszcze przed wojną i z wielką radością natknął się na niego w Styles. Teraz właśnie do niego kieruje kroki z prośbą, aby rozwiązał on zagadkę śmierci Emily Inglethorp. Podstawowym i najpoważniejszym problemem jest bowiem nie to, że brakuje podejrzanych, ale że… jest ich tak wielu. Chociaż oczywiście w pierwszej kolejności oczy wszystkich kierują się na Alfreda. Gdyby to od Cavendishów zależało bez procesu i wyroku wysłaliby go na szafot. Tyle że „odrażający” Inglethorp ma na czas śmierci małżonki niepodważalne, jak się wydaje, alibi. Poirot musi więc skupić się także na innych członkach rodziny, mieszkańcach i stałych bywalcach Styles Court. A jest ich sporo: od szpitalnej pielęgniarki Cynthii Murdoch po lekarza-toksykologa Bauersteina, a do tego służące, ogrodnicy… Na dodatek prawie każdy coś ukrywa i nie mówi detektywowi całej prawdy.
Kto czytał książkę, ten zdaje sobie sprawę, jak zagmatwana jest jej fabuła i na jakim haczyku zawieszone zostało rozwiązanie zagadki. Vivier musi się więc sporo natrudzić, aby właściwie przedstawić najważniejsze wątki i żadnego z nich nie pominąć. Ułatwia mu to nieco pożyczona od Agathy Christie forma narracji – przebieg wydarzeń poznajemy dzięki opowieści Arthura Hastingsa, co pozwala na zastosowanie od czasu do czasu fabularnego skrótu i dzięki temu utrzymanie objętości w przewidzianym dla niej przez wydawcę formacie. Mimo że „Tajemnicza historia w Styles” była debiutem pisarki, znać już w niej rękę przyszłej mistrzyni; francuski scenarzysta podszedł do tekstu Brytyjki z pietyzmem i wybronił się. Szkoda, niestety, że tego samego nie można powiedzieć o pracy grafika, którego bardzo prosta kreska (na dodatek z grubymi konturami i z ledwo co zarysowanym drugim planem oraz tłem) dużo bardziej pasowałaby do komiksów dla dzieci, a nie jak najbardziej poważnego detektywistycznego opowiadania. Ten styl rysowania sprawia też, że Poirot zbyt często zdaje się być postacią komiczną, zamiast ironiczną.
