Z perspektywy poznawczej ten numer „Zeszytów Komiksowych”, wydany równo piętnaście lat temu, można bez przesady uznać za bezcenny. Bowiem mimo kilku późniejszych publikacji – w tym samych komiksów – o twórcach i twórczości komiksowej czasów II RP wiemy nadal tak mało, że aż wstyd!
Tomasz Nowak
Komiksowa retrospektywa
[„Zeszyty Komiksowe 4” - recenzja]
Z perspektywy poznawczej ten numer „Zeszytów Komiksowych”, wydany równo piętnaście lat temu, można bez przesady uznać za bezcenny. Bowiem mimo kilku późniejszych publikacji – w tym samych komiksów – o twórcach i twórczości komiksowej czasów II RP wiemy nadal tak mało, że aż wstyd!
Świetnym pomysłem autorów było zamieszczenie fragmentów omawianych tytułów. To ujęcie wręcz wzorcowe. Aż marzy się, aby więcej numerów ZK wyglądało podobnie. Owszem, dla omówienia krytycznych filmów czy książek aż takie cytaty może i nie są potrzebne, jednak sytuacja komiksów jest zgoła inna, a dostęp do wielu tytułów bardzo utrudniony i ograniczony. Czego tu mamy zresztą najlepszy przykład.
Widać też, że pismo wykuwało się do ostatnich chwil. Potwierdza to nagromadzenie na tak niewielkiej przestrzeni tekstowej (szczególnie wprowadzania do komiksów) masy błędów przede wszystkim składniowych. Na szczęście nie ujmują one meritum omawianych zagadnień.
Jeśli można się czegoś w tym numerze naprawdę uczepić to zdecydowane nadużywanie pojęcia „antysemityzm” w ujęciu ahistorycznym. Z jednej strony autorzy próbują osadzić przedwojenne komiksy w ówczesnych realiach. Sami stwierdzają – nawet piętnują – lekceważenie narastającej groźby ze strony Niemiec. Z drugiej wykazują się niefrasobliwym niezrozumieniem, dlaczego zupełnie inne wątki zdominowały ówczesne media.
Antykomunizm wydaje się oczywistością ze względu na panującą dość powszechnie biedę. Bolszewicka agitacja mogła tu odnajdywać podatny grunt. Zatem występując przeciwko niemu, komiksowi bohaterowie ukazywali prawdziwe oblicze kraju będącego żywym „laboratorium władzy ludu”. Z antysemityzmem jest już trudniej. Ciężko jest uciec obecnie przed napiętnowaniem tego terminu wydarzeniami II wojny światowej, czego autorzy zdają się zupełnie nie zauważać. Tymczasem antyżydowskie – tak bardziej adekwatnie – przedwojenne wystąpienia znajdowały podobne uzasadnienie jak antykomunizm.
Młode, niepewne siebie państwo polskie bało się elementów wywrotowych, mogących rozsadzić się od środka. Byli nim zarówno rewolucyjnie nastawieni komuniści, jak i ogromna diaspora, która w znacznej mierze już wcześniej dowiodła wielokrotnie swej narodowej ambiwalentności. Ten brak jasnego dookreślania żydów polskich jako wyznania czy odrębnej nacji widać zresztą po dziś. Rdzenni Polacy, którzy pod każdym zaborem, w każdej części nowopowstałej Polski mieli okazję zaznać różnych owoców tego niedookreślenia, czy to na gruncie politycznym czy gospodarczym. Do tego dochodziła jeszcze podatność najuboższych warstw żydostwa (niekoniecznie bardzo ortodoksyjnych) na agitację komunistyczną, co z pełną mocą objawiło się we wrześniu 1939 roku na Kresach Wschodnich.
Zresztą, jak bardzo narzędziowo traktuje się nadużywane hasło „antysemityzmu”, wskazuje przytaczany w niniejszym numerze „Zeszytów” fragment pracy o postaci i twórczości Kornela Makuszyńskiego (Ronek). Sam w sobie poznawczo bardzo cenny pokazuje, jak intencje autora mogą rozmijać się z „gustami” ludzi uzurpujących sobie prawo do wyznaczania gustów innych. Czy na gruncie polityki, czy na gruncie sztuki – jest to sytuacja bardzo podobna.
Na tle tych zagrożeń wewnętrznych faszyzm czy nazizm jawiły się jako stosunkowo obce groźby zewnętrzne. Tym samym przyciągały mniej uwagi i obaw. Co więcej, ówczesny ruch narodowy w Polsce – dziś też bezmyślnie mieszany z innymi tendencjami – był ważnym, szerokim i konstruktywnym prądem intelektualnym i politycznym. Zatem, tych rozważań kontekstowych trochę tutaj zabrakło. A przecież przedwojenne komiksy właśnie z gruntu polityczno-społeczno-gospodarczego wprost wyrastały.
Poza wspomnianym, ważnym wycinkiem pracy Ronka, wiele do komiksowej wiedzy wnosi publicystyka. Sylwetka „polskiego Tarzana” (Nowakowski) na pewno zdumieje niejednego. Komiks przedwojenny na terenie Europy centralnej i Wschodniej – jeszcze większa tabula rasa niż komiks polski – przestaje być terra incognita (Prokupek). Znając kilka ważnych tytułów z innych krajów, dowiadujemy się, że pojawiali się oni także nad Wisłą, tyle że… bez nazwisk twórców. Widać każdy komiksowy czas ma swoje trudności. Podobnie odkrywczo-informacyjny jest szkic o Polakach publikujących w krajach frankofońskich (Kaczanowski).
Raport rynkowy (Herman) tym razem słusznie diagnozuje sytuację bieżącą. Znów jednak myli się co do wizji przyszłości – wydania zbiorcze nadal obecnie stanowią potężną siłę, o ile nie większość oferty komiksowej w naszym kraju. Co ciekawe, przegląd polskich nowości (Kontny) prezentuje tytuły w większości wciąż – po tylu latach – obecne w świadomości komiksowej braci, a więc ważne.
Generalnie jest to bardzo dobry numer „Zeszytów”. Aż chciałoby się rzec, że winien być wzorem dla kolejnych wydań… Po piętnastu latach i kolejnych trzydziestu numerach wiemy niestety, że tak się nie stało. Ale wciąż to nic straconego.
Bardzo dobry numer „Zeszytów”, ukazujący wszechstronnie omawianą materię. Dzięki prezentowanym planszom nie tylko teoretyczny. Do tego spisany w większości językiem publicystyki, zdecydowanie przystępniejszym dla większego grona czytelników.
Plusy:
- duża liczba komiksowych przykładów, obrazujących opisywane zjawiska
- możliwość obcowania z komiksami nieznanymi, trudno dostępnymi
- cenna i wnikliwa publicystyka (komiks wschodnioeuropejski i polski za granicą)
Minusy:
- stereotypowe ujęcie pewnych pojęć
- brak kontekstowości, niezbędnej przy podejściu aspirującym do naukowego
