Z wielką przyjemnością stwierdzam, że seria „Za królową i ojczyznę” z każdym tomem robi się coraz lepsza. „Kryształowa kula” nie jest opowiastką o tajnych agentach w stylu Jamesa Bonda. Jeśli ktoś spodziewa się fantastycznych gadżetów, efektownych strzelanin i egzotycznych pejzaży, to zdecydowanie się zawiedzie. Tutaj agenci krwawią, stresują się akcją, mają problemy z przełożonymi i wrogami. Przeżywają również coś, czego agent 007 nigdy nie doświadczył – mają wyrzuty sumienia.
Depresja szpiega
[Leandro Fernandez, Greg Rucka „Queen & Country - Za Królową i Ojczyznę #3: Kryształowa kula” - recenzja]
Z wielką przyjemnością stwierdzam, że seria „Za królową i ojczyznę” z każdym tomem robi się coraz lepsza. „Kryształowa kula” nie jest opowiastką o tajnych agentach w stylu Jamesa Bonda. Jeśli ktoś spodziewa się fantastycznych gadżetów, efektownych strzelanin i egzotycznych pejzaży, to zdecydowanie się zawiedzie. Tutaj agenci krwawią, stresują się akcją, mają problemy z przełożonymi i wrogami. Przeżywają również coś, czego agent 007 nigdy nie doświadczył – mają wyrzuty sumienia.
Leandro Fernandez, Greg Rucka
‹Queen & Country - Za Królową i Ojczyznę #3: Kryształowa kula›
Nie lubię zbędnego psychologizowania w filmach i książkach sensacyjnych. Nie ma nic zabawniejszego niż np. Sylvester Stallone przeżywający moralne udręki po wycięciu w pień paru tuzinów czarnych charakterów albo usprawiedliwianie wrednego charakteru tanią psychoanalizą w stylu tata nie kupił mi misia, jak byłem mały, dlatego mszczę się teraz na całym społeczeństwie. Na szczęście Greg Rucka, scenarzysta „Kryształowej kuli”, to zupełnie inny poziom. Ostatnie, co można zarzucić jego bohaterom, to że są papierowi.
Wszystkie tomy serii „Za królową i ojczyznę” konsekwentnie trzymały się zasady, że najważniejszy jest bohater, następnie mechanizmy działania wywiadu, a dopiero na końcu „akcja”, która dostarcza tylko pretekstu, żeby to wszystko pokazać. W tym komiksie szpiedzy odwiedzają psychiatrę, nie wiedzą, co ze sobą zrobić w krótkich momentach wolnego czasu, mają wątpliwości co do słuszności rozkazów przełożonych, a często i do własnego postępowania. W wolnych chwilach oglądają mecze w telewizji, nie mają żadnych cudownych gadżetów, a czasami nawet trudno jest im zdobyć pozwolenie na użycie zwykłego pistoletu. Krótko mówiąc, daleko im do Bonda.
W „Kryształowej kuli” do brytyjskiej ambasady w Kairze zgłasza się tajemniczy osobnik, który chce ujawnić plan zamachu terrorystycznego z użyciem sarinu. W zamian żąda skromnej, siedmiocyfrowej sumy pieniędzy. Przekazane przez niego informacje są na tyle wiarygodne, że stawiają na nogi nie tylko wywiad brytyjski, ale również CIA, która pragnie przy okazji upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Na dodatek rękami nieświadomych niczego agentów brytyjskiego wywiadu zwanych tutaj „ogarami”.
Agenci, a jednocześnie czytelnicy, nigdy nie są do końca świadomi reguł toczącej się rozgrywki. Śledzimy długie i mozolne przygotowania, rozpracowywanie przeciwnika i gabinetowe dyskusje, natomiast kluczowe momenty akcji są nam oszczędzone lub dowiadujemy się o nich z relacji. I nie jest to zarzut wobec scenariusza. Dzięki temu zabiegowi widzimy, że agenci są tylko marionetkami w rękach panów w garniturach, którzy sterują wszystkim zza biurek. Nie zawsze walczą oni za królową i ojczyznę, a nierzadko za układy i wpływy, w których często sami się gubią.
Fabuła „Kryształowej kuli” nawiązuje do aktualnych wydarzeń. Akcja zaczyna się nawiązaniem do 11 września 2001 roku, by następnie przenieść się na Bliski Wschód, który obecnie nie schodzi z czołówek gazet. Mam wrażenie, że bezpowrotnie minęły czasy, kiedy czarnymi charakterami historii szpiegowskich byli barwni szaleńcy chcący zawładnąć ziemią za pomocą wymyślnych wynalazków. Tutaj mamy niedowartościowanych fanatyków, którzy poświęcą się, by wysadzić w powietrze metro lub ambasadę. I nie mają w sobie nic z barwnych szaleńców – to zwykli, niczym nie wyróżniający się z tłumu, zakompleksieni bojownicy.
W trzecim tomie serii „Za królową i ojczyznę” pojawia się ponadto wątek miłosny, który w tego typu opowieściach przeważnie nie wychodzi poza banał. Tutaj główna para agentów próbuje stworzyć związek, jednak oboje kompletnie nie wiedzą, jak się do tego zabrać. Na co dzień w pracy przyjmują postawę zimnych twardzieli, a kiedy zostają sam na sam, ciężko przychodzi im pokazać swoją wrażliwą stronę. Jest to tym trudniejsze, gdy na zawołanie wykonują egzekucje wszelkiej maści bandziorów, a ich pozostali przy życiu koledzy usilnie próbują się zemścić. W takich okolicznościach jedyne uczucie, jakie można z kimś dzielić, to depresja. Trzeba przyznać, że Greg Rucka dobrze portretuje bohaterki, które zajmują się męskim fachem, a trudno im spełnić się w roli kobiety.
Każdy tom serii „Za królową i ojczyznę” został stworzony przez innego rysownika. Przy pierwszych dwóch można było mieć wątpliwości, czy nieco satyryczne obrazki są odpowiednią konwencją dla hiperrealistycznej opowieści o szpiegach. W trakcie lektury dałem się jednak do nich przekonać.
W „Kryształowej kuli” za stronę graficzną odpowiada Leandro Fernandez. Jego styl jest bardzo ekspresyjny, bazujący na kontraście czerni i bieli, bez żadnych półcieni. Fernandez znakomicie rysuje twarze. Czasami celowo przesadza z mimiką, przez co niektórzy bohaterowie wyglądają niczym Joker z „Batmana”, ale ekspresja postaci bardzo na tym zyskuje. Pod ołówkiem Fernandeza najbardziej zmieniła się Tara Chace, główna bohaterka serii. W pierwszych tomach mieliśmy introwertyczną, pijącą wódkę prosto z butelki dziewczynę w rozciągniętym podkoszulku. W „Kryształowej kuli” Tara ma figurę modelki i ubiera się tak, że nie musi wyciągać broni, żeby obezwładnić terrorystów. Zupełnie zrozumiałe jest, że jej kolega postanowił zawrzeć z nią bliższą znajomość. Wcześniejszy wizerunek bohaterki był może bardziej wiarygodny, ale w końcu kobieta zmienną jest. Następny tom „Za królową i ojczyznę” rysuje inny artysta i być może Tara wróci do swojego rozciągniętego podkoszulka.
Cykl „Za królową i ojczyznę” przypomina mi film „Zawód: szpieg” Tony’ego Scotta. Jeśli komuś podobał się sposób, w jaki bohater grany przez Roberta Redforda zza biurka i pod nosem przełożonych zorganizował akcję w Chinach, powinien jak najszybciej zabrać się do lektury komiksu Grega Rucki. Scenarzysta potrafi skutecznie skupić uwagę czytelnika na bohaterach bez uciekania się do efektownych strzelanin i fajerwerków. A to spore osiągnięcie. Literatura rozrywkowa? A jakże, ale na znakomitym poziomie.
