Dowodem na to, jak dobrze w popkulturze zadomowił się postmodernizm, jest album „Baśnie: z 1001 nocy Królewny Śnieżki” Billa Willinghama. Komiks ten to swoisty prequel trzech poprzednich tomów z serii „Baśnie”, który wyjaśnia wiele niuansów i zawiłości głównego cyklu, toteż paradoksalnie najlepiej właśnie od tego komiksu zacząć przygodę z bajkami naszego dzieciństwa. Bajkami, które dla dorosłych Willingham postanowił doszlifować i opowiedzieć na nowo.
Księżniczka na ziarnku prochu
[Bill Willingham „z 1001 nocy Królewny Śnieżki” - recenzja]
Dowodem na to, jak dobrze w popkulturze zadomowił się postmodernizm, jest album „Baśnie: z 1001 nocy Królewny Śnieżki” Billa Willinghama. Komiks ten to swoisty prequel trzech poprzednich tomów z serii „Baśnie”, który wyjaśnia wiele niuansów i zawiłości głównego cyklu, toteż paradoksalnie najlepiej właśnie od tego komiksu zacząć przygodę z bajkami naszego dzieciństwa. Bajkami, które dla dorosłych Willingham postanowił doszlifować i opowiedzieć na nowo.
Bill Willingham
‹z 1001 nocy Królewny Śnieżki›
Akcja tego tomu osadzona jest w czasach, gdy Adwersarz – legendarny łotr i krwiożerczy kawał drania – napada na europejskie siedziby Baśniowców. Łupi i grabi, gwałci i zabija, ale jego szpony nie dosięgają jeszcze krain Bliskiego Wschodu. Królewna Śnieżka wpada więc na koncept, by nie siedzieć na beczce prochu, ale wybłagać pomoc u sułtana, toteż bierze się w garść i wyrusza do Arabii, by na dworze władcy Szahrijara szukać sprzymierzeńca przeciwko Adwersarzowi. Wpada jednak z deszczu pod rynnę, ponieważ sułtan to niezłe ziółko – w ramach wendety na rodzie kobiecym każdego wieczoru poślubia nową dziewicę, spędza z nią noc, po czym oddaje ją katu. Szahrijar mści się w ten sposób za zdradę żony, która niegdyś niezbyt rozważnie przyprawiła mu rogi. By ujść z życiem, Śnieżka zaczyna snuć opowieści na temat Baśniowców i w ten sposób przeżywa tysiąc i jedną noc.
Willingham wykorzystuje znany schemat, by ustami Śnieżki opowiedzieć na nowo znane historie, które mają przekonać sułtana do udziału w wojnie przeciwko Adwersarzowi. Każda z nowelek graficznych niesie jakąś naukę, choć sułtan jest materiałem dość opornym i nie każdy morał trafia do niego z równą siłą. Odbiorca dzięki słowom Śnieżki poznaje patologiczną relację, jaka łączyła ją z siedmioma krasnoludkami, a od której włos jeży się na plecach. Takich antybaśni w tym albumie jest więcej – alternatywna wersja historii o Jasiu i Małgosi, pełna grozy biografia wilka z bajki o Czerwonym Kapturku, intrygująca opowieść o Roszpunce i geneza „Pięknej i Bestii” to zaledwie ułomek informacji, jakie niesie ten album. „Baśnie z 1001 nocy…” są dosłownie naszpikowane wstrząsającymi biogramami bohaterów bajek z naszego dzieciństwa.
Respekt budzi zwłaszcza praca, jaką odwalił scenarzysta. Nie tylko udało mu się z klasą zbudować spójną opowieść z wielu baśni, ale także kilkakrotnie zaskoczyć odbiorcę swoją wyobraźnią i umiejętnością kojarzenia faktów z wielu podań. Skutek jest taki, że trudno się oderwać od bajania Śnieżki. Poszczególne nowele różnią się nie tylko tematyką, ale także długością i stylem, w jakim zostały napisane. Są tu historia niemal kryminalna, opowieść przypominająca balladę, baśń skrojona na miarę przypowieści, a także multum nawiązań, które powodują, że czytelnik szerzej otwiera oczy i niespokojnie przełyka ślinę. Należy przy tym podkreślić, że Willingham nawet nie ociera się o kicz, pretensjonalność i patos – jego historie wydają się boleśnie prawdziwe i realne.
Siła „Baśni z 1001 nocy…” tkwi także w części graficznej albumu, która została przygotowana przez jedenastu artystów. Rysownicy podzielili się pracą, dzięki czemu każdy z nich miał do przygotowania od kilku do kilkunastu plansz, co przełożyło się na ich jakość. Artyści mogli spokojnie skupić się na swojej pracy, w szczegółach dopracować rysunki i wyeliminować niedoróbki. Praktycznie brak tu słabych plansz – są natomiast takie, które wywołują głębokie westchnienie. Podczas gdy „Diaspora” jest makabryczna, graficznie odrealniona i obrzydliwa, „Sprawiedliwy podział” składa się z plansz sielankowo przerysowanych, inspirowanych zapewne rysunkami z książeczek dla dzieci. Stanowi to o różnorodności albumu, który pochłania się jednym tchem.
Dzięki „Baśniom z 1001 nocy…” odbiorcy mają szansę ujrzeć bohaterów swojego dzieciństwa w innym świetle – bliższych ludziom, z całym bogactwem motywów i skrywanych dążeń, z niezmierzonymi pokładami egoizmu. Willingham w zbiorze antybaśni proponuje nowe wersje znanych nam opowieści, które przerobiono już na tysiąc i jeden sposobów. Naprawdę trudno się oderwać.
