Bohaterkę „The Pro” (czyli „Pro-fesjonalistki”) po raz pierwszy spotykamy przy pracy – właśnie obsługuje klienta. Ściślej mówiąc robi coś, co Amerykanie nazywają „blow-job”, a w Polsce popularnie określane jest terminem „laska”.
Tomasz Kontny
Robota profesjonalna
[ - recenzja]
Bohaterkę „The Pro” (czyli „Pro-fesjonalistki”) po raz pierwszy spotykamy przy pracy – właśnie obsługuje klienta. Ściślej mówiąc robi coś, co Amerykanie nazywają „blow-job”, a w Polsce popularnie określane jest terminem „laska”.
„Przeklina.
Pali.
Karmi piersią.
Dyma (konkurencję).
To najmniej odpowiednia posiadaczka supermocy na Ziemi.
Oto Pro”
Cóż, zawód naszej bohaterki nie należy do specjalnie poważanych. Anonimowa bohaterka „The Pro” jest przedstawicielką najstarszej profesji świata – jest uliczną dziwką i właśnie staje w obliczu problemów z klientem, który nie zamierza zapłacić jej za „usługę”. W tym biznesie czasem trzeba pogodzić się ze stratami, szczególnie, jeśli wściekły klient zaczyna wymachiwać spluwą… Po powrocie z pracy (2:30 rano) trzeba jeszcze odebrać dziecko od wrednej sąsiadki, przygotować małemu mleko i wreszcie pójść spać. A rano od początku… Tymczasem, nad Ziemią na pokładzie statku kosmicznego Viewer, tajemniczy obserwator niebieskiej planety i jego mechaniczny kompan zakładają się o to, czy rzeczywiście każdy ziemianin ma zadatki na superbohatera. Aby udowodnić swój punkt widzenia, Viewer obdarza częścią swojej kosmicznej mocy… no, zgadnijcie kogo?

Do bohaterki – anonimowej dziwki, która nagle, wbrew swojej woli zostaje obdarzona nadzwyczajnymi zdolnościami: super siłą, szybkością, umiejętnością latania – szybko zgłasza się lokalna grupa superbohaterów – League of Honor, która wyłącznie obietnicą sowitej zapłaty skłania bohaterkę do wstąpienia w swoje szeregi. Z świeżo przyjętą członkinią – The Pro, bo taki pseudonim zyskuje bohaterka, Liga rusza do akcji – pojedynku z Gramatycznym Gangiem w składzie Noun (Rzeczownik), Verb (Czasownik), Adverb (Przysłówek), Adjective (Przymiotnik)…
Garth Ennis jest znany w Polsce przede wszystkim dzięki przebojowym „Kaznodziei” (Egmont) i „Pielgrzymowi” (Mandragora). Każdy, kto czytał którąś z tych pozycji, wie, czego spodziewać się po tym scenarzyście – szybkiej, bezkompromisowej akcji z świetnie scharakteryzowanymi bohaterami, doprawionej dawką soczystych przekleństw i specyficznego humoru. Ennis za nic ma granicę, których w amerykańskim komiksie mainstreamowym zwykło się nie przekraczać a „The Pro” – niepoprawna, wulgarna i bezkompromisowa mieszanka humoru i inteligencji – jest tego doskonałym przykładem.

„The Pro” to przede wszystkim kpina z amerykańskich superbohaterów – League of Honor to ennisowska wersja Justice League Of America w składzie – Saint (odpowiednik Supermana), świętoszkowata oferma i, do czasu, prawiczek, Lady (Wonder Woman) – patetyczna piersiasta lesbijka, Knight (Batman) – przesadnie honorowy wojownik walczący ramię w ramię ze swoim towarzyszem Squire (Robin), nastoletnim idiotą z zadatkami na geja, Lime (Green Lantern) – murzyński ćwierć-inteligentny raper i Speedo (Flash), który umysłowo pozostał w początkach poprzedniego stulecia. W inteligentny i zabawny sposób Ennis polemizuje z komiksem „superbohaterskim”, konfrontując znane i lubiane postaci z wyszczekaną, klnącą jak szewc dziwką, która ma własne zdanie na każdy temat. Ot, chociażby temat super mocy, które – chociaż niechciane – okazują się nader pożyteczne – dzięki super sile można zemścić na okrutnym oszuście, a dzięki super szybkości każdej nocy obsłużyć więcej klientów…
To nie wszystko – Ennis ustami Pro atakuje superbohaterów, odnosząc się do wydarzeń z 11 września 2001 roku, ich stosunku do społeczeństwa i w końcu rzekomo zbawiennego wpływu na wydarzenia. Korzystając z konwencji superbohaterskiego komiksu umieszczającego wydumanych bohaterów w realnym świecie, Ennis wymierza tej konwencji solidnego kopa. Zadaje pytania o sens istnienia superbohaterów, jaskrawo pokazując zagrożenie, jakie stanowią, niosąc pomoc, co sprowadza się do przeszkadzania odpowiednim służbom publicznym i sobie nawzajem. „The Pro” w końcu składa hołd wszystkim zwyczajnym ludziom, których dopiero krytyczna sytuacja czyni bohaterami.

Z doskonałym scenariuszem „The Pro” współgrają świetne rysunki Amandy Conner. Jej kreska jest lekka, czysta i nie przeładowana szczegółami. Conner doskonale oddaje emocje bohaterów, balansując na granicy kreskówkowego uproszczenia, ciekawie kadruje, to zwalniając i pozwalając wygadać się bohaterom, to przyspieszając akcję wielkimi panelami podzielonymi na mniejsze kadry. Kolory w komiksie to przede wszystkim żywe, jaskrawe barwy, kładzione, a jakżeby inaczej, komputerowo.
„The Pro” Ennisa jest głosem o roli superbohaterskich komiksów we współczesnym świecie, a równocześnie doskonałą parodią przygód komiksowych herosów. Nie brakuje mrugnięć okiem do czytelnika – Knight narzeka na bolący kręgosłup (po rozprawie z Banem oczywiście), a Speedo wspomina o swoim poprzedniku (oryginalnym Flashu) itd. W końcu zainteresowani mogą poznać zagrożenia płynące (chociaż bardziej na miejscu byłoby ′wystrzeliwujące′) ze strony płynów ustrojowych Sainta/Supermana, z którymi musi zmagać się jego małżonka…
W czasie zagranicznych wojaży warto rozejrzeć się za „The Pro”. Ten one-shot wydany pod szyldem Image Comics w lipcu 2002 gwarantuje dobra zabawę. A jeśli przed zakupem spojrzycie na ostatnią stronę okładki, zobaczycie następujący blurb:
„Przeklina.
Pali.
Karmi piersią.
Dyma (konkurencję)
To najmniej odpowiednia posiadaczka supermocy na Ziemi.
Oto …”
