Piąta odsłona „Baśni” Billa Willinghama – zatytułowana „Cztery pory roku” – wprowadza kilka nowych i bardzo istotnych elementów do opowieści o nowojorskim Baśniogrodzie. Przede wszystkim zmieniają się władze miasta Baśniowców, co oznacza tyle, że Królewna Śnieżka i Bigby Wilk muszą pożegnać się ze swoimi dotychczasowymi stanowiskami. Co zdecydują? I jak potoczą się ich dalsze losy? Na pewno będzie dramatycznie!
Baśnie zdecydowanie dla dorosłych!
[Bill Willingham „Baśnie #5: Cztery pory roku” - recenzja]
Piąta odsłona „Baśni” Billa Willinghama – zatytułowana „Cztery pory roku” – wprowadza kilka nowych i bardzo istotnych elementów do opowieści o nowojorskim Baśniogrodzie. Przede wszystkim zmieniają się władze miasta Baśniowców, co oznacza tyle, że Królewna Śnieżka i Bigby Wilk muszą pożegnać się ze swoimi dotychczasowymi stanowiskami. Co zdecydują? I jak potoczą się ich dalsze losy? Na pewno będzie dramatycznie!
Bill Willingham
‹Baśnie #5: Cztery pory roku›
W czwartym tomie wymyślonej przez Billa Willinghama historii – „Marszu drewnianych żołnierzyków” – doszło do bitwy o Baśniogród, który szczęśliwie udało się jednak obronić, a co jeszcze istotniejsze – utrzymać jego istnienie w tajemnicy przed niczego nieświadomymi mieszkańcami Nowego Jorku. W „Czterech porach roku” obserwujemy więc świat Baśniowców po niedoszłej katastrofie; świat, który na dodatek wkracza w zupełnie nową epokę, co związane jest z przygotowywanymi właśnie wyborami nowego burmistrza. Tom piąty składa się z siedmiu rozdziałów: jednego one-shota o intrygującym tytule „Kopciuszek zbereźnica” (w oryginale zeszyt 22), dwuczęściowych „Opowieści wojennych” (zeszyty 28-29), poświęconych wojennej przeszłości Bigby’ego Wilka, oraz czterech powiązanych ze sobą historii tytułowych, w których poznajemy przede wszystkim dalsze, dramatyczne losy Królewny Śnieżki i Bigby’ego (zeszyty 30-33).
„Kopciuszek zbereźnica” stanowi zamkniętą narracyjnie całość – i od tej strony pozostawia po sobie bardzo dobre wrażenie. Zaczyna się ta historia dość niewinnie. W jednej z nowojorskich kawiarni Śnieżka wraz z przyjaciółkami, Kopciuszkiem i Różyczką, obgadują swego eksmęża, Księcia Uroczego. Żadna z nich nie ma powodów, by związek z nim wspominać ze szczególnym sentymentem – wspólny temat, wylewane żale i smutki powodują więc, że atmosfera stopniowo się zagęszcza, a napięcie rośnie. W pewnym momencie rozsierdzony Kopciuszek opuszcza towarzystwo, oznajmiając, że odlatuje do Paryża. Po Baśniogrodzie tymczasem rozchodzi się plotka, że krok ten podyktowany został jej bankructwem i chęcią ucieczki przed wierzycielami z resztą pieniędzy. To jednak tylko przykrywka. Prawda wygląda zupełnie inaczej. W stolicy Francji na Kopciuszka czeka już bowiem podstępny Sir Ichabad Crane, dawny burmistrz miasta Baśniowców, który musiał zrezygnować z urzędu, kiedy Królewna Śnieżka odkryła jego malwersacje. Od tamtej pory marzy tylko o zemście i wierzy głęboko w to, że umożliwi mu to interes, który ma zamiar ubić z Kopciuszkiem. Historia rodem ze szpiegowskiego thrillera. Czyta się ją zresztą ze sporym zainteresowaniem, tym bardziej że w finale scenarzysta funduje czytelnikom zaskakujący zwrot akcji.
Punktem wyjścia do „Opowieści wojennych” jest historia Shawna Duffy’ego, byłego szeregowca armii amerykańskiej, który w lipcu 1944 roku brał udział w ściśle tajnej operacji na tyłach wojsk niemieckich w Normandii. Teraz, po latach, zdając sobie sprawę z tego, że śmiertelna choroba może lada dzień przenieść go na tamten świat, wzywa do siebie starego kompana, Bigby’ego Wilka, i przekazuje mu swoje spisane wspomnienia. Niegdyś obiecał mu, że nigdy nie ukażą się one drukiem, w przypadku jego śmierci lepiej więc będzie, jeżeli nie wpadną w niepowołane ręce. Bigby nie może oczywiście odmówić sobie lektury wspomnień starego przyjaciela; czytając je, wraca myślami do wydarzeń sprzed sześćdziesięciu lat. Wraz z nim w odległe czasy drugiej wojny światowej przenoszą się również czytelnicy komiksu. Opowieść o grupie amerykańskich komandosów, którzy przy pomocy niecodziennego przewodnika mają dotrzeć do sekretnego hitlerowskiego laboratorium i uniemożliwić nazistom prace nad supertajnym projektem „Volsung”, mającym na celu stworzenie… Frankensteina. Jak się jednak okazuje, rzeczywistość jest znacznie bardziej skomplikowana, a esesmani wcale nie są durniami. Wojenna opowieść szybko zmienia się więc w krwawy horror, a niespodzianka czekająca nas w finale podgrzeje jeszcze atmosferę.
„Cztery pory roku” to połączone ze sobą fabularnie cztery rozdziały, w których na plan pierwszy wysuwa się codzienne życie Baśniogrodu. W przeciwieństwie do poprzednich historii, ta opowiedziana została bez szczególnych fajerwerków. Ot, zwykła obyczajówka, tyle że rozegrana w nieco fantastycznym kostiumie. W czasie gdy Baśniowcy przygotowują się do wyborów nowego burmistrza, Śnieżka stara się w końcu urodzić dziecko. Po trzydziestu sześciu godzinach bolesnego wyczekiwania wreszcie dopina swego – z tą jednak różnicą, że zamiast jednego, na świecie pojawia się ich sześcioro (a może nawet więcej). Problem polega jednak na tym, że tylko jedno podobne jest do człowieka, co oznacza tyle, że chcąc je wychowywać, mamusia będzie musiała opuścić Nowy Jork i wyjechać na Farmę. Tam z kolei, z powodu swego pochodzenia, nie zostanie wpuszczony ojciec maleństw, czyli Bigby Wilk. A to oznacza – rozstanie. Główny stróż prawa w Baśniogrodzie żegna się zresztą nie tylko z ukochaną, ale również z posadą. Po wyborczej porażce dotychczasowego burmistrza, Króla Cole’a, jego miejsce zajmuje narcystyczny Książę Uroczy. Nowa miotła na urzędzie oznacza też nowe porządki: Bigby musi ustąpić miejsca Bestii, a Śnieżka – pani Pięknej. Czy zmiany te wyjdą jednak Baśniowcom na dobre? Nie mniej zamieszania, co nowy burmistrz w Baśniogrodzie, powoduje też pojawienie się na Farmie Śnieżki z czeredą latających maluchów. Sytuacja staje się jeszcze bardziej dramatyczna, gdy ktoś zaczyna popełniać tam zbrodnie, a za wykrycie mordercy bierze się ojciec Wilka, pan Północny.
Od strony fabularnej najlepiej prezentują się dwie pierwsze historie (czyli „Kopciuszek zbereźnica” oraz „Opowieści wojenne”). Ale to nie powinno dziwić, skoro Willingham przedstawił w nich opowieści narracyjnie zamknięte, a więc tym samym dramaturgicznie łatwiejsze do opanowania przez scenarzystę. W „Czterech porach roku” zadanie miał już znacznie trudniejsze. Można bowiem wnioskować, że te cztery rozdziały stanowią swoisty łącznik pomiędzy tym, co zaprezentowano w „Marszu drewnianych żołnierzyków”, a tym, co pojawi się w kolejnym tomie – w oryginale zatytułowanym „Homelands”. Napięcie nieco więc siadło, a bohaterowie rozpierzchli się po świecie. To jednak zapewne tylko cisza przed burzą. Bo przecież Adwersarz na pewno nie zrezygnuje z walki o Baśniogród, a Bigby Wilk jeszcze niejeden raz będzie musiał stanąć w obronie baśniowej krainy… Graficznie poprawiło się niewiele; rysunki nadal są co najwyżej poprawne. Jak na tak realistyczną kreskę, za często po prostu zbyt umowne. Bywa, że rysownikom nie chce się bawić w szczegóły, zwłaszcza na dalszych planach. Dlatego też niekiedy twarze bohaterów zamieniają się w bezkształtną masę. Jakoś szczególnie to może nie przeszkadza, ale takiemu scenariuszowi przydałaby się zdecydowanie lepsza oprawa graficzna.

Zapowiada się świetnie widać, że warte przyeczytania szczególnie jak ktoś lubi prześmiewcze zabawy konwencjami.