Józef Piłsudski, Kali, a także Stanisław i Nel Tarkowscy razem? Ależ owszem! Komiks „Pierwsza brygada: Warszawski pacjent” jest już dostępny w księgarniach za sprawą wydawnictwa Kultura Gniewu. Postanowiliśmy przepytać autorów całego zamieszania…
Krzysztof Janicz, Tobiasz Piątkowski, Janusz Wyrzykowski
To nie miał być komiks dla garstki erudytów
Józef Piłsudski, Kali, a także Stanisław i Nel Tarkowscy razem? Ależ owszem! Komiks „Pierwsza brygada: Warszawski pacjent” jest już dostępny w księgarniach za sprawą wydawnictwa Kultura Gniewu. Postanowiliśmy przepytać autorów całego zamieszania…
Krzysztof Janicz, Tobiasz Piątkowski, Janusz Wyrzykowski
‹Pierwsza brygada: Warszawski pacjent›
Daniel Gizicki: Skąd pomysł na takie zestawienie bohaterów i dlaczego akurat tych bohaterów?
Krzysztof Janicz: Naszym celem był komiks steampunkowy w polskich realiach (steampunkowy, czyli fantastyczny i rozgrywający się na przełomie XIX i XX wieku). Tu największy potencjał miał życiorys Piłsudskiego – tajemniczy, burzliwy, wręcz komiksowy. No i z happy endem, bo udało mu się zwyciężyć, a nie efektownie polec. To Piłsudski stanowi kontekst, w jakim pojawiają się inni bohaterowie tej opowieści. Wśród kandydatów na „sidekicka” bezkonkurencyjny był Staś Tarkowski – jedyny pełnokrwisty bohater akcji. Z pozostałymi postaciami było już trudniej. Po pierwsze, musieli pasować do chronologii, bo założyliśmy sobie, że nie zmieniamy historii, tylko ubarwiamy niektóre fakty. A po drugie, musieli być znani, bo to nie miał być komiks dla garstki erudytów.
Tobiasz Piątkowski: Sporo ostatnio pojawiło się komiksów o tematyce historycznej, również dotyczących historii najnowszej. Nasz komiks tym różni się od nich, że podchodzi do tematu z dystansem, humorem. Bliżej mu do źródłosłowu „komiksu” – to historia napisana ku uciesze czytelnika, a nie po to, żeby przemycać jakieś tezy. Bohaterowie są dobrani tak, a nie inaczej, bo „mają mieć przygody”.
DG: Jak wygląda współpraca, gdy za projekt odpowiedzialnych jest dwóch scenarzystów? Jaki jest podział obowiązków itp.?
TP: Scenariusze do komiksów, które zrobiłem z Robertem Adlerem, też pisaliśmy wspólnie, więc dla mnie to nie nowość. W wypadku „Pierwszej brygady” jestem w komfortowej sytuacji, bo mogę skupić się na czystej robocie scenariuszowej – dzielić sobie kadry i ustawiać ludziki. Dbałość o spójność realiów, dat, sprawdzanie zawartości kadrów, tak istotna w komiksie bądź co bądź „kostiumowym”, spada na Krzyśka. On to wszystko układa w jakieś tajemnicze tabele i pilnuje, żeby się zgadzało.
KJ: Gdyby „Pierwsza brygada” była filmem, to być może ja byłbym producentem, Tobiasz scenarzystą, a reżyserów byłoby trzech. Tyle że w komiksie nie ma jeszcze takiej specjalizacji.
DG: Czy nie obawialiście się, że znajdzie się wielu malkontentów pomstujących na „zbrukanie” postaci literackich i historycznych?
Janusz Wyrzykowski: Niepodręcznikowe podejście do postaci nie oznacza braku szacunku. Zresztą nie jesteśmy pierwsi.
KJ: Odbiorcy zaakceptowali już płytę rockową, horrorowy RPG i komiksy o Powstaniu Warszawskim, więc teoretycznie czasy o 40 lat wcześniejsze powinny być potraktowane z jeszcze większym luzem. Gdybyśmy chcieli zrobić komiks zupełnie bezpieczny, musielibyśmy chyba sięgnąć do Popiela.
TP: Istnieje stała, dobrze funkcjonująca grupa zawodowych malkontentów pomstujących na cokolwiek, więc myślę, że i tym razem dadzą o sobie znać.
DG: „Pierwsza brygada” zapowiada się jako komiks wybitnie mainstreamowy. Czy nie obawiacie się o jego losy, patrząc na niskie zainteresowanie innymi typowymi komiksami środka w Polsce („Status 7”, „Barbarzyńcy”)?
TP: Ciekawe, że w literaturze mainstream rzeczywiście jest „main” – czytadła świetnie się sprzedają, kryminały idą jak woda… Tylko w komiksie jak mainstream, to fe. Może dlatego, że zrobić przyzwoity komiks głównego nurtu jest cholernie trudno?
JW: Mam nadzieję, że „Pierwsza brygada” będzie sporym krokiem w kierunku popularyzacji komiksów mainstreamowych w naszym kraju. Brzmi to zabawnie, ale tak właśnie wygląda sytuacja na polskim rynku – pewne rzeczy poodwracane są do góry nogami. Swoją drogą nie wyobrażam sobie „Pierwszej brygady” w innym stylu. Ten komiks miał i musiał taki być, skoro każdy z naszej trójki myśli mainstreamowo.
DG: W „Lidze Niezwykłych Dżentelmenów” wspomniany jest wcześniejszy garnitur bohaterów (m.in. Guliwer). Czy nie zastanawiacie się czasem nad tym, żeby zrobić komiks z bohaterami z jeszcze odleglejszych czasów (np. Mikołaj Doświadczyński, Stanisław August Poniatowski, Alfons van Worden, Izabela Potocka)?
TP: Za wcześnie na odświeżanie palety, skoro pierwsze dzieło dopiero co opuściło pracownię. Ale pewne symptomy są – w shorcie „Odsiecz” z „Chichotu” pojawił się Jan III Sobieski, więc nikt nie jest bezpieczny.
DG: Jak oceniacie obecny rynek komiksowy w Polsce? Czy jest on dobrym miejscem na rozpoczynanie serii?
TP: Kiedy byłem pewien, że mój komiks świetnie się przyjmie, to raczej wyszło słabo (mowa o „Statusie 7”). Kiedy robiliśmy z kolei rzecz dla zgrywu, wyszło ładnych kilka albumów z dodrukami („48 stron”). Wobec powyższego nie jestem najlepszą osobą do stawiania tez o polskim rynku komiksowym (prk). Zdaje mi się jedynie, że na prk można tylko robić to, co sprawia autorowi największą frajdę, i liczyć na zainteresowanie jakiejś grupy ludzi. Wtedy też komiksy są najlepsze.
DG: Jak oceniacie polski komiks internetowy? Czy czujecie się częścią tego środowiska?
TP: Nie oceniam, bo nie znam. Dla nas publikacja sieciowa była naturalną konsekwencją posiadania przez Krzyśka dość znanej strony o steampunku :) (
Retrostacja).
JW: Ja, przyznam szczerze, na początku nie traktowałem komiksów internetowych zbyt poważnie. Zmieniłem zdanie po rozpoczęciu całej zabawy z „Pierwszą brygadą”, bo okazało się, że czytelników jest dość sporo i cały ten światek tętni swoim własnym, specyficznym życiem, będąc doskonałym gruntem dla wszelkich komiksowych przedsięwzięć.
KJ: Ja też trochę śledziłem temat. Różnica między „Nowymi przygodami Stasia i Nel” a typowym webkomiksem polegała chyba na braku bezpośredniego kontaktu z czytelnikami. Po prostu na naszej stronie nie można było zostawiać komentarzy. Mimo że odcinki naprawdę powstawały z tygodnia na tydzień, nie byliśmy poddani presji odbiorców. Nie mogliśmy też wytłumaczyć się z błędów ani bronić naszego komiksu. Myśmy dawali produkt, a czytelnicy czytali, koniec, kropka. Dzięki temu mieliśmy warunki pracy jak przy oldschoolowym komiksie prasowym, a nie internetowym.
DG: Czy chcielibyście spróbować wydać „Pierwszą brygadę” za granicami Polski? Czy jest ona zbyt hermetyczna i może być niezrozumiała dla obcokrajowców?
KJ: Nigdy o tym nie myśleliśmy i chyba nie jest to najlepszy pomysł. Wiedza przeciętnego Europejczyka o polskiej historii i literaturze jest w zasadzie żadna. „Pierwsza brygada” operuje czytelnym dla Polaków kodem, którego nie da się przekazać obcokrajowcowi w jednym albumie. Komiks nie jest medium stworzonym do tego typu edukacji, jest zbyt skrótowy.
JW: Racja. To by się chyba nie sprawdziło.
DG: Czy nie obawiacie się, że najmłodsze pokolenie, które już w coraz mniejszym stopniu czyta książki, będzie miało problemy z rozpoznawaniem postaci i wyłapywaniem wszelkich intertekstualnych i historycznych niuansów?
JW: To możliwe, chociaż „Pierwsza brygada” powinna się obronić na płaszczyźnie czysto rozrywkowej. A potem – kto wie, może po przeczytaniu komiksu ktoś, kto ma braki w literaturze lub historii, zechce je w końcu nadrobić…
TP: Na szczęście są pościgi, machiny i pojedynki – czyli to, co w komiksie zawsze się sprawdza.
KJ: Dzieciaki znają teraz lektury głównie z ekranizacji, dlatego nawet nasz Staś przypomina trochę Tomka Mędrzaka. A w przyszłości „Pierwsza brygada” być może doczeka się przypisów. Zgłosił się do mnie człowiek, który planuje takie przedsięwzięcie.
