Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 8 czerwca 2023
w Esensji w Esensjopedii

Magda Parus
‹Wilcze dziedzictwo: Przeznaczona›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułWilcze dziedzictwo: Przeznaczona
Data wydania31 października 2008
Autor
Wydawca RUNA
CyklWilcze dziedzictwo
ISBN978-83-89595-48-5
Format504s. 125×195mm
Cena29,50
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Wilcze dziedzictwo: Przeznaczona

Esensja.pl
Esensja.pl
Magda Parus
« 1 3 4 5

Magda Parus

Wilcze dziedzictwo: Przeznaczona

– Nie umawiałem się z Dirkiem na regularne kontakty – warknął Francuz. – Uznałem, że sam się do mnie zgłosi, jeśli będzie potrzebował pomocy. Hintermann, skoro był takim panikarzem, mógł naprawdę przekręcić się na zawał. Przed lub po spotkaniu z Dirkiem, bez większego związku z wagą dokonanych przez siebie odkryć.
Antoine ewidentnie się bronił: w duchu zgadzał się z zarzutami Włocha.
Alberto uśmiechnął się krzywo. Sceptycznie – jakby dawał do zrozumienia, że zastanawia się, czy Antoine nie przeszedł na stronę wroga, wystawiając Dirka wilkołaczej organizacji.
– Do diabła, od dawna w tym nie siedzę – odezwał się znowu Francuz. – Nie prosiłem Dirka o żadne informacje.
– Tak, tak, przecież wiem – zapewnił Alberto, stukając paznokciami w pustą butelkę. – Jeśli grupą najbardziej podejrzaną są dzieciaki, które urodziły się z zarodków pochodzących, przynajmniej oficjalnie, z banku kliniki… a zatem mówimy o niewielkim odsetku pacjentów… Czy Dirk zdobył listę nazwisk?
– Chciał, ale Hintermann stanowczo się sprzeciwił, zasłaniając się tajemnicą lekarską. Dirk postanowił tymczasowo odpuścić temat, żeby profesorowi nie wpadło przypadkiem do głowy skontaktować się z ichnim Ministerstwem Zdrowia. Jeśli potem zdobył te namiary… albo Hintermann zamierzał dać mu listę w Paryżu, ja nic o tym nie wiem.
– Zatem Hintermann to, że tak powiem, martwy trop. – Alberto zadumał się po raz kolejny. – A klinika? Nadal funkcjonuje?
– Nie natknąłem się na wiadomość o jej zamknięciu. – Francuz wzruszył ramionami. – Ale jeśli te bydlaki rzeczywiście są sprytne, niewiele tam znajdziesz.
– Usiłujesz mnie zniechęcić? – Alberto znowu przywołał na twarz wyraz skrajnej uprzejmości.
– Usiłuję postawić sprawę jasno, żebyś za dwa tygodnie nie wrócił tu z pretensjami – odparował Antoine, podnosząc się z fotela. – Przekazałem wam wszystkie informacje, jakimi podzielił się ze mną Dirk. Wasza obecność w tym domu straciła uzasadnienie. Zamierzam trzymać córkę z dala od tego bagna. Jeśli masz jeszcze jakieś pytania, zadaj je teraz. Kiedy stąd wyjdziesz, nie chcę cię nigdy więcej widzieć.
Miło ze strony Antoine’a, że ostatnie zdanie zaadresował tylko do Włocha. Bo Colin planował wrócić w te okolice.
• • •
To jej spojrzenie.
Antoine pojmował, że w tej chwili za największe zmartwienie powinien uważać Alberta. Ten stary wariat dostrzegł w odkryciach Dirka upragnioną życiową szansę, nie zadowoli się byle czym. Jeśli w Niemczech nie dokona przełomowego odkrycia, wróci, zdecydowany uciec się do najbardziej drastycznych środków, żeby wydobyć od Antoine’a więcej informacji. Wypadało się przygotować na tę okoliczność.
Dla odmiany ten młokos, Vernon, traktował śledztwo z przymrużeniem oka. Przestawał z Albertem dostatecznie długo, żeby zrazić się do jego metod działania. Najwyraźniej pewne rzeczy pozostają niezmienne: w dawnych czasach nowi łowcy często przechodzili taki specyficzny chrzest. Jedni od razu klasyfikowali Włocha jako wariata, inni początkowo dawali się uwieść jego sile perswazji. Prędzej czy później jednak każdy się od niego odwracał. Kiedy zaś Vernon rozstanie się z Albertem, wstyd mu będzie się przyznać, że, choćby przelotnie, dawał wiarę jego szalonym teoriom – i postara się jak najszybciej zapomnieć o całej sprawie, z wizytą u Antoine’a włącznie.
To znaczy, zapomniałby bez wątpienia, gdyby nie dziewczyna. Wpadła młodemu łowcy w oko, niestety, i swym wymownym spojrzeniem zasygnalizowała mu, że zauroczenie jest obustronne. Czy tyle wystarczy, żeby Vernon zapragnął wrócić? Antoine liczył, że wstyd zwycięży i chłopak wymaże z pamięci obraz Tin wraz z pozostałymi wspomnieniami z wyprawy z Albertem. Ot, kolejna ładna buzia, jakie widuje się na pęczki, włócząc się po świecie w pogoni za zwierzyną.
Wystukał numer do piwnicy z winami, żeby przekazać Tin, że po pracy może bezpiecznie wracać do domu.
Niepotrzebnie utrzymywał kontakt z Dirkiem. Gdyby Niemiec choć raz nadużył jego zaufania, na przykład nachalnie zażądał przysługi, wymagającej od Antoine’a powrotu do zawodu… Jednakże dawny towarzysz broni akceptował jego decyzję. Wykorzystywał Antoine’a jako coś w rodzaju inteligentnej skrzynki kontaktowej – powierzał mu informacje o ustaleniach z kolejnych śledztw, dopóki nie był całkowicie przekonany, że sprawa dotyczy zwierzyny. Uważał za niemoralne napuszczanie Alberta na osoby, których winy na razie nie dowiódł. Wprawdzie Alberto miał otrzymać namiary na skrytki dopiero w SMS-ie wysłanym po śmierci Dirka (inaczej kontrolowałby ich zawartość na bieżąco i mieszał Dirkowi szyki w co bardziej obiecującym śledztwie), ale Niemiec uwzględniał możliwość, że zginie w wypadku niezwiązanym z badaną aktualnie sprawą.
Tym sposobem Antoine poznawał szczegóły kolejnych śledztw, w tym również dotyczącego kliniki Hintermanna. Choć zapowiadało się ono interesująco, mogło się okazać fałszywym alarmem, jak wiele wcześniejszych przypadków. Gdyby Dirkowi coś się stało, Antoine miał nawiązać kontakt z Albertem i przekazać mu tyle detali, ile uzna za stosowne.
Tymczasem cwany Włoch odnalazł go pierwszy.
Antoine nie podejrzewał, żeby Dirk postąpił nielojalnie; raczej zaniedbał środków ostrożności. A on sam? Jak głupiec, związał się z ziemią, zamiast zachować mobilność.
Jak głupiec… Pamiętał moment podejmowania tej decyzji, przed wielu laty. Dobrze rozważył wszystkie za i przeciw. Potrzebował domu z pomieszczeniem w piwnicy, o grubych ścianach, najlepiej bez okna lub ewentualnie z lufcikiem tak małym, że nie przecisnęłoby się nawet dziecko. Pomieszczeniem, które dałoby się odgrodzić solidnymi stalowymi drzwiami. Dokonywaniem tego rodzaju przeróbek w wynajmowanych domach Antoine wzbudziłby w końcu czyjeś podejrzenia, nie wspominając o kosztach takich ponawianych inwestycji.
Osiadając na stałe w Langwedocji, ryzykował, że znajdzie go któryś z dawnych towarzyszy. Znajdzie i, być może, odkryje prawdę. Antoine obiecał sobie wtedy, przed laty, że jeśli tak się stanie, uzna to za wyrok losu. Ślubował, że nigdy, pod żadnym pozorem, nie zabije łowcy, żeby bronić Tin.
Ale tę przysięgę składał dawno temu. Od tamtej pory wiele się zmieniło.
– Pojechali? – zagadnęła go Tin, wchodząc do kuchni, gdzie Antoine siedział przy stole i bił się z myślami.
Przyjrzał jej się bacznie. Pytanie nie miało sensu, odpowiedział na nie przez telefon. W rzeczywistości chciała znać powód ich wizyty, Antoine zaś rozważał, dlaczego tak jej zależy na tej informacji.
– Ten chłopak jest łowcą – powiedział. – Zabija takich jak ty.
– Wiem. – Otworzyła lodówkę i zaczęła wyjmować półprodukty, żeby przygotować obiad. – Bardzo zgłodniałeś?
– Nie zmieniaj tematu.
– Przecież wyjechał. – Popatrzyła na niego żałośnie, po czym umknęła wzrokiem.
Swego czasu Antoine przypuszczał, że stosunkowo bezbronne młode tych stworzeń standardowo wdzięczą się do potencjalnych wrogów niewinnym spojrzeniem niebieskich oczu, której później zmieniają barwę na piwną. Oczy Tin pozostały jednak równie niebieskie jak wówczas, gdy spojrzała na niego po raz pierwszy. Jedynie pociemniały jej włosy. Zmieniały kolor stopniowo, tak że Antoine ani się spostrzegł, kiedy przestała kwalifikować się do grona blondynek; zresztą od początku była co najwyżej ciemną blondynką.
Mimo tego przeobrażenia nadal wydawała mu się mało podobna do okazów, jakie napotykał w trakcie swej kariery łowcy. Antoine przypuszczał, że to figiel jego umysłu: ogromnie pragnął, żeby Tin różniła się od pobratymców.
– Spodobałaś mu się – odezwał się znowu. – I dałaś mu odczuć, że wzbudził twoje zainteresowanie. Co zrobisz, jeśli tu wróci? Myśli, że jesteś zwyczajną dziewczyną. Tak cię będzie traktował. Dopóki się nie zorientuje. Rozumiesz mnie, Tin?
– Może nie wszyscy są tacy sami – odparła tak cicho, że ledwie uchwycił sens jej wypowiedzi.
Udawała zaabsorbowaną przygotowywaniem posiłku. Unikała konfrontacji, jak zawsze, kiedy się na nią wściekał. Zachowywała się jak posłuszny pies. Gdyby podniosła wzrok na Antoine’a, byłoby to właśnie psie spojrzenie, pełne miłości i oddania. I przebaczenia. Czuł się podle, ilekroć na nią wrzeszczał.
– Nie stać cię na sprawdzanie, czy akurat on jest wyjątkiem – rzucił tym brutalniej.
– Pewnie i tak nie wróci.
Chciała, żeby wrócił. Antoine dotknął zaciśniętą pięścią blatu stołu. To jej spojrzenie, wtedy, w salonie. Jeśli chłopak wróci, Tin będzie gotowa zaryzykować życie, w płonnej nadziei na to, że Vernon okaże się wyjątkiem. Czy po to Antoine ją wychował, kosztem tylu wyrzeczeń? Żeby teraz z własnej nieprzymuszonej woli wpakowała się łowcy pod lufę?
Skuliła się – wyczuwała jego furię. Wstał i wyszedł z kuchni, nie mówiąc nic więcej.
Dorosła. Nastał dzień, którego Antoine zawsze się obawiał. Dziś w salonie spojrzała wzrokiem kobiety, która w danym mężczyźnie widzi ojca swoich dzieci.
Tłumaczył Tin, że nigdy nie będzie mogła założyć rodziny – że nie wolno jej choćby zamarzyć o potomstwie; powinna unikać angażowania się nawet w przelotne związki. Kiwała głową na znak zgody. Czy jednak Antoine miał jakiekolwiek szanse w walce z naturą? Do tej pory łudził się, że tak.
Powtórzył sobie, że Vernon nie wróci. Przy odrobinie szczęścia… jeśli chłopak dostatecznie długo wytrwa u boku Alberta, ustrzelą go ci sami, którzy załatwili Dirka. Albo zerwie z Włochem, a wkrótce potem wpadnie mu w oko inna dziewuszka. Antoine niepotrzebnie martwił się na zapas.
Tylko że problem nie leżał w samym Vernonie. Tin skończyła szkołę, chciała pójść na studia. Coraz wyraźniej akcentowała, że marzy jej się posmakować samodzielności. Tymczasem Antoine uparcie myślał o niej jako o nastolatce. Dopiero dzisiaj zobaczył dojrzałą kobietę. Jeśli nawet młody łowca się więcej nie pokaże, Tin znajdzie sobie inny obiekt westchnień. Jej dzieciństwo minęło bezpowrotnie, a dorosłość… niosła wiele zagrożeń i trudnych pytań.
koniec
« 1 3 4 5
7 listopada 2008

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”

Stare wspaniałe światy:

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Wilcze dziedzictwo: Przeznaczona – rozdział 2
— Magda Parus

Powieść środka
— Michał R. Wiśniewski

Tegoż twórcy

Odtrutka na zmierzchomanię
— Beatrycze Nowicka

Wszystko, co chcielibyście wiedzieć o wilkołakach
— Michał R. Wiśniewski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.