Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 31 marca 2023
w Esensji w Esensjopedii

Magda Parus
‹Wilcze dziedzictwo: Przeznaczona›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułWilcze dziedzictwo: Przeznaczona
Data wydania31 października 2008
Autor
Wydawca RUNA
CyklWilcze dziedzictwo
ISBN978-83-89595-48-5
Format504s. 125×195mm
Cena29,50
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Wilcze dziedzictwo: Przeznaczona – rozdział 2

Esensja.pl
Esensja.pl
Magda Parus
1 2 3 9 »
Przedstawiamy drugi rozdział objętej patronatem „Esensji” powieści Magry Parus „Wilcze dziedzictwo. Przeznaczona”. Książka będąca drugim tomem cyklu ukazała się nakładem Agencji Wydawniczej RUNA.
Zapraszamy równiez do lektury pierwszego rozdziału powieści.

Magda Parus

Wilcze dziedzictwo: Przeznaczona – rozdział 2

Przedstawiamy drugi rozdział objętej patronatem „Esensji” powieści Magry Parus „Wilcze dziedzictwo. Przeznaczona”. Książka będąca drugim tomem cyklu ukazała się nakładem Agencji Wydawniczej RUNA.
Zapraszamy równiez do lektury pierwszego rozdziału powieści.

Magda Parus
‹Wilcze dziedzictwo: Przeznaczona›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułWilcze dziedzictwo: Przeznaczona
Data wydania31 października 2008
Autor
Wydawca RUNA
CyklWilcze dziedzictwo
ISBN978-83-89595-48-5
Format504s. 125×195mm
Cena29,50
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Rozdział 2
– Ale cię wzięło – mruknął Alberto, kiedy zbliżali się do wjazdu na autostradę.
Włoch prowadził, a Colin w zamyśleniu spoglądał na nieciekawy krajobraz za szybą. Że też musiała mieszkać w okolicy prawie pozbawionej drzew, a latem niewątpliwie zbyt gorącej dla członka społeczności. Pieprzony Antoine. Celowo przywlókł ją w tak nieprzyjemne miejsce. Karał ją za to, kim była.
– Proszę? – spytał Colin, reagując z opóźnieniem na uwagę towarzysza.
– Nie udawaj głupiego.
Czyżby jego zauroczenie Tin aż tak bardzo waliło po oczach?
– Nie bój się – warknął Colin, poprawiając się na siedzeniu. – Pamiętam twoje cenne nauki.
Pamiętał, a jakże. Co z tego, że jedynie udawał łowcę? Jako buntownik zadzierający z organizacją tym bardziej nie powinien się z nikim wiązać, wiedział o tym i bez protekcjonalnych wykładów Włocha. Mimo to nie potrafił odegnać wspomnienia jej nieprawdopodobnie błękitnych oczu. Brzmienia głosu. Poczucia bliskości, które napełniło go takim spokojem.
Jeszcze rankiem sądził, że jego życie odmieniła tamta krótka rozmowa z Udonem, kiedy to dowiedział się, że stryj, jego mentor, drugi ojciec – czy też ojciec, jakiego Colin zawsze pragnął mieć – całymi latami go okłamywał. Tamta rozmowa oraz wybór, którego Colin wkrótce potem dokonał: decyzja o porzuceniu spokojnego bytowania w społeczności, złamaniu reguł i wyruszeniu na poszukiwanie siostry.
Ujrzawszy Tin, pojął, że prawdziwa przemiana w jego życiu nastąpiła dopiero dzisiaj. W jednej chwili poczuł się tak, jakby przed spotkaniem z nią istniał tylko w połowie. Nawet Emily, jego bezbronna siostrzyczka, witająca każdy poranek z nadzieją, że tego właśnie dnia starszy brat przybędzie, żeby wyrwać ją z łap bezwzględnych kapłanów, nagle zaczęła wydawać się Colinowi obca i nieważna.
Cholera, czy taka reakcja na poznanie jakiejś suczki należała do normalnych? Colin zacisnął zęby. Przez moment miał chęć dać sam sobie po mordzie za nazwanie Tin „suczką”. No właśnie… Dotąd nie uważał tego określenia za obraźliwe.
Co za dziwaczny zbieg okoliczności. Colin miesiącami bezowocnie włóczy się po Europie, a kiedy wreszcie trafia na nieświadomego, kiedy wreszcie zyskuje szansę nawiązania kontaktu ze strażą, która zaprowadziłaby go do tutejszego lidera, ten zaś do kapłanów, na jego drodze pojawia się Alberto, otumania go bzdurnymi teoriami, po czym wiezie prosto do Tin. Tin, przy której poszukiwania siostry wydają się Colinowi nagle niepotrzebną stratą czasu.
Czy Alberto pracował dla organizacji? Racja, Colin zadawał sobie to pytanie nie po raz pierwszy i zdążył już odpowiedzieć na nie przecząco. Teraz jednak zaistniały nowe okoliczności.
Tylko skąd by wiedzieli, że przeczucie tak uparcie nakazywało Colinowi czekać właśnie na Tin? Przecież w jej przypadku nie chodziło o przekonujące, dobrze zamaskowane kłamstwo. Przeczucia nie dało się oszukać, a Colin jeszcze niczego w życiu nie był tak pewien, jak tego, że znalazł tę właściwą kobietę. No ale… taki zbieg okoliczności? Tyle razy powtarzał sobie, żeby nigdy, przenigdy nie wierzyć…
– A co z przeznaczeniem?
– Słucham? – Colin spojrzał nieprzytomnym wzrokiem na Alberta.
– Do diabła, Vernon, to przestaje mnie bawić – wypluł gniewne słowa Włoch. – Mówię o poważnych sprawach! Daj wreszcie spokój tej przeklętej spódniczce. Antoine nie dopuści, żeby jego córka związała się z łowcą. – Ton jego głosu nieco złagodniał. – A ty sam chyba także zdajesz sobie sprawę, że najlepiej przysłużysz się dziewczynie, jeśli o niej zapomnisz.
Colin nadal patrzył na towarzysza nieco oszołomiony. Jak ostatni kretyn, bo przecież wiedział, że to nie Alberto zmącił tok jego rozmyślań. Tamtego głosu Colin nie pomyliłby z żadnym innym.
Po prostu go zaskoczyła. Owszem, nie tak dawno sam odgadywał słowa, które dopiero miały opuścić jej usta, ale wtedy stali twarzą w twarz. Nie spodziewał się, że tego rodzaju kontakt będzie możliwy na odległość.
I nagle wcale nie był pewien, czy ten układ mu się podoba.
– Zresztą, może powinieneś przelecieć tę panienkę – ciągnął tymczasem Alberto. – Kilka ruchanek i sam dojdziesz do wniosku, że smarkula niczym się nie wyróżnia. Za dziesięć lat przemieni się w złośliwego maszkarona, tak że przy ponownym spotkaniu pogratulujesz sobie, że się z nią nie związałeś. Boisz się, że Antoine gdzieś ci ją wywiezie, kiedy nas dwóch pochłonie sprawa kliniki? Niepotrzebnie. Zwróciłeś uwagę na jego samochód? Meble? Sprzęt? Pewno, niekiedy zamożni ludzie zadowalają się byle czym, ale na mój nos… Jaki z niego farmer? Pół życia uganiał się za zwierzyną, zdobywając pieniądze na różne szemrane sposoby. Kiedy córka zwaliła mu się na łeb, zapragnął zostać praworządnym obywatelem. Gdy jesteś łowcą, wydaje ci się, że nie ma nic prostszego, jak wieść zwykłe życie. Wymyślił sobie winnicę, choć o uprawie winorośli nie miał ni w ząb pojęcia. Gdy się patrzy z boku, to takie romantyczne zajęcie. Władował w tę mrzonkę wszystkie oszczędności, a bajka okazała się mało kolorowa. Jednego roku susza, drugiego chłodne lato, trzeciego zima stulecia, a kolejnego zaraza zżera zbiory. Ledwie człowiek spłaci jedne długi, nadciąga nowa katastrofa. Nie mają za co wyjechać. A rozstanie z nią także mu się nie uśmiecha, chociaż to już dorosła dziewczyna.
Colin słuchał towarzysza jednym uchem, skupiony na wzywaniu Tin. Jeśli usłyszała myśli, których do niej nie kierował, bez problemu powinna wychwycić jego wołanie. Niestety, nie reagowała.
Zapewne wyłącznie dzięki zaabsorbowaniu Colina próbami nawiązania telepatycznej łączności z Tin Alberto nie zakończył życia po paru pierwszych dosadnych zdaniach. Zanim dotarły one do świadomości Colina, Włoch przeszedł już do dalszych rozważań.
Nie, Colin nie martwił się, że Tin wyjedzie. Gdziekolwiek by się znalazła, zawsze ją odnajdzie. Trapił go natomiast fakt, że Włoch dostrzega nietypowość jej relacji z Antoine’em.
– Nie wyjadą nawet wówczas, gdy Antoine uzmysłowi sobie, że tamci mogą trafić do niego tropem Dirka – ciągnął Alberto. – Szybko przekona sam siebie, że kontaktując się z nim, Dirk zachował ostrożność, a zatem prawdopodobieństwo, że go namierzą, wydaje się minimalne. Zwłaszcza że powątpiewa w istnienie wilkołaczej organizacji, natomiast łatwo wyobrazi sobie, jak tuła się z córką po świecie bez środków do życia.
Ta sugestia poruszyła Colina. On nie powątpiewał w istnienie organizacji – i przekonał się już, do czego potrafi być zdolna. Tyle że jej zainteresowanie osobą Antoine’a miałoby sens wyłącznie w przypadku, gdyby organizacja faktycznie wykorzystywała klinikę do rozmnażania świadomych, a w tę teorię Colin nie uwierzy, dopóki nie ujrzy niepodważalnych dowodów.
Szkopuł w tym, że Dirk i Hintermann przypuszczalnie zginęli właśnie z powodu dociekań na temat działalności kliniki. Ktokolwiek odpowiadał za przeprowadzane tam eksperymenty – nieważne w tej chwili jakiej natury – konsekwentnie strzegł tajemnicy.
Colin zapragnął natychmiast wrócić do Tin. Super. Wróci i co jej powie? Że powinna rzucić wszystko i wyjechać, bo zdaniem pewnego szaleńca grozi jej śmiertelne niebezpieczeństwo?
Niemniej Alberto zdołał namierzyć Francuza, zatem tamtym również mogło się to udać. Colin wahał się, jak powinien postąpić. Za mało wiedział o sprawie. Przed chwilą Włoch zrobił mu przecież wykład na temat tego, dlaczego trzeba będzie solidnych argumentów, żeby nakłonić Antoine’a do wyjazdu. No właśnie, i znów Colin ulegał sugestiom Alberta…
• • •
– A oto i nasz słynny Alberto – mruknął Javier.
Colin podążył za jego wzrokiem, szczerze ciekaw przybysza. Włoch uchodził wśród towarzyszy za dziwaka, ponieważ zwykł był wygłaszać nieprawdopodobne teorie na temat zwierzyny. Sęk w tym, że kiedy Colin usłyszał próbki owych teorii, poważnie się zaniepokoił. Nie spotkał dotąd łowcy, który znalazłby się tak blisko prawdy o organizacji.
– Javier! – Alberto rozpostarł ramiona. – Stary druhu, co za przypadek! Ach, i poczciwy Michel!
– Zakładam, że faktycznym adresatem tych serdeczności jest otoczenie – stwierdził kwaśno Michel, podobnie jak Javier nie ruszając się z miejsca. Mówił po francusku. Nie miał problemów z rozumieniem angielskiego, jednak wolał się wypowiadać w rodzimej mowie.
– Ależ, przyjaciele, naprawdę szczerze mnie cieszy wasz widok – zapewnił entuzjastycznie Alberto. Pozostał przy angielskim, podstawowym języku komunikacji w środowisku europejskich łowców. – A któż to wam towarzyszy? – Włoch spojrzał na Colina.
– Poznaj Vernona, naszego amerykańskiego kolegę po fachu – powiedział z przekąsem Javier.
Colin przywykł już do takiego tonu. „Amerykański kolega Vernon” nie wzbudzał ciepłych uczuć u europejskich łowców. Parę lat temu właśnie Javier, wraz z Belgiem Janem, nieoficjalnym przywódcą grupy, wybrali się za ocean, żeby poznać metody pracy kumpli z branży. Nie spotkali się z ciepłym przyjęciem. Teraz zaś Colin płacił za zachowanie Stipe’a lub innego podobnego mu debila. Nie pomogło podkreślanie, że pochodzi z Kanady. Jak stwierdził Michel, skoro każdy mieszkaniec Europy jest Europejczykiem, Kanadyjczyk to Amerykanin, i nie ma o czym dyskutować.
1 2 3 9 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Jak przewidziałem drugą wojnę światową

Stare wspaniałe światy:

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Powieść środka
— Michał R. Wiśniewski

Wilcze dziedzictwo: Przeznaczona
— Magda Parus

Tegoż twórcy

Odtrutka na zmierzchomanię
— Beatrycze Nowicka

Wszystko, co chcielibyście wiedzieć o wilkołakach
— Michał R. Wiśniewski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.