WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Tytuł | Bohaterowie umierają |
Tytuł oryginalny | Heroes Die |
Data wydania | 1 lipca 2009 |
Autor | Matthew Woodring Stover |
Przekład | Wojciech Szypuła, Małgorzata Strzelec |
Wydawca | MAG |
Cykl | Akty Caine’a |
ISBN | 978-83-7480-139-3 |
Format | 670s. 135×205mm |
Cena | 39,— |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | MadBooks.pl |
Wyszukaj w | Selkar.pl |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Bohaterowie umierająMatthew Woodring Stover
Matthew Woodring StoverBohaterowie umierająPrzedstawicielkę Motoroli zatkało, jak panienkę z nadkasty na widok ekshibicjonisty. – Zapewniam was, osobiście zapewniam obu panów, że ta technika została opracowana w pełni niezależ… Vilo tylko machnął ręką, przerywając dziewczynie i zostawiając smużkę dymu z cygara – grubego, czarnego ConCristo, prawie tak wielkiego jak on sam. – Do diabła, Hari, wiem, że to nielegalne. Czy ja wyglądam na idiotę? Chciałem tylko wiedzieć, czy to się do czegoś nadaje. Marc Vilo był drobnym narwanym kogucikiem o szpakowatych włosach, aroganckim skurwielem po sześćdziesiątce, krzywonogim głównym akcjonariuszem Vilo Intercontinental, znanej w całym świecie firmy transportowej. Sam wywalczył sobie awans do nadkasty Biznesmenów. Był panem i władcą rozległej posiadłości u stóp pasma Sangre de Cristo i Patronem Aktora-supergwiazdy, jak powszechnie mówiono o Cainie. – Czy się nadaje? – Hari z westchnieniem wzruszył ramionami. Po co się spierać? – Pewnie. Prawie jakbyś tam był naprawdę. – Odwrócił się do przedstawicielki Motoroli. – Wasz podajnik neurochemiczny… to fałszywka, nie? Przedstawicielka mruknęła coś, ale Hari przerwał jej zmęczonym tonem: – Dobra, zamknij się. Naprawdę się cieszył, że przedstawicielka Motoroli to idiotka. Dzięki temu miał się na czym skupić, zamiast koncentrować się na lodowatej urazie, którą widział w oczach Shanny za każdym razem, gdy wyobrażał sobie jej twarz. Minęły miesiące, odkąd ostatni raz zdołał choćby wyobrazić sobie jej uśmiech. „Skup się na interesach, do cholery”, warknął do siebie w myślach. Odwrócił się do Vilo i spróbował wykrzesać trochę życia w swoich słowach, prostując obolałe ramiona: – Nie daj się robić w konia, Biznesmenie. Ten cały pomysł z kwadratem wyjścia… Jak oni to nazywają? Synchro-mruganie? Przedstawicielka Motoroli uśmiechnęła się do niego pustym, zawodowym uśmiechem. – To tylko jedna z wielu wysoce zaawansowanych właściwości, dzięki którym jest dziś najlepszą rzeczą rynku. Hari ją zignorował. – No więc wykorzystujesz odruch mrugania, żeby wyjść z programu – ciągnął. – Zero mechaniki. To działa na zasadzie sprzężenia zwrotnego z induktorami. Ta technologia w całości należy do Studia, a Studio traktuje takie sprawy poważnie. Podajnik neurochemiczny to tylko kamuflaż. Nie przechodzi przez niego nic poza hipnotykami, i to w niewielkich ilościach, skoro już musisz wiedzieć. Schrzanili sprawę koncertowo. Odgrywają wszystkie wrażenia w ten sam sposób, jak Studio na fotelach bezpośrednich: przez bezpośrednią indukcję neuronową. I w dodatku za mocno ją podkręcili. Ten zapach, po tym, jak odciąłem głowę Toa-Phelathona? Prawdziwa krew nie jedzie aż tak mocno. Podbili poziom adrenaliny tak, że ledwie mogłem oddychać. No i wreszcie ten miecz w brzuchu: bolało naprawdę za mocno. – Ale… ale, Komediancie Michaelson… – zająknęła się przedstawicielka, rzucając asystentowi szybkie, zaniepokojone spojrzenie. – Musimy zadbać, by to było wiarygodne, no wie pan, mam na myśli… Hari podniósł się powoli. Post-Caine’owa sraczka sprawiła, że ciało miał wiotkie, jakby pozbawione kości, i tylko nadzwyczajne skupienie pozwalało mu utrzymać głowę prosto, ale w głosie i lodowatej ciemności jego oczu pojawiło się coś z groźby w stylu Caine’a. Uniósł tunikę i pokazał brązowe, bliźniacze blizny, z przodu i z tyłu, tuż pod żebrami, gdzie niecałe trzy lata temu miecz Bystrzaka przeciął mu wątrobę. – Widzisz to? Chcesz dotknąć? No i kto wie lepiej? Ty? – Jezu Chryste, Hari, nie bądź takim dupkiem – żachnął się Vilo. Z lekceważeniem machnął cygarem i zwrócił się do przedstawicielki Motoroli: – Nie przejmuj się nim. To nic osobistego, sama rozumiesz. On jest taki wobec wszystkich. – Mówię ci – odezwał się słabo Hari – pokpili sprawę koncertowo. Gdyby ten przejeżdżający po żebrach miecz zadał mi tyle samo bólu wtedy, kiedy to działo się naprawdę, przez kilka sekund byłbym w szoku. Przy takim bólu niewiele można zrobić, tylko jęczeć albo krzyczeć, wić się albo zemdleć. Ten biedny leszczyk, strażnik, zadałby mi następny cios prosto w gardło, kapujesz? – Pokazał Vilo otwartą dłoń i westchnął. – Chcesz zainwestować w prawnie zastrzeżony towar, twoja sprawa. Ale nie sądzę, żebyś chciał współpracować z idiotami, którzy nie potrafią nawet dostroić hełmu indukcyjnego. – Zero inwestycji – burknął Vilo. – Ja to po prostu kupię, Hari. To jest, jak oni to nazywają, prototyp. Nawet taki dinozaur jak Motorola nie wypuści na rynek produktu, który jest piracką kopią efektów wypracowanych w Studiu. Chcę po prostu mieć jedno takie ustrojstwo, żeby przeglądać sześciany w wolnym czasie, zamiast tracić po dwa tygodnie na leżance bezpośredniej. – Jak uważasz. Rób, co chcesz. – Hari… – zaczął łagodnie Vilo, wkładając cygaro do kącika ust. – Zachowuj się. Subtelny chłód wypełnił ciszę, która zapadła po tym napomnieniu, wystarczający, żeby przedstawicielka i asystent przelotnie spojrzeli po sobie, ale nie dość dojmujący, by ktoś zadrżał. Vilo beznamiętnie skinął głową w stronę przedstawicieli, jakby mówił: „Synu, zachowuj się w towarzystwie jak należy”. Hari ponuro zwiesił głowę. – Przepraszam, Biznesmenie – mruknął. – Przegiąłem. Ale mam jeszcze jedno pytanie, za pozwoleniem. Vilo skinął głową, a Hari odwrócił się do kobiety od Motoroli. – Ten sześcian… to nie jest standardowe nagranie ze Studia. Nie może być. Standardowe sześciany nie zawierają danych węchowych ani dotykowo-bólowych. I nie wierzę, żeby wasze induktory potrafiły zbierać informacje z kanału neurochemicznego i wyrównywać opóźnienie, dostosowywać dawkę i tak dalej. Macie skądś nielegalną kopię oryginalnego nagrania? Przedstawicielka Motoroli posłała mu swój najlepszy oficjalny uśmiech i odpowiedziała: – Obawiam, że nie mogę odpowiedzieć na to pytanie. Ale, jak to gwarantujemy w umowie zakupu, Biznesmen Vilo otrzyma sześciany stosowne do wyposażenia… – Dość tego – rzucił z odrazą Hari. Odwrócił się do Vilo. – Słuchaj, to jest tak. Ci idioci mają swojego idiotę w laboratoriach Studia, który załatwia im nielegalne kopie. To oznacza, po pierwsze, że najprawdopodobniej dostaniesz wersję przed montażem. Dwutygodniowa Przygoda będzie w tym fotelu trwała dwa tygodnie, tak jakbyś siedział w Cavei na leżance bezpośredniej, tylko że gorzej. Ten fotel nie ma układów reagujących na skurcze, komfołączy ani systemu wewnętrznego karmienia. Po drugie, będą stale dostarczać ci nowe kopie. Zostaną zapisy z systematycznych dostaw i któregoś dnia złapią tego idiotę. Zanim go scyborgizują i zrobią z niego Fizola, gliniarze Studia wycisną z niego wystarczająco dużo, żeby rozgryźć całą siatkę, którą przekażą swoim kumplom w rządzie. A to nie będą przyjaźni i uprzejmi goście z WK, którzy grzecznie zapukają do twoich drzwi, bo to już nie będzie pogwałcenie techniczne. Od tego momentu będzie już chodzić o własność intelektualną i pogwałcenie praw autorskich i nagle staniesz twarzą w twarz z Policją Społeczną. A nawet ty nie chciałbyś podpaść pospołom. Vilo znowu rozparł się na fotelu, moszcząc głowę na żelowym zagłówku. Wypuścił kilka okrągłych jak kapelusiki grzybów kłębów dymu i ponownie usiadł prosto. W kącikach oczu zarysowały mu się kurze łapki, gdy się uśmiechnął. – Hari, nadal myślisz jak kryminalista, wiesz o tym? Minęło dwadzieścia lat, a w głębi serca ciągle jesteś cwaniakiem z ulicy. Hari uśmiechnął się chmurnie. Nie wiedział, co to miało znaczyć, i nie miał ochoty pytać. – Może pójdziesz na górę nad basen i napijesz się czegoś, a ja tu wszystko załatwię, co? – ciągnął Vilo. Był taki czas, kiedy Hari uznałby za policzek to, że odprawiono go jak dzieciaka, jak pieprzonego smarkacza. Teraz ów fakt budził w nim tylko puste zdumienie, że nadal dba o swoje interesy, że nadal żyje, jakby to jeszcze miało jakieś znaczenie. Ale to była tylko gra, tylko pusty pozór, jak sam Caine. Bez Shanny świat był jałowy i Hari nie potrafił się zmusić, żeby czymkolwiek się przejąć. Skinął głową. – Jasne. Do zobaczenia na górze. |
Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.
więcej »Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.
więcej »Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
Starwarsy moralnego niepokoju, czyli cierpienia młodego Dżedaja
— Agnieszka Szady