Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 3 października 2023
w Esensji w Esensjopedii

Przy herbacie: Moja sąsiadka hoduje smoki

Esensja.pl
Esensja.pl
Moja sąsiadka hoduje smoki, ale nikt ich nie widzi, bo ludzie w smoki nie wierzą. Mój sąsiad umie podróżować w czasie, lecz wykręca się od odpowiedzi, czemu wobec tego nie dokonał zamachu na Hitlera. A moja koleżanka pisze książki dziejące się w alternatywnym świecie, w którym w ogóle nie ma magii…

Agnieszka ‘Achika’ Szady

Przy herbacie: Moja sąsiadka hoduje smoki

Moja sąsiadka hoduje smoki, ale nikt ich nie widzi, bo ludzie w smoki nie wierzą. Mój sąsiad umie podróżować w czasie, lecz wykręca się od odpowiedzi, czemu wobec tego nie dokonał zamachu na Hitlera. A moja koleżanka pisze książki dziejące się w alternatywnym świecie, w którym w ogóle nie ma magii…
Felieton o różnych sposobach uzasadniania istnienia magii w fantasy (nie, nie chodzi o różne rodzaje magii) wypada zacząć od sprecyzowania, czym właściwie to fantasy jest. Jedni twierdzą, że to książki, w których „są elfy, czarodzieje i smoki”, inni – że takie, gdzie akcja rozgrywa się „w świecie podobnym do naszego średniowiecza”. Osobiście przychylam się do wersji, że fantasy to utwór, w którym za sprawą magii istnieją lub dzieją się rzeczy niemożliwe w naszym świecie – w przeciwieństwie do dzieł SF, gdzie takie rzeczy dzieją się za sprawą technologii.
Definicja ta pozwala uznać za fantasy powieści takie jak „Harry Potter” czy „Podatek” – zdecydowanie nie rozgrywające się w średniowiecznych światach. Oczywiście, jak to zwykle bywa w literaturze, istnieje mnóstwo utworów, które trudno jest jednoznacznie zaklasyfikować: czy „Kuzynki” albo „Nocarz” to fantasy? Magia tam istnieje, acz w wąskim zakresie. A „Po słowiczej podłodze”? Jest niezwykły miecz, nadludzkie umiejętności bohatera i alternatywny świat – tak mocno wzorowany na Japonii, że sporo osób sądzi, że to książka historyczno-przygodowa – ale magii w sensie rzucania czarów nie ma. No, ale w końcu podziały gatunkowe – jak ktoś kiedyś zauważył – służą głownie do tego, żeby bibliotekarz wiedział, na której półce ma postawić książkę.
W przypadku powieści dziejącej się w fikcyjnym świecie, autor nie musi uzasadniać, skąd się wzięła magia. Ona tam po prostu jest. Natomiast ci, którzy zapragnęli wprowadzić czary do naszego współczesnego świata, muszą się nieźle namęczyć. Wszak istnienie czarodziejów nie pozostałoby bez wpływu na rozwój cywilizacji. Hannibal na smoku? Oddziały krzyżowców kontaktujące się przez szklane kule? Wojny napoleońskie z miotaniem ognistych pocisków? Pisarze zwykle zabezpieczają się stwierdzeniem, że magia pojawiła się już w epoce nowożytnej (lub wręcz w końcówce XX wieku) na skutek jakiejś „koniunkcji sfer” lub innego równie niesprecyzowanego wydarzenia. Dzięki temu telewizory i samoloty mogą istnieć obok – lub zamiast – palantirów i latających dywanów. Bardzo twórczo wykorzystał to Tomasz Kołodziejczak w „Czarnym horyzoncie”, gdzie XXI-wieczna Europa jest polem inwazji istot z innego wymiaru, którym ludzie nadają nazwy zaczerpnięte wprost z Tolkiena. Szczególnie podoba mi się pomysł czarów opartych na symbolice masowej wyobraźni: wszak symbole od zawsze stanowiły podstawę tego, co nazywamy magią w naszym świecie.
Spora grupa autorów przyjmuje inne rozwiązanie, ograniczając nadnaturalne zjawiska do istot z naszych legend i baśni – płanetników, skrzatów, domowików, rusałek itp. – które istnieją od zawsze, jednak ich moc jest albo zbyt niewielka, by na poważnie zaingerować w historię ludzkości, albo, najczęściej, zanika w miarę postępu technicznego. Zgrabnie opisał to Michał Studniarek w „Herbacie z kwiatem paproci”. Dla odmiany Aleksandra Janusz w swoich opowiadaniach o miasteczku Farewell wykorzystała pomysł magicznej enklawy, gdzie całkowicie współcześnie wyglądający czarodzieje (posługujący się nawet telefonami komórkowymi dla… przesyłania sobie many) pilnują, by wilkołaki, wampiry i inne stwory mroku trzymały należyty dystans od ludzi. Z tym, że można polemizować, czy świat „Domu Wschodzącego Słońca” przypadkiem nie jest alternatywny, skoro sama autorka twierdzi, że akcja dzieje się „w Ameryce, jaką sobie w latach 80. wyobrażaliśmy na podstawie filmów i paczek”.
Pomysł na świat czarodziejów istniejący tuż obok naszego jest także podstawą cyklu o przygodach Harry’ego Pottera. Oczywiście powoduje to mnóstwo luk w logice, które z lubością tropią co bardziej sceptycznie nastawieni fani1). W czasie lektury powieści nie zastanawiamy się na przykład nad tym, jak udaje się utrzymać tajemnicę istnienia czarów, skoro do Hogwartu przybywają również dzieci z mugolskich rodzin. Co mówią rodzice krewnym i znajomym pytającym o karierę edukacyjną takiej na przykład Hermiony? „Nie, nie będzie dentystką jak my, ona chodzi do takiej… mmm… no… specjalnej szkoły”? I czy w gromadzie dzieciaków nie trafi się przynajmniej jeden, który w czasie wakacji pochwali się kolegom z podwórka tym, do jak fantastycznej szkoły chodzi? Dokąd odprowadzane są zamkowe ścieki? Czy takie rzeczy jak drukowanie podręczników, rafinowanie cukru i tkanie materiału na magiczne szaty też jest załatwiane magią? A jeżeli jedzenie, ubrania i meble można wyczarować, to czemu istnieją bogatsi i biedniejsi czarodzieje?
Najbardziej podoba mi się subtelna obecność magii w książce Tanyi Huff „Brama Mroku i Krąg Światła”. W dwudziestowiecznej Kanadzie istnieją skrzaty, duchy i tym podobne stworzenia, dostrzegane tylko przez tych, którzy umieją patrzeć. Tu wypadałoby dać jakiś ładny bonmot o realnym życiu, które też jest pełne niedostrzegalnej magii, ale niestety nie dla wszystkich jest. Dlatego właśnie potrzebujemy książek.
koniec
18 września 2011
1) Sceptyczny fan to dla autora znacznie gorsze przekleństwo od antyfana. Problem polega na tym, że ten pierwszy doskonale zna książkę, której się czepia…

Komentarze

18 IX 2011   19:30:08

Ależ przyglądając się dokładnie, można uznać, ze magia była tutaj cały czas. A historię wystarczy tylko odpowiednio zinterpretować, by znależć dowody na ingerencję sił... innych. A na co dzień? Kurczę, jeśli to nie magia sprawiła ( i to ta wyższa) ze mój sąsiad ma kobietę, to nie wiem co...

09 X 2013   00:21:01

Zęby zjadłszy na dyskusjach potterologicznych, na pytania o mugolaków mam gotową odpowiedź.
Rodzice Hermiony, gdyby ich ktoś bardzo wnikliwie wypytywał (a przypominam, że nie są Arabami ani nawet Polakami, więc raczej im to nie grozi), mogą wysłać Hermionę do jakiejś boarding school, najlepiej zagranicznej. Mugolak nie powie kolegom, gdzie się uczy, ponieważ w tym wieku człowiek niczego się nie boi tak jak ośmieszenia. A opowiadając o szkole, w której uczą czarów w ogóle, a latania na miotłach w szczególności, miałby to jak u Gringotta.
A czy awantury czarodziejów nie wpływają na świat mugoli? A jeszcze jak wpływają. Los Alfaguez (1978), Rotunda (1979), dworzec w Bolonii (1981) - wszystko to akurat, co za przypadek, końcówka pierwszej wojny voldemorckiej...

09 X 2013   10:55:54

Nie występowałeś czasem na forum Mirriel jako Arthur Weasley? :-)

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Dziwne fikcje: Moc kryzysu
Marcin Knyszyński

1 X 2023

„Dworzec Perdido” uważany jest za powieść założycielską „The New Weird”, rzecz definiującą pewne ramy nurtu i jedną z jego najlepszych książek. Jest to druga powieść Chiny Mieville’a (pierwszą jest „King Rat” – czysty gatunkowo przypadek urban fantasy), pisarza uznawanego za jednego z ojców „nowej, dziwnej” fantastyki, która pojawiła się na samym początku dwudziestego pierwszego wieku. Tej książki pominąć w naszym cyklu nie można – zacznijmy zatem.

więcej »

Nie przegap: Wrzesień 2023
Esensja

30 IX 2023

Oto pierwsza porcja recenzji na tegoroczne jesienne wieczory.

więcej »

Nie przegap: Sierpień 2023
Esensja

31 VIII 2023

Oto co zrecenzowaliśmy w drugiej połowie wakacji.

więcej »

Polecamy

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”

Stare wspaniałe światy:

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż autora

Jedyna nadzieja w lisiczce?
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Krótko o filmach: Jak ogień z wodą
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Ken odkrywa patriarchat, czyli bunt postaci drugoplanowych
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Pościg z drągiem za pociągiem
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Magia znowu działa
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Krótko o filmach: Grzebanie w czasie na nic ci zda się
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Krótko o filmach: Spotkanie na pustkowiu
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Krótko o książkach: Fotki, plotki, anegdotki
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Nielegalna blondynka
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Krótko o książkach: Wielbłąd w samolocie???
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.