…albo gender w Ziemiomorzu. Albo dyskusja o życiu seksualnym emerytowanych magów. Lub, jeśli ująć rzecz delikatniej – o wątkach obyczajowych, ewolucji bohaterów i klimacie w „Tehanu”, części czwartej „Ziemiomorza”.
…albo gender w Ziemiomorzu. Albo dyskusja o życiu seksualnym emerytowanych magów. Lub, jeśli ująć rzecz delikatniej – o wątkach obyczajowych, ewolucji bohaterów i klimacie w „Tehanu”, części czwartej „Ziemiomorza”.
Ursula K. Le Guin
‹Ziemiomorze›
AH: Niech ktoś mi wyjaśni, proszę, czemu ten odcinek dyskusji ma tak prymitywny tytuł? „Tehanu” to opowieść o wdowie, okaleczonej dziewczynce i o magu, który przeżywa trudną żałobę po utraconej mocy. Przy czym to wdowa przez cały czas jest dla pozostałych dwojga opoką i podporą.
MC: Odpowiadając na pytanie o prymitywność tytułu: po trzech tomach, w których coś się działo, bohaterowie albo zmagali się ze sobą, albo ratowali świat, „Tehanu” stanowi bardzo niemiłą niespodziankę dla czytelnika. Rozumiem, że książka została napisana wiele lat po części trzeciej, rozumiem też, że jej celem miało być przedstawienie zupełnie innej twarzy Archipelagu, a także perspektywy ludzi, którzy nie władają mocą. Ale nie ukrywajmy: „Tehanu” to najnudniejszy ze wszystkich tom całej serii.
AH: Zupełnie się nie zgadzam, ale sądzę, że to kwestia gustu i oczekiwań czytelniczych. Pierwsze trzy tomy cyklu były silnie nasycone baśniowością, cudownością, a „Tehanu” to ponura obyczajówka, niemal zupełnie wyprana z magii. Zamiast czarów i dziwów mamy ludzką słabość oraz dużo szarego codziennego życia, ale to efekt świadomej zmiany podejścia autorki. To tak, jakby fotograf zamiast robić zdjęcia pięknie umalowanych kobiet i retuszować je dodatkowo Photoshopem, postanowił pokazać w zbliżeniu krostki i zmarszczki. „Tehanu” nie oferuje takiego miłego, eskapistycznego, przygodowego rauszu, jakiego często oczekujemy od fantasy. W zamian dostajemy zimny prysznic: ani Ziemiomorze nie jest tak fajne, ani Ged tak kryształowy, jak nam się dotąd wydawało. Mnie ta książka bardzo zasmuciła, kiedy czytałam ją po raz pierwszy, będąc w liceum. Teraz, kilkanaście lat później, przeczytałam ją od nowa dosłownie jednym tchem, w jeden wieczór. Poruszyła mnie Tenar opiekująca się poparzonym, oszpeconym dzieckiem i usiłująca mu zapewnić normalne życie, poruszył Ged, który nie potrafi dojść do siebie po tym, jak przestał być magiem. Może dlatego, że czytając, silnie identyfikowałam się z Tenar i z jej sposobem widzenia świata. Jestem naprawdę pod wrażeniem tego, jak wyewoluowała w tej książce – fizycznie krucha, często zagubiona, pełna wątpliwości, a mimo to znajduje w sobie ogromne pokłady siły, kiedy musi się opiekować słabszymi od siebie.
BN: Jeśli o mnie chodzi, to lektura „Tehanu” przede wszystkim mnie zirytowała. Właśnie ze względu na zmianę tematyki, klimatu, charakteru powieści. Teraz jednak pozwolę sobie jeszcze odnieść się do tytułowej „kobiety bez chłopa": w zasadzie niedługo po tym, jak Tehanu zaczyna się zastanawiać, co by tu zrobić ze swoim życiem, skoro mąż zmarł, a dzieci (własne) odchowane, przybywa remedium w postaci mężczyzny. No fakt, trzeba mu bardziej matkować, jednak niektóre kobiety lubią czuć się potrzebne komuś, a Tenar raczej do takich należy.
AH: Wcale nie odnoszę wrażenia, jakoby Tenar w tej książce matkowała Gedowi. Nie wydaje mi się też, żeby była osobą, dla której sensem życia jest poświęcanie się dla innych. Po prostu idzie tam, gdzie jest potrzebna. Towarzyszy umierającemu Ogionowi, przygarnia zmaltretowane dziecko włóczęgów, którym nie zająłby się nikt inny. Gdy chodzi o Geda, opiekuje się nim, dopóki jest obłożnie chory, a potem wycofuje się, zostawia mu przestrzeń, żeby sam mógł dojść do ładu ze swoją psychiką. Później zostaje ładnie pokazane, jak partnerskie stają się ich relacje. Ged nie jest dla Tenar obiektem do inwestowania uczuć macierzyńskich, tylko przyjacielem i oparciem (kiedy już przepracuje sobie to, że przestał być magiem, a rozumiem, czemu tak traumatycznie odbierał tę stratę: za jednym zamachem utracił pozycję społeczną, poczucie bezpieczeństwa i sens życia).
BN: Tenar otacza się ludźmi, którzy potrzebują jej pomocy i wsparcia. Co jest szlachetne, ale też sądzę, że przynosi jej pewnego rodzaju satysfakcję. Co jeszcze – jakoś nie dostrzegam partnerstwa tej relacji. Ale może i dobrze, że Ged wreszcie poczuwa się do odpowiedzialności i raczy przybyć. Choć przecież – i to akurat jest fajne – podczas, gdy on wędrował po archipelagu, Tenar nie czekała hodując warkocz, tylko znalazła sobie innego, wyszła za niego, miała z nim dzieci. Żyła swoim życiem.
MK: We mnie akurat wzbudziło to trudny do określenia żal. Dziewczyna, o której śpiewali pieśni, która zwróciła pierścień Erreth-Akbego, która była najwyższą kapłanką, kroczyła u boku arcymaga i słynęła ze swej urody, wiodła tak zwyczajny żywot. Zestarzała się u boku normalnego mężczyzny, urodziła dzieci, pracowała. Zwykle nie tak wyobrażamy sobie dalsze losy kogoś, kto zmienił świat. Z drugiej strony to bardzo prawdziwe i jakoś wpasowuje się w konwencję Ziemiomorza. Poza tym tak pewnie było najlepiej dla Tenar. Miała zwykłe, ale szczęśliwe życie, z jego wszystkimi troskami i radościami.
BN: Zgadzam się. To znaczy – podtrzymuję, że dobrze, iż Tenar układała sobie życie bez Geda, ale też byłam rozczarowana. Wyjść za jakiegoś zwykłego człowieka, żyć gdzieś na uboczu na farmie… Z tego, co było wspomniane, małżeństwo Tenar nie było nieudane, ale też na podstawie padających w powieści krótkich wzmianek wydaje się ono zupełnie zwyczajne, przyziemne, bez wielkiej miłości i wzlotów. Tenar przebywając w świątyni na Wyspach Kargadzkich była kimś – szanowaną najwyższą kapłanką. Jeśli wykazałaby się sprytem, być może mogłaby przekuć wpływy religijne na faktyczną władzę. Ona tymczasem wyrzekła się tego, uciekła. Rozumiem – utracić pozycję, by zostać kobietą arcymaga i wraz z nim wędrować po świecie, ale utracić ją, by zostać wieśniaczką? I to na własne życzenie, bo o ile dobrze pamiętam mogła zostać na dworze w Havnorze. A, jak sobie doczytałam, mogła też uczyć się u Ogiona, który dostrzegł w niej moc i potencjał. Chce się rzec, „zamienił stryjek siekierkę na kijek”.
AH: Może Ogion źle się sprawdzał w roli nauczyciela, nie miał do tego predyspozycji? W końcu Ged też nie wytrzymał długo jako jego uczeń, wolał uciec na Roke… Co się tyczy Tenar – zwróćcie uwagę, że ona musiała porzucić otoczenie, w którym się wychowała, a przecież wyrosła w środowisku skrajnie hermetycznym i rządzonym przez sztywne reguły. Z natury jest raczej skryta, introwertyczna, jej głównym wzorcem osobowym była zimna i dumna Thar. Tenar nie potrafi łatwo nawiązywać znajomości, zjednywać sobie serc, nie ma tej otwartości i łatwości dostosowywania się co Ged. I teraz ta zamknięta w sobie, ale bardzo wrażliwa dziewczyna trafia w kompletnie obce środowisko, gdzie ludzie automatycznie traktują ją co najmniej z niechęcią, jeżeli nie wrogo, bo przecież jest białoskórą dzikuską, Kargijką. Uczenie się magii od maga tylko jeszcze bardziej utrudniłoby jej funkcjonowanie w tym społeczeństwie. Najprędzej mogłaby zostać czarownicą, a wtedy między nią a klientami nadal pozostawałaby bariera nieufności i lęku, zaś inne czarownice pewnie utrudniałyby jej życie z zazdrości o to, że uczył ją Ogion… Sądzę, że Tenar była tak zmęczona tym, że wiecznie jest tą „inną”, budzącą skrywaną lub jawną wrogość, że zapragnęła zrobić dokładnie odwrotną rzecz – nie walczyć o to, żeby zostać pierwszą maginią w Ziemiomorzu, tylko zasymilować się w radykalny, ale skuteczny sposób, jakim jest małżeństwo i urodzenie dzieci.
BN: Ale było też wspomniane, że w Havnorze powitano ją dość dobrze, jako tę, która przywiozła pierścień. Pewnie było to w dużej mierze powierzchowne, ale czy nie dałoby się tego przekuć w życzliwą relację przynajmniej z paroma osobami? Wydaje się też, że mieszkańcy dużego portowego miasta w samym sercu Archipelagu byliby bardziej otwarci na obcych, niż ludzie z małej wsi na prowincjonalnej wyspie, która w dodatku jest jedną z leżących najbliżej Wysp Kargadzkich, a zatem często bywa celem łupieżczych najazdów jasnoskórych. Jest to więc jedno z najgorszych miejsc dla Kargijki szukającej akceptacji. Choć sam pomysł na asymilację przez małżeństwo – brzmi sensownie (choć mało malowniczo, ja jednak wolę czytać o kobietach, które wybijały się ponad tłum a nie zrobiły wszystko, by się weń wtopić). Pada też stwierdzenie, że Tenar chciała mieć dzieci – wychodziłoby więc na to, że albo rodzina albo „kariera"?
AH: Nie w tamtych realiach. Bycie żoną zamożnego rolnika to w Ziemiomorzu też forma kariery zawodowej, tylko bardziej aprobowana społecznie niż kariera czarownicy. Po przełożeniu sytuacji na nasze realia powiedziałabym, że Tenar wybrała rodzinę i spokojną, stabilną pracę, porzucając marzenia o karierze aktorki albo koncertującej artystki rockowej.
BN: Pozostaje też kwestia męża Tenar – ktoś z was, nie zerkając do książki powie, jak się nazywał? Czy zostało wyjaśnione, dlaczego za niego wyszła i wybrała taką drogę? Żeby choć Le Guin napisała – bo ja wiem, że przyszły mąż zauroczył Tenar do tego stopnia, iż zamieszkanie na farmie u jego boku uznała za to, czego pragnie od życia. Albo inaczej, że był dobrym, ciepłym człowiekiem, który zapewnił jej stabilizację i poczucie bezpieczeństwa. Albo, że nagle odkryła, iż uprawa roli i pasanie bydła jest jej powołaniem życiowym. Albo – że wychodząc za tego mężczyznę chciała zrobić Gedowi na złość na zasadzie „tyś się nie kwapił, to poślubię pierwszego lepszego, jaki się nawinie.” Cokolwiek?
AH: O ile pamiętam, w którymś momencie Tenar mówi Gedowi wprost, że wychodząc za mąż za innego, chciała mu zrobić na złość. A Ged przyznaje, że się wkurzył, chociaż głównie dlatego, że odrzuciła możliwość uczenia się magii. Sądzę też, że jest za mądra, żeby poślubić pierwszego lepszego. Krzemień musiał być porządnym człowiekiem. Pojął za żonę Kargijkę, obcą, co wymagało pewnej odwagi. A ich małżeństwo układało się harmonijnie.
MK: Właściwie to myślę, że był tym dobrym, ciepłym człowiekiem, który zapewnił jej stabilizację… przynajmniej takie wrażenie miałam na podstawie lektury. Tenar zdawała się być całkiem zadowolona: z małżeństwa, z córki, z życia, jakie wiodła – nawet jeżeli wiedziała, że nie do końca do tego miejsca pasuje. Mimo wszystko ten los był dla niej lepszy niż rola kapłanki. A może też lepszy niż towarzyszenie Gedowi, który zawsze musiał ratować świat i zajmować się sprawami magii? Nie było przygód, nie było uniesień, ale były zwykłe dni i zwykłe problemy, zamiast zamartwiania się sprawami koronowanych głów i mrocznych magów. Jak już wspomniałam, żałowałam takiego rozwiązania… ale też ciężko nie dostrzegać w nim zalet. Nie było sztampowe.
BN: Jeszcze w kwestii Krzemienia – moim zdaniem, w powieści jest o nim stanowczo za mało. W końcu Tenar spędziła z nim szmat życia. Tymczasem w „Tehanu” nie uświadczymy wspomnień, czy – nawet mimowolnych – porównań Geda do pierwszego męża. Tak, jakby był, spełnił swoje zadanie, a potem został odsunięty poza nawias. To nie wypada realistycznie.
AH: Trochę wzmianek o nim jest, chociaż faktycznie niedużo, może nie zapadły Ci w pamięć. Tenar od czasu do czasu porównuje Geda do Krzemienia („Siedział spokojnie, zapatrzony w ogień (…) jak niegdyś Krzemień. Byli do siebie bardzo podobni, a jednocześnie różni – tak różni, jak kamień zagrzebany w ziemi i szybujący na niebie ptak”). Nieżyjący mąż w jej wspomnieniach jawi się przede wszystkim jako człowiek milczący i zamknięty w sobie, nieprzystępny. W którymś momencie Tenar wspomina, że w małżeństwie były chwile, kiedy jej kobieca bezsilna złość odbijała się od męskiego milczenia jak od ściany. Krzemień był też przywiązany do Gontu, do swojej farmy, nie czuł potrzeby poznawania szerokiego świata. Sądzę, że można byłoby go określić jako człowieka pragmatycznego, zrównoważonego i raczej pozbawionego wyobraźni. Rzeczywiście nie wydaje się, aby była to wielka miłość; może dlatego, że Tenar przez te wszystkie lata skrycie kochała Geda.
BN: Bogumił? Istotnie, jakoś nie zapadły mi w pamięć te wzmianki. Natomiast jeszcze o samej Tenar – moje pierwotne wyobrażenie dotyczące tej postaci, stworzone na podstawie „Grobowców Atuanu” było takie, że była to dziewczyna chcąca od życia więcej przestrzeni, ciekawa świata poza świątynią. A tymczasem zdecydowała się na spędzenie większości swojego życia w jednym miejscu, w niewielkiej społeczności, zupełnie zwyczajnie. Może i o to chodzi, że cenne jest uzyskanie możliwości wyboru własnej ścieżki, jakakolwiek by ona nie była. I tak, prawdą jest, że w młodości mamy wiele marzeń, tyle chcielibyśmy osiągnąć, zobaczyć, a potem większość z ludzi wybiera małą stabilizację. Tak czy owak mi żal…
Też tak o nim myślę. Choć szanuję go za pracowitość. Jego fani mogą liczyć na to, że jeśli nie wydarzą się jakieś nieprzewidziane wypadki losowe tom następny dostaną w swoje ręce w sensownym terminie.